– W meczach ligowych strzeliłem do tej pory 399 bramek. Solą w oku jest ta jedna, której brakuje mi do 400 – mówi MAREK KOSTYRA, wychowanek Orła Rudnik, obecnie piłkarz KS Majdan Łętowski.
– Dawno pana nie widziałem na boisku. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem jak w meczu z Orłem Rudnik Marek Kostyra wkracza na murawę w barwach klubu z Majdanu Łętowskiego. Tak pan się stęsknił za piłką?
– Przez dwa lata w ogóle nie grałem. Wcześniej prowadziłem mocną drużynę Podlesianki Kamień i zrobiłem z nią awans do okręgówki. Byłem za słaby na grę w tym zespole, więc prowadziłem drużynę z ławki.
Nie chcę zakończyć jak Tomasz Wieszczycki
– Do powrotu na boisko podobno skłoniły pana… liczby?
– Tak. Wyliczyłem, że w meczach ligowych strzeliłem do tej pory 399 bramek. Solą w oku jest ta jedna, której brakuje mi do 400. Żaden ze mnie wielki grajek, najwyżej grałem w klasie okręgowej i tam też kilka goli udało się strzelić, ale pomyślałem, że nie chcę zakończyć grania tak jak Tomasz Wieszczycki, który w ekstraklasie zdobył 99 bramek i koledzy z Canal+ śmieją się, mówiąc o nim Tomasz „99” Wieszczycki. Ja nie chcę być Marek „399” Kostyra.
– Okazja była w meczu z Orłem Rudnik…
– Kiedy spiker Leszek Wojtas ogłosił w trakcie spotkania, że Robert Lewandowski strzelił 41 bramkę i pobił rekord Gerda Muellera, to zaświtało mi w głowie, że może to właśnie dziś – „Lewy” ma swój wielki dzień i ja też będę miał mały sukces. Nie udało się, ale wierzę, że zdobędę tego upragnionego gola jeszcze w tej rundzie, w barwach KS Majdan Łętowski. Nie czarujmy się, mam 46 wiosen, i tych okazji będzie coraz mniej, wchodzę już z ławki rezerwowych, ale cel mam tylko jeden. Nieważne czy to będzie gol z 0:5 na 1:5, czy bramka dająca zwycięstwo. Chcę jeszcze raz przeżyć tę chwilę jak piłka trzepocze w siatce.
– I wtedy zawiesi pan korki na kołku?
– Tak. Będę mógł ze spokojem rozstać się z boiskiem, ale z piłką niekoniecznie. Jeżeli sytuacja zawodowa mi się ureguluje, to być może będę trenował jeszcze jakieś okoliczne drużyny.
– Pamięta pan swoją pierwszą bramkę?
– To był wrzesień 1994 roku, bramka z rzutu wolnego, strzelona drużynie Wiktorii Wolina na starym boisku w Kopkach, w barwach Orła II Rudnik Kopki, bo wtedy nie było Jutrzenki.
– Gdyby w sobotę (22 maja) udało się panu strzelić gola, to byłaby piękna klamra. Wychowanek Orła Rudnik ostatnią bramkę zdobywa z macierzystą drużyną…
– Taka jest piłka. Nie ma miejsca na sentymenty. Rzeczywiście tutaj zaczynałem. Na WF-ie w technikum wypatrzył mnie Stanisław Gałuszka. Widział, że wyróżniam się na tle innych chłopaków, którzy już trenowali w Orle. Zacząłem grać bardzo późno, bo dopiero w wieku 16 lat, w juniorach. Początkowo było to w moim wykonaniu bieganie za piłką bez ładu i składu. Ale siła do tego biegania była. No i pazerność na bramki, chociaż zaczynałem jako obrońca. Miło wspominam te dawne lata. Dużo mam do zawdzięczenia trenerowi Janowi Kopciowi, nestorowi rudnickiej piłki, ale równie ciepło wspominam trenera Jana Ramockiego, który prowadził mnie też w Jutrzence Kopki, w najlepszych latach tego klubu.
Do ołtarza szedłem z mokrą głową
– Ma pan na koncie nie tylko pokaźną liczbę strzelonych bramek. Również liczba drużyn, w jakich pan występował robi wrażenie. Ile barw klubowych pan reprezentował?
– Sporo tego było (śmiech). Łącznie 19 drużyn. Wymienię najwyżej kilka: Orzeł Rudnik, KP Zarzecze, Sokół Kamień, Advit Łętownia, Sparta Jeżowe, Retman Ulanów.
Z moim macierzystym Orłem Rudnik awansowałem do 4 ligi w 2000 r. To były ciekawe czasy. Rok wcześniej brałem ślub. W dniu, kiedy miałem stanąć przed ołtarzem, o godzinie 11 graliśmy na rudnickim stadionie mecz przeciwko drużynie Stali II Stalowa Wola.
Przed spotkaniem zawiozłem moją przyszłą małżonkę do fryzjera. Pojechałem na mecz, ale zapomniałem przekazać szwagrowi, żeby ją odebrał, a to nie była doba komórek. Do ołtarza szedłem z mokrą głową. Dzisiaj się z tego śmieję, ale wtedy do śmiechu mi nie było. Przez długi czas jedyne słowo, jakie do mnie żona powiedziała tego dnia, to było „tak” przed ołtarzem. Dopiero po czasie mi wybaczyła.
– Wróćmy do strzeleckich statystyk. Co będzie pan liczył, kiedy uda się zdobyć upragnioną bramkę numer 400?
– Zacząłem już prowadzić nowy grafik. To jest licznik mojego syna Artura, który jest obrońcą w Sparcie Jeżowe. Na razie zdobył trzy bramki.