Koniec zimy 1946 roku dla Stalowej Woli nie był łaskawy. Dziś mówi się o akcjach ekspropriacyjnych, czyli de facto zaopatrzeniowych, jakie organizowało podziemie, ale takie akcje przeprowadzały także zwyczajne bandy rabunkowe, które niejednokrotnie przykrywały się płaszczem walki z komunizmem i walki o niepodległą Polskę.
Z tym bywało różnie. Nie ominęły takie akcje Stalowej Woli i okolic. Najtragiczniej skończył się napad zbrojny na samochód Zakładów Południowych 11 lutego 1946 r. Wywiad Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość okręgu rzeszowskiego donosił:
Dokonano napadu na samochód Zakładów Południowych Stalowa Wola i zabrano 1,5 mln zł (2 ludzi zabitych).
Bywało jednak tak, o czym meldował wspomniany wywiad WiN-u:
Dnia 9.3. br. dziewięciu ludzi w mundurach wojskowych uzbrojonych napadło na dom Napory Józefa w Stalowej Woli, zrabowano gotówkę 600 zł, towar oraz garderobę wartości 20000 zł. Dnia 13.3. br. napad na sklep Żerebeckiej w Stalowej Woli, zabrano gotówkę 4000 zł.
Napora z żoną prowadzili niewielki sklepik na stalowowolskim placu targowym, Żerebecka natomiast miała nieduży sklep drogeryjny na końcu ulicy 1 Sierpnia.
Wielkie oburzenie wywoła zwłaszcza napad na samochód Zakładów Południowych, w czasie którego zginęli powszechnie szanowani pracownicy Zakładów; inżynier Wacław Mikolaszek oraz kierownik działu finansowego, ojciec kilkorga dzieci, Franciszek Rupala.
W pogrzebie zabitych uczestniczyły tłumy mieszkańców Stalowej Woli, ich wzburzenie było powszechne. Warto dodać, że dyr. Zakładów skrócił o dwie godziny prace pierwszej zmiany, aby pracownicy mogli uczestniczyć w pogrzebowej uroczystości.
Z kolei napady na samochody stalowowolskiej Spółdzielni Spożywców były niejednokrotnie dokonywane przez „leśnych” i oczyszczane z gotówki, którą wożono na zakup żywności we wsiach.
Akcja na spółdzielczą kasę
Szary dzień, 15 marca 1946 roku. Tego dnia obiegła Stalową Wole wiadomość o napadzie na Spółdzielnię Spożywców „Stalowa Wola”. Jej biura mieściły się przy ówczesnej gospodzie przy ulicy 1 Maja. Dziś w tym budynku znajduje się Telewizja Miejska.
Tuż przed południem, trzech młodych ludzi pojawiło się w budynku Spółdzielni, wtedy firma ta zaliczała się do bardzo dobrze prosperujących i na dobre była związana z Hutą. Zajmował się przede wszystkim zaopatrzeniem pracowników Huty w obuwie i odzież. Ale najważniejszą częścią działalności była aprowizacja załogi Huty, a tym samym miasta. Obroty miała więc bardzo duże.
Akcję przeprowadziło trzech młodych ludzi. Trwała krótko. Z kasy zabrali pieniądze i wyszli z budynku. Kiedy jedna z pracowniczek Spółdzielni, Lucyna Sobolewska, wymknęła się z ze spółdzielczego biura i dotarła do posterunku milicji, który nie znajdował się zbyt daleko, w bloku przy ówczesnej ulicy Wolności, milicja rozpoczęła pościg za napastnikami.
– Do mojego pokoju – relacjonował później członek zarządu Spółdzielni Józef Teresiński – weszło dwóch osobników z bronią w ręku i zażądali zaprowadzenia ich do kasy. Przed kasa było kilkunastu pracowników, którzy przyszli z gotówka ze sklepów. Kasjera w kasie nie było, oznajmiono, że poszedł na obiad. Wówczas bandyta, który mnie prowadził, kazał siebie zaprowadzić do gospody. W gospodzie kasjera też nie było i oznajmiono, że poszedł do kuchni. Wówczas osobnik ten kazał prowadzić do kuchni. Będąc w sieni, otworzyłem drzwi od kuchni i zobaczyłem kasjera w drugim końcu pomieszczenia jedzącego obiad. Wskazałem temu bandycie kasjera, sam zostając w sieni i kiedy bandyta skierował się do kasjera, po zamknięciu drzwi sam schroniłem się do magazynu.
Wystraszony Teresiński, wraz z innymi pracownikami obserwował przez okno w piwnicy, co będzie działo się przy budynku. Zauważyli, że przed wejściem do biur Spółdzielni stoi jeszcze jeden z napastników.
Tymczasem niezauważona przez obstawę Lucyna Sobolewska oknem od podwórza wymknęła się z budynku i pobiegła zawiadomić milicję, która miała siedzibę niedaleko, w budynku przy ulicy Wolności, obok dzisiejszego banku PKO. Trójka młodych mężczyzn ubranych w płaszcze i czapki zaczęła oddalać się od budynku, przez las, dziś jest to park. Jeden z nich niósł papierowa torbę. Teresiński wiedział, że w niej znajdują się pieniądze.
Po dziesięciu minutach w biurze Spółdzielni byli już milicjanci i zaraz rozpoczął się pościg. Nie przyniósł on rezultatu, zamachowcy wsiąkli w lesie.
W biurach Spółdzielni
Napastników było tylko trzech: „Franio”, „Błyskawica” oraz „Iskra”. Wszyscy byli członkami antykomunistycznego podziemia i byli w oddziale „Wołyniaka”. Akcją dowodził „Iskra”, który pochodził z Jarosławia i wcale dobrze znał Stalową Wolę. „Błyskawica” (Tadeusz Rejman) tak opisywał całą akcje:
„Iskra” stał na ubezpieczeniu w korytarzu, a ja z „Franiem” weszliśmy do pokoju na piętrze, gdzie mieściła się kasa. Jednak kasjera nie zastaliśmy, ponieważ był na obiedzie. Więc „Franio” udał się do stołówki, która znajdowała się na parterze i poprosił kasjera, aby poszedł do kasy, gdyż on chce wpłacić pewną kwotę pieniędzy. Kasjer udał się na górę, gdy wszedł do pokoju, w którym mieściła się kasa, sterroryzowaliśmy pistoletami jego i innych pracowników. Następnie „Franio” zażądał od tego kasjera kluczy do kasy. „Franio” po odebraniu kluczy zabrał pieniądze z kasy do torby papierowej. W tym czasie ja pilnowałem tamtejszych pracowników. Po zabraniu gotówki opuściliśmy ten dom, a zaraz za nami milicja urządziła pościg. Jednak myśmy zbiegli do lasu w Stalowej Woli.
Co ciekawe, gdy „Franio” poszukiwał w gospodzie kasjera, na obiedzie w stołówce był milicjant, ale Teresiński bał się podnieść alarm. „Franio” łatwo wyciągnął z kuchni kasjera i na oczach kilku pracowników wprowadził go do pomieszczenia kasy. Zaskoczenie było duże.
Główny buchalter Spółdzielni, Zbigniew Piotrowicz, gdy „Franio” prowadził pod bronią kasjera, rozmawiał przez telefon z Hutą.
Oto jego relacja: W trakcie rozmowy zauważyłem w pewnym momencie stojącego przy drzwiach człowieka w czapce. W pierwszej chwili nie zorientowałem się o co chodzi i dalej rozmawiałem. Dopiero po zauważeniu broni – wspominał Piotrowicz – skierowanej do reszty ludzi znajdujących się w biurze, rozmowę przerwałem. Osobnik ów wtedy doszedł do telefonu i przeciął sznury. Za nim wszedł drugi i wpadł do kasy. Dosłyszałem tylko tłumaczenie kasjera, że więcej pieniędzy nie posiada.
Tym, który przerwał telefoniczne połączenie był „Błyskawica” (Tadeusz Rejman).
Pościg milicji nie dał rezultatu. Uczestnicy akcji: „Błyskawica” (Tadeusz Rejman), „Iskra” (Bolesław Fudała”), „Franio” (Franciszek Ziółkowski) i czwarty uczestnik napadu, ubezpieczający kolegów na dworze, udali się w stronę stalowowolskiej Kolonii Robotniczej. Wtedy gęsty las otaczał tam Hutę i bezpośrednio „dotykał” miasta. Tam również znajdował się przystanek kolejowy, z którego zapewne napastnicy wyjechali do Leżajska.
Wydarzenia po akcji
Po udanym napadzie, na punkcie kontaktowym w domu Jana Działy w Leżajsku „Błyskawica” przekazał zdobycz ze Stalowej Woli szefowi tzw. Pogotowia Akcji Specjalnej, czyli bojówek Narodowej Organizacji Wojskowej „Sępowi” (Bronisław Dłuszyński). Pieniądze uzyskane z napadu w Stalowej Woli zostały w większości przekazane na utrzymanie oddziału „Wołyniaka”.
Trzeba dodać, że „Sęp”, w meldunku jaki sporządził po akcji, napisał w raporcie:
16 III 1946 patrol 4 ludzi ze „Złota” (chodzi o oddział „Wołyniaka”- przyp. DG) zarekwirował 33 tys. 288 złotych z kasy społeczno-spożywczej w Stalowej Woli.
Ile pieniędzy padło łupem napadu, do końca nie wiadomo. Teresiński ze Spółdzielni twierdził, że z kasy zabrano około 50 tysięcy złotych, natomiast „Błyskawica”, że około 30 tysięcy. Jaka jest prawda? Wydaje się, że jedna i druga strona z tego napadu była zainteresowana przekazaniem mylnej informacji co do sumy zrabowanych pieniędzy.
Sprawę zapewne wyjaśnia meldunek wywiadu okręgu podziemnego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, który podaje dokładną sumę pieniędzy zabraną przez bojówkę NOW. W meldunku WiN znajduje się krótka informacja, że dnia 15.3. br. napad na biuro Spółdzielni w Stalowej Woli, zrabowano 46895 zł.
Aktywni uczestnicy tamtego wydarzenia już dawno nie żyją, różne były ich losy. W grudniu 1947 roku „Iskra” zginął w Leżajsku w czasie zasadzki zorganizowanej przez Urząd Bezpieczeństwa i milicję. Za działalność w antykomunistycznej konspiracji Narodowej Organizacji Wojskowej na długoletnie więzienie został skazany „Błyskawica”.
Ten sam los spotkał „Frania”. „Sęp” Bronisław Dłuszyński stał się ofiarą wewnętrznych rozgrywek w łonie dowództwa okręgu rzeszowskiego Narodowej Organizacji Wojskowej. W kwietniu 1946 roku został rozstrzelany z polecenia komendanta NOW Piotra Woźniaka przez „Rolanda”, żołnierza oddziału „Tarzana” (Tadeusz Gajda).
Po latach, w połowie lat 50., mieszkańców Stalowej Woli zbulwersował atak na samochód przewożący pieniądze ze sklepowych utargów. Ale to już inna historia, wedle uczestników tego napadu, była to akcja o politycznym podłożu.
Dionizy Garbacz