Amerykański sen Bożeny zamienił się w zmorę. Rozwiodła się z mężem, wróciła do kraju. Były mąż ożenił się ponownie i zapomniał o powinnościach z poprzedniego związku. Były nimi chociażby alimenty na dzieci. Stać go było, ale płacić nie chciał. Była żona się o nie upominała. Postanowił ją ukarać. Ją i wspólną córkę. Zlecił oblanie obu kwasem solnym.
To nie jest amerykański film, ale sytuacja żywcem z takiego wyjęta. W tle są dolary, jest wynajęty „killer”, jest policyjna specbrygada i w końcu jest wyrok. Nie będzie tylko kary, bo winowajca został skazany przez polski sąd, a mieszka w USA i do kraju przodków nie zamierza wrócić. Zresztą sąd skazał go na karę w zawieszeniu. Dwa lata w zawieszeniu na pięć.
– Jemu nic się nie stanie, a do tego dalej będzie żył w przeświadczeniu, że prawo się go nie ima – mówi była żona i niedoszła ofiara, zapowiadając odwołanie się od wyroku do instancji wyższej.
Pokrewieństwo krwi i dusz
Franciszek S. pochodzi ze Stalowej Woli. Dziś ma 54 lata i mieszka w Filadelfii. Prowadzi tam całkiem dobrze prosperujący interes. Jest właścicielem m.in. sklepu z bronią, uzupełniającej go strzelnicy i szkoły. Krótko mówiąc, ma z czego żyć. Trochę skromniej, ale też na poziomie dalekim od ubóstwa żyje w USA jego młodszy o 9 lat brat Bogusław. W środowisku polonijnym – i nie tylko – u ujścia Delaware do Atlantyku obaj są rozpoznawalni. Głównie z rozrywkowego trybu życia, o czym można się przekonać przeglądając Internet. Pokrewieństwo krwi i dusz Franciszka i Bogusława jest zauważalne. Obaj się rozwiedli, obaj zachowali złość do „byłych” i obaj wpadli na przestępczy pomysł. Nie byle jaki, bo zagrożony u nas 10-letnim więzieniem. Tzw. stary kodeks karny przewidywał za to karę więzienia z możliwością jej zawieszenia; w nowym „zawiasów” już nie ma.
Bracia wymyślili genialny ich zdaniem sposób na pozbycie się kłopotów wynikających z byłych małżeństw przez oblanie kwasem byłych żon i osób im najbliższych. Kwestią prawniczych interpretacji jest to, czy było to zlecenie zabójstwa, czy tylko głębokiego uszczerbku na zdrowiu z zagrożeniem życia.
W sumie 11 tysięcy „zielonych”
Sprawa wyszła na jaw pod koniec poprzedniej dekady. W ręce warszawskiej policji wpadł wtedy niejaki W. Też ze Stalowej Woli. Wpadł na pospolitym przestępstwie, a ratując się przed wysokim wyrokiem „sprzedał” śledczym braci S. Otóż wyjawił, że namawiali oni go do oblania kwasem pięciu kobiet. Miała to być była żona Franciszka i ich córka oraz była teściowa Bogusława i jej matka. Mieszkająca w Stalowej Woli Bożena S. odważyła się zainteresować organa ścigania niepłaconymi przez Franciszka S. alimentami. Z kolei była już żona Bogusława domagała się niekorzystnego dla niego podziału majątku w Ameryce, bo akuratnie się rozwodził.
„Killer W.”, ze stalowowolskiego półświatka miał pojechać w okolice Kielc i chlapnąć kwasem na twarz teściowej (teraz już byłej) Bogusława i jej matki. Wtedy jego żona musiałaby wrócić do Polski, by zająć się kobietami i nie męczyłaby męża finansowymi żądaniami. Za to jednak, że rozwód utrudniała i chciała go puścić z torbami, W. miał i ją oblać kwasem. Za trzy chlapnięcia żrącą substancją zleceniodawca przekazał „killerowi W.” 6 tys. amerykańskich dolarów. Franciszek S. za oblanie kwasem byłej żony i córki dał wykonawcy 5 tys. USD.
Sprawa została bardzo poważnie potraktowana przez naszą policję i prokuraturę. Bożena S. i jej dorosła już córka miały w pierwszym planie być objęte przepisami dotyczącymi świadków koronnych. Obie odmówiły, bo wiązało się to z uciążliwościami takimi jak zmiana danych, zmiana miejsca pobytu i temu podobnymi. Była żona Franciszka S. przystała jedynie na dyskretną opiekę policji. Ochronę policji otrzymały też teściowa Bogusława i jej matka.
– Wytrzymałam tylko pół roku i sama poprosiłam, by policjanci zaczęli opiekować się kimś innym – mówi Bożena S. – Nerwy miałam zszarpane, nie mogłam spać, co drugi człowiek wydawał mi się podejrzany. Nie mam nic do policjantów, bo starali się jak mogli najlepiej, ale dla mnie to było nie do zniesienia.
Dom niedoszłej ofiary został objęty policyjnym monitoringiem. Kamery śledziły jego otoczenie i wnętrze przez całą dobę. Jego właścicielka miała stały kontakt z CBŚ w Rzeszowie. Wystarczyło podać hasło, by w ciągu kilku minut pod domem pojawili się policjanci z formacji specjalnych. Na szczęście nie było takiej potrzeby.
Oddał alimenty
W połowie czerwca tego roku przed Sądem Rejonowym w Stalowej Woli zakończył się proces braci S. Obaj zostali oskarżeni o zlecenie W. dokonania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pięciu kobiet. Sąd wydał wyroki w zawieszeniu, bowiem zdaniem przewodniczącego składu do realizacji zlecenia nie doszło. Na łagodność wyroku, czyli zawieszenie kar więzienia wpłynęło również to, że oskarżeni dopuścili się przestępstw w czasie, kiedy w naszym kodeksie obowiązywały kary łagodniejsze. Na kilkadziesiąt dni przed wyrokiem Franciszek S. zwrócił zaległe kwoty alimentów.
Teściowa w roli kuriera
Obu oskarżonych przed sądem reprezentowali wynajęci adwokaci. Obrońcy wnosili o uniewinnienie swoich klientów. Wyrok można więc uznać za kompromis, ale Bożena S. mówi bardziej o uległości naszego wymiaru sprawiedliwości. Gdyby zapadły sroższe wyroki, Polska mogłaby się ubiegać o ekstradycję braci S. Ta byłaby wątpliwa, bowiem obaj mają podwójne obywatelstwo, a USA nie są tak skore wydawać swoich obywateli wymiarom sprawiedliwości innych państw. Mogłoby to jednak być nauczką dla innych zuchwalców.
Bogusław i Franciszek S. zostali przesłuchani przez naszego prokuratora w Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku. Oczywiście, nie przyznali się. W Prokuraturze Okręgowej w Tarnobrzegu została za to przesłuchana obecna teściowa Franciszka S., zamieszkała pod Stalową Wolą. Trudno jej dowieść udziału w przestępczym procederze, ale to ona przywiozła z USA zdjęcia ofiar. Oprócz billingów, to właśnie te zdjęcia pogrążyły braci S. Pochodziły bowiem z ich prywatnych archiwów. Zresztą W. wszystko policjantom opowiedział. Stalowowolanin swoją bardzo złagodzoną karę za inne przestępstwa już odsiedział. Przed sądem stawał jako świadek i z wolnej stopy. W tym drugim przypadku, chyba pierwszy raz w swoim życiu.
Jacek Czyż
One Comment
olo
Bo to zła kobieta była.