Dziś, można rzec, że mamy nadmiar środków przekazu. Przeciętny zjadacz chleba jest atakowany mnóstwem informacji przekazywanych przez telewizję polską, zagraniczną, lokalną, radio. Ma również do dyspozycji gazety, pisma, szybko wydawane książki, broszury, a także Internet. I nie jest w stanie przełknąć tego, co przekazują środki przekazu. Może dlatego tak wyraźnie spada czytelnictwo prasy i książek. A jak było kiedyś w Stalowej Woli?
Po zakończeniu działań wojennych bodajże najszybciej uruchomiono łączność telefoniczną. Już 20 sierpnia odezwały się telefony, mimo że Niemcy, wycofując się ze Stalowej Woli, „po drodze” pościnali wiele słupów telefonicznych.
Gary i kołchoźniki
Pierwsza centrala posiadała 10 numerów, podłączono do niej Zakłady Południowe, elektrownię, milicję i UB. Nieco później, dla potrzeb Armii Czerwonej, uruchomiono łącza międzymiastowe Nisko – Rzeszów – Rozwadów – Sandomierz. W 1944 roku na dobre uruchomiono pocztę w hotelu nr 2 (przy ulicy Narutowicza i Wolności, dziś biura Urzędu Miasta). Na parterze mieściła się poczta, a centrala telefoniczna na pierwszym piętrze. W tej samej klatce schodowej znajdowały się mieszkania niektórych pracowników poczty, np. Cedzidłów, rodziny przez lata związanej z urzędem pocztowym w Stalowej Woli. Sala recepcyjna poczty była niewielka, stanowił ją pokój mieszkalny. Urządzono cztery okienka, później dwie kabiny do rozmów telefonicznych.
Pierwszym naczelnikiem urzędu pocztowego po wojnie był Kazimierz Pilarski. Pocztę z początku przewożono „kukuruźnikami”, dwupłatowymi samolotami, do Rzeszowa i Lublina. Pod koniec 1944 roku Armia Czerwona przekazała Stalowej Woli centralę telefoniczną o 30 numerach i urządzenia do radiowęzła. Na placu Wolności znajdowały się głośniki, które przekazywały program polskiej stacji polowej w Lublinie. Głośniki na placu Wolności funkcjonowały jeszcze do końca lat 50. Radiowęzeł, do którego przywiązywano wielką wagę, zatrudniał po paru latach kilku ludzi, a w 1953 r. już jedenaście osób. Oprócz programu nadawał komunikaty porządkowe. Kierownik radiowęzła, w 1945 roku postulował „wzmocnienie stacji” przez założenie drugiego megafonu na placu Wolności oraz przedłużenie linii nagłaśniającej na ulice C-X i F-S (dzisiejsze Narutowicza i Wolności) oraz podłączenie do radiofonii przewodowej szkoły powszechnej.
Z czasem zainstalowano kilka nowych głośników nadających program radiowęzła, przy czym głównie retransmisję wiadomości i audycji Polskiego Radia. Zainicjowana przez Rosjan radiofonia przewodowa zdominowała miasto. Podłączone do sieci radiofonicznej głośniki, które później powszechnie nazywano „garami” albo po prostu „kołchoźnikami” (symbol ujednolicenia i jednocześnie propagandy komunistycznej i prosowieckiej), stawały się jednym z głównych środków informacji i komunikacji. Na przełomie lat 40. i 50. zarejestrowano w Stalowej Woli prawie dwa tysiące głośników.
W latach 40. i z początkiem 50. radioodbiornik był marzeniem. Zdobycie „Pioniera” czy „Agi” było nie tylko oznaką zamożności, ale także wysokiej pozycji społecznej. Wtedy też nagminnie słuchano antykomunistycznych stacji radiowych „Wolna Europa”, „Głosu Ameryki” i angielskiej BBC. Czyniono to po kryjomu, ponieważ za odbiór zagranicznej stacji polskojęzycznej groziło po prostu więzienie, a w najlepszym przypadku przesłuchanie w Urzędzie Bezpieczeństwa, połączone ze stosownym biciem. Radia kupowano przede wszystkim na tzw. talony, które rozdzielała głównie Huta Stalowa Wola, zwykle przy okazji święta hutnika (o świętym Florianie, którego czczono jeszcze w pierwszych latach po wojnie, w latach 50. nie wolno było mówić).
Radio w każdym domu stało na eksponowanym miejscu, urządzano wręcz ołtarzyki, aparaty przystrajano specjalnymi makatkami. W 1950 roku w Stalowej Woli było 930 radioodbiorników i wyraźnie więcej „kołchoźników”, pięć lat potem proporcje odwróciły się, radioabonentów było ponad 2600, posiadaczy „kołchoźników” 1150.
Radiowęzeł w Hucie
W 1950 roku Huta Stalowa Wola zafundowała sobie własny radiowęzeł. Pierwsze głośniki, zwane wówczas megafonami, zainstalowano w 1949 r. Podawano głównie komunikaty porządkowe dla pracowników Huty. Nie przestrzegano wówczas godzin emisji.
Umieszczono głośniki na słupach, przede wszystkim na ulicach dojazdowych. Niespełna rok później radiowęzeł wyposażono w nowocześniejszy sprzęt, który ułatwić miał agitację, a w następnej kolejności przesyłanie informacji istotnych dla załogi. Wtedy też zerwano ze zwyczajem zwoływania zebrań załogi, na które z reguły przychodziła tylko część pracowników. Radiowęzeł zakładowy nadawał własne audycje i prowadził transmisję programu Polskiego Radia. Program radiowęzła emitowano dla pierwszej i drugiej zmiany, przy czym audycje musiały być krótkie, jako że pracownicy radiowęzła mieli obowiązek co kilka minut podawać aktualny czas (przed rozpoczęciem pierwszej i drugiej zmiany). Muzykę nadawano całkowicie propagandową, jedna z piosenek, śpiewana przez chór, nawołująca „do roboty”, szczególnie drażniła wielu pracowników. Gdy przyszły wydarzenia października 1956 roku, na zawsze zaprzestano jej nadawania.
Był kiedyś „Ruch”
Po wojnie różni ludzie zajmowali się sprzedażą prasy. Gazety do Stalowej Woli docierały nieregularnie, rozprowadzano je głównie w Zakładach. Bywało, że członkowie Związku Walki Młodych jeździli do Rzeszowa po prasę i później sprzedawali ją z zyskiem, który przeznaczali na działalność organizacyjną. Gazety dostarczały funkcjonujące wówczas partie polityczne: PPS i PPR. Zdarzali się i tacy jak Banach z Ozetu, który woził gazety i papierosy rowerem. Zwykle można go było spotkać w pobliżu stacji kolejowej, w czasie gdy ludzie oczekiwali na pociąg. Wykrzykiwał wówczas swoją rymowankę: „Papierosy, gazety! „Przyjaciółka”, wuzety! „Problemy” nowe!”.
Prasę rozprowadzano w zakładach, cieszyła się dużym wzięciem. czytano ją niejednokrotnie na stanowiskach pracy. To wzbudziło protest dyrekcji zakładów, która wydała specjalne zarządzenie, zabraniające czytania gazet na stanowiskach pracy. Zakaz ów argumentowano bezpieczeństwem pracy.
Pierwszą placówkę Państwowego Przedsiębiorstwa Kolportażu „Ruch” utworzono 1 stycznia 1950 roku. Była to rozdzielnia prasy, która funkcjonowała na terenie Huty. Stamtąd wysyłano gazety do miasta. Z początku starano się rozszerzyć prenumeratę czasopism. Stworzono nawet sieć kolporterów zakładowych. Ci ludzie sprzedawali także książki w popularnej wersji, drukowane na gazetowym papierze. Nosiły one nadruki „Biblioteka Trybuny Ludu”, „Biblioteka Sztandaru Młodych” itd. Cena jednotomowego egzemplarza wydawanych na kiepskiej jakości papieru wynosiła 2,40 zł, czyli mniej niż bochenek chleba.
W 1953 roku zlikwidowano rozdzielnię w Hucie i zorganizowano delegaturę „Ruchu”. Rozdzielnia i biura „Ruchu” przez pewien czas znajdowały się w domu Dyrkaczów, w tym samym, co kiedyś gospoda „Sami Sobie”, w pobliżu stacji kolejowej. Prowadzono kolportaż zamknięty w zakładach, ale na początku lat 50. były już pierwsze kioski sprzedające szerokiej klienteli miejskiej gazety i papierosy. Prenumeratę zakładową zlikwidowano w połowie lat 50. Wkrótce też, w 1954 roku, stalowowolską delegaturę zamieniono na oddział, któremu podporządkowano pobliską delegaturę w Nisku. W latach 40. rozprowadzano oficjalną prasę, m.in. „Rzeczpospolitą”, „Głos Ludu”, „Trybunę Wolności”, „Robotnika”, „Dziennik Polski”.
Podziemne pisma
Jeszcze w 1945 roku docierała prasa podziemna, najpierw akowska, później narodowa i prasa Wolności i Niezawisłości, Podziemna Narodowa Organizacja Wojskowa, funkcjonująca w Rzeszowskiem wydawała oprócz ulotek, biuletynów, swoje podziemne pisma „Głos Jedności Polskiej”, „Ku Wolności”, „Orzeł Biały”, których numery trafiały również do Stalowej Woli. Na łamach tego pisemka kwitowano m.in. wpłaty na działalność organizacyjną NOW. Podziemna prasa i druki ulotne krążyły w Stalowej Woli, ale głównie wśród ludzi zaufanych, zwykle związanych z konspiracją antyniemiecką. W końcu lat 40. rozpowszechniano tajną prasę i druki wydawane przez młodzieżowe organizacje antykomunistyczne, m.in. „Pobudkę” i „Świt”, rozpowszechniane głównie wśród młodzieży pisemka podziemnej organizacji „Orlęta”. Krążyły również publikacje broszurowe, ulotki, głównie dotyczące wydarzeń historycznych, fałszowanych przez nową władzę. Ostatecznie, gdy przestały istnieć „Orlęta” i „Młodzieżowy Ruch Oporu”, rozbite przez UB, gdy nasilił się jeszcze terror, prasa podziemna była już niedostępna, bo i nie było jej wydawców.
Pierwsza stalowowolska gazeta
Nowe władze orientowały się w sile prasy. W Stalowej Woli rozpoczęto wydawanie zakładowej gazety „Socjalistyczne Tempo”. Jej pierwszy numer ukazał się 17 maja 1951 roku, w nakładzie tysiąca egzemplarzy. Twórca tytułu, sekretarz partii w Hucie, Piotr Sieńko, w artykule wstępnym do pierwszego numeru napisał tak: Zaostrzyć czujność w stosunku do wroga klasowego i do toczącej się walki klasowej… ażebyśmy mogli to zadanie spełnić i wykonać, nasza organizacja partyjna postanowiła wydać periodyczną gazetę zakładową, która będzie tym czynnikiem polityczno-wychowawczym, informatorem i agitatorem naszego Komitetu Zakładowego, Rady Zakładowej i Zarządu Fabrycznego ZMP. Organ naszej załogi ma zaszczytne zadanie wykazywać te wszystkie osiągnięcia, które przyczynią się do szybkiego wykonania planów produkcyjnych, norm, a tym samym przyśpieszają wykonanie planu. Poprzez krytykę błędów i niedociągnięć gazeta nasza będzie uczyć i wychowywać. Każdy członek naszej załogi będzie widział w naszej gazetce zakładowej doradcę i przyjaciela. Gazetka nasza pomoże nam przezwyciężyć stary styl w pracy i wszelkie trudności, jakie spotykamy. Śmiało trzeba pisać, krytykować niedociągnięcia i błędy, po bolszewicku. Krytyka i samokrytyka jest orężem w naszej walce, a gazeta nasza pod nazwą „Socjalistyczne Tempo” będzie nam przyświecać i rozpali ogień bolszewickiego tempa pracy i na doświadczeniach gazetek wydawanych w Związku Radzieckim, uczymy się i korzystać będziemy z tych doświadczeń krytyki i samokrytyki, z przodującej techniki, z bolszewickiej metody kierowania masami i organizowania tych mas do wykonania zadań, jakie stawia przed nami partia i rząd…
Gazeta rodziła się w wielkich bólach, drugi bowiem jej numer ukazał się dopiero po kilku miesiącach, na początku listopada 1951 roku, w 34. rocznicę Rewolucji Październikowej. Od grudnia tego roku, wedle zapewnień komitetu redakcyjnego, gazeta miała się ukazywać dwa razy w miesiącu. Ale tych deklaracji nie potwierdziła rzeczywistość, ponieważ w 1952 roku zamiast dwudziestu czterech numerów gazety ukazało się dwanaście.
Pierwszym redaktorem odpowiedzialnym „Socjalistycznego Tempa” był Kazimierz Derlęga. Gazeta miała bazować na licznym gronie korespondentów i społecznych kolporterów. Autorami artykułów byli m.in. Zygmunt Trębaczewski, Zdzisław Kalinka, Franciszek Dul, Kazimierz Kolasiński, Piotr Nosal, Jerzy Zasowski, Władysław Kwiatkowski, Julia Pawłowska, Antoni Kud, Tadeusz Berłowski, Aleksander Wierzchowski, Halina Bachnowska, Halina Sikorzanka, Stanisław Bitikas (późniejszy dyrektor Huty), Józef Łastowski (późniejszy poseł na Sejm PRL), Lucyna Jamska. Większość piszących czyniła to zwykle z powodu nacisku wywieranego przez PZPR, kierownictwa wydziałów wytwórczych, związki zawodowe.
„Socjalistyczne Tempo” (dziś „Sztafeta”) zaczęło się w miarę regularnie ukazywać od 1954 roku.