– W nocy z 12 na 13 grudnia oglądałem w telewizji film „Święty Michał miał koguta” braci Taviani. I nagle, o północy, urwano go jak nożem uciął, a spikerka powiedziała, że to koniec programu. Pomyślałem wtedy, że tak jak kilka dni wcześniej stało się w Wyższej Szkole Pożarnictwa, tak teraz władza zaatakowała w Warszawie gmach telewizji, by zablokować wpływy „Solidarności” w TVP. O tym, że to stan wojenny dowiedziałem się rano z telewizji – tak wydarzenia sprzed 33 lat wspominał Jerzy Kopeczek, w grudniu 1981 r. działacz „Solidarności” w Zakładzie Hutniczym Huty Stalowa Wola.
Niedawno Jerzy Kopeczek za działalność opozycyjną w czasach PRL i stanu wojennego odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
– Czy byłem zaskoczony tym odznaczeniem? Śledząc rzeczywistość to raczej nie. Wcześniej odebrałem związkowy tytuł „Zasłużony dla Regionu Ziemia Sandomierska”. Wtedy w latach 80. nikt się nie zastanawiał czy warto się narażać, bo po prostu trzeba było to robić i nikt nie myślał, czy ktoś kiedyś za to podziękuje. Robiło się to z głębokiego moralnego przekonania i niezgody na panujący system – powiedział „Sztafecie” Jerzy Kopeczek (notabene od trzech lat bezskutecznie szukający stałej pracy).
Lojalka albo areszt
Rankiem, 14 grudnia 1981 r., razem z Ewą Kuberną Kopeczek wchodził do autobusów stojących na przejeździe koło stacji PKP, wiozących ludzi do pracy w HSW. Mówili im, że trzeba podjąć strajk solidaryzując się w ten sposób z zatrzymanymi poprzedniej nocy. Potem to samo mówili idąc w tłumie zdążającym do Huty.
– W pracy obleciałem chyba kilkanaście wydziałów, też namawiając do strajku. Kilka z nich stanęło, ale na krótko. 15 grudnia dostałem wezwanie na komendę. Propozycja była krótka: lojalka albo areszt. Nic nie podpisałem, więc zostałem zatrzymany. Dwa razy przesłuchano mnie pod zarzutem wywołania strajku w zmilitaryzowanym zakładzie, jakim była wtedy Huta, za co, jak przeczytała mi pani prokurator, groziło od pięciu lat do kary śmierci włącznie. Potem jednak wycofano się z tego oskarżenia, bo też i Huta nie przyznawała się oficjalnie, że były u niej jakieś strajki. 17 grudnia rano otrzymałem decyzję o internowaniu. Wiem, że w pomieszczeniu za ścianą siedziała Ewa Kuberna, bo porozumiewaliśmy się stukaniem. Tego samego dnia zapakowano nas do ciężarówki i wywieziono do Załęża – opowiadał Jerzy Kopeczek.
CAŁY ARTYKUŁ PRZECZYTASZ W AKTUALNYM WYDANIU SZTAFETY – 11 GRUDNIA