Nie 1 a 7 września zabrzmiał pierwszy dzwonek w szkole podstawowej w Wolinie. Przez pierwsze dni 33 uczniów z tej niewielkiej miejscowości oraz sąsiedniej Nowej Wsi uczyło się w Racławicach, gdzie od czterech lat funkcjonuje Niepubliczna Szkoła Podstawowa. Dzięki wspólnym staraniom tych trzech społeczności udało się połączyć obie placówki. I dziś dzieci z Racławic, Woliny i Nowej Wsi uczą się wspólnie w Niepublicznej Szkole w Racławicach, która działa nie tylko w dwóch budynkach, ale i pod dwoma adresami.
Kiedy w czerwcu radni gminy Nisko większością głosów podjęli decyzję o likwidacji szkoły podstawowej w Wolinie wydawało się, że to już koniec. Dzieci od września miały trafić do placówki w sąsiedniej Podwolinie, zaś nauczyciele dostali angaże w szkołach porozrzucanych po całej gminie. Los tej niewielkiej placówki, do której uczęszczało 35 dzieci wydawał się przesądzony. Jednak rodzice, którzy przez kilka miesięcy walczyli o utrzymanie szkoły publicznej mieli plan. Jak sami mówią plan B. Po pomoc poszli do sąsiednich Racławic, gdzie od czterech lat działa Niepubliczna Szkoła Podstawowa. Długie, często trudne rozmowy zakończyły się sukcesem.
– Na początku walczyliśmy o to, by w Wolinie została szkoła publiczna. W czerwcu jeszcze mieliśmy nadzieję, że szkoła zostanie chociaż przez rok, że będziemy mieli czas na to żeby opracować strategię funkcjonowania edukacji. Spotykaliśmy się bardzo często, rodzice, rada sołecka, osoby, które budowały tą szkołę. Szukaliśmy różnych rozwiązań. Mieliśmy różne opcje. Jedna była taka że uda się nam formalnie zagrać i ocalić szkołę. Nie udało się. Pojawił się wariant B. Przygarnęły nas Racławice – mówi Elżbieta Tomczak, sołtys wsi Wolina.
Sami by nie zdążyli
Pomysłów na utworzenie własnej szkoły było kilka. Szansą by ją poprowadzić mało być istniejące we wsi Stowarzyszenie Aktywnej Współpracy w Wolinie. – Gdyby nasze stowarzyszenie przejęło szkołę nie mielibyśmy pieniędzy w pierwszych miesiącach funkcjonowania. Dostalibyśmy je dopiero po nowym roku – sołtyska wyjaśnia, że prowadzona przez stowarzyszenie szkoła dostałaby subwencję dopiero po nowym roku, gdyż właśnie wówczas jest ona wypłacana. Szkoła nie miałaby więc pieniędzy na pierwsze cztery miesiące funkcjonowania od września do końca grudnia. – Poza tym procedury uruchomienia placówki w takiej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy były niemożliwe, nawet gdybyśmy dostali subwencję lub mielibyśmy zabezpieczone środki na funkcjonowanie szkoły przez pół roku. Nie spełnilibyśmy wszystkich procedur, jakie umożliwiłyby nam uruchomienie tej placówki – tłumaczy.
Więcej w papierowym wydaniu Sztafety