W tegorocznym dyktandzie wzięło udział 131 osób. Prace oceniało jury, pod honorowym przewodnictwem autorki dyktanda – Anny Garbacz, w składzie: Mariola Gujda, Joanna Krawczyk-Bojarska, Ewa Wąsik, Jolanta Mroczek, Marta Janik, Katarzyna Kusiowska, Monika Laskowska, Ewa Kozioł.
Kryteria oceny uwzględniały zróżnicowanie błędów na: błąd I stopnia („u”, „ó”, „ż”, „rz”, „h”, „ch”, „nie” z czasownikami, wielka litera) – 1 punkt ujemny, błąd II stopnia (pozostałe rodzaje błędów) – 0,5 punktu ujemnego, błąd III stopnia (interpunkcja) – 0,25 punktu ujemnego;
Wśród ocenionych prac nie było żadnej całkowicie bezbłędnej. Najlepsza praca otrzymała 5 pkt. ujemnych, druga 5,5 pkt. ujemnego, trzecia 6,5 pkt. ujemnego.
Laureatami VII Stalowowolskiego Dyktanda „Gżegżółki 2015” zostali:
I miejsce – Piotr Stęchły z Ujeznej – kod C 4 (nagroda: 1500 zł ufundowane przez Nadsański Bank Spółdzielczy w Stalowej Woli)
II miejsce – Iwona Czapla ze Stalowej Woli – kod B22 (nagroda: 1000 zł ufundowane przez Agencję Reklamy „Nado”)
III miejsce – Tomasz Oleksak z Niska – kod C 8 (nagroda: 500 zł ufundowane przez Centrum Somatologii „Dentes” Patrycja Bandasiewicz)
Poniżej publikujemy tekst VII Stalowowolskiego Dyktanda „Gżegżółki 2015”:
Miasto nie miasto
– Nie po tośmy (to-śmy) wysmażyli sążniste żądania do rządu, żeby nas zbywać jak byle obrzępałów czy żulików – zrzędzili stalowiacy, wciąż niezmożeni tużpowojennym chaosem.
Po ponadpółtorarocznych rozhoworach i użeraniu się z „warszawką” („Warszawką”) dochrapali się w końcu praw miejskich, notabene antydatowanych na prima aprilis Anno Domini tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego.
Społeczność stalowowolska scalona była nie tylko ze Ślązaków i starachowiczan z nie wiadomo iloprocentowym udziałem Kresowian.
Nie brak w niej też przybyszów z podprzemyskiego Pruchnika, z nad Sanem leżących Uherzec, z pobrzeży Jeziora Kórnickiego, z dorzecza Liswarty, z południowomałopolskich i północno-wschodnio-polskich rubieży.
Gdyby nie zdecydowanie i hart tych ludzi, ów ohydny formalnoprawny gulasz nawarzony przez podejrzliwych urzędników zaszkodziłby im niechybnie.
A mieszkańcy nieodległego, dwustupięćdziesięciopięcioletniego naówczas Rozwadowa chybaby prędzej spodziewali się dożyć lądowania przed farą wpółdrwiąco skrzywionych kosmitów z czułkami na szmaragdowozielonych czółkach niż wchłonięcia Rozwadowa przez Stalową Wolę.