17 września 1995 r. na frontonie stalowowolskiej konkatedry pw. Matki Bożej Królowej Polski odsłonięto tablicę poświęconą walczącym z sowieckim NKWD, komunistycznym UB i KBW w Kuryłówce, Nowym Narcie i Lipowcu. Znajdują się na niej nazwiska dowódców tych oddziałów, których nazwiska opluwała komunistyczna propaganda, skazywano je na zapomnienie.
Tablica miała oddać sprawiedliwość oddziałom antykomunistycznej partyzantki szkalowanym w czasach PRL i określanych jako bandy. Uroczystość zgromadziła wielu kombatantów podziemia niepodległościowego oraz ludność Stalowej Woli i okolicy.
Dlaczego?
Wypędzenie Niemców i wejście Rosjan w lecie 1944 roku na teren Rzeszowszczyzny nie oznaczało spokoju dla członków antyniemieckiej konspiracji, niezwiązanej z PPR. Wkrótce NKWD zaczęło poszukiwać akowców i osadzać ich w obozach i więzieniach. Szukanie bezpiecznego miejsca w tzw. wojsku Berlinga, czyli armii podporządkowanej Sowietom i PKWN, okazało się dla akowców złudne. Z wojska zabierano tych wszystkich, o których informacja wojskowa dowiedziała się, że należeli do AK, NOW czy NSZ. Również bezpiecznie nie czuli się żołnierze Batalionów Chłopskich, które nie współpracowały z komunizującą Armią Ludową. Dla akowców i członków NOW pozostała więc dalsza konspiracja i walka, która w istocie, wobec przeważającej siły sowieckiej, była beznadziejna. Wierni jednak przysiędze trwali w oporze przeciw wprowadzanej „władzy ludowej” wspieranej przez sowiecką armię oraz, jak wtedy się określało, nowemu okupantowi – Armii Czerwonej. W pierwszych miesiącach 1945 roku powstawały oddziały partyzanckie. Ich członkami byli zarówno żołnierze podziemia antyniemieckiego jak też dezerterzy z Ludowego Wojska Polskiego niechcący walczyć ze swymi dawnymi kolegami z konspiracji ani służyć władzy narzuconej przez Związek Sowiecki.
W marcu 1945 roku komendant okręgu Narodowej Organizacji Wojskowej na Rzeszowszczyźnie Kazimierz Mirecki „Żmuda” utworzył komendę oddziałów leśnych, której podporządkowało się siedem oddziałów partyzanckich. W kwietniu na jej czele stanął Franciszek Przysiężniak „Ojciec Jan”. Pod jego dowództwem partyzanckie poddziały „Wołyniaka”, „Radwana” i „Majki” stoczyły 6 maja 1945 r. zwycięską bitwę z wojskami NKWD pod Kuryłówką.
„Ojciec Jan”
Franciszek Przysiężniak urodził się w 1909 roku w Krupem w powiecie krasnystawskim. Po ukończeniu szkoły powszechnej podjął naukę w gimnazjum w Krasnymstawie, którą zakończył, uzyskując maturę w Brodnicy, gdzie jego rodzice przeprowadzili się kupiwszy tam majątek ziemski. Służbę wojskową odbył w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. W obliczu wybuchu wojny zgłosił się już jako oficer na ochotnika do 16. pułku artylerii lekkiej w Grudziądzu. Walczył w kampanii wrześniowej. Po kapitulacji w końcu września 1939 r. dostał się do niemieckiej niewoli pod Tomaszowem Lubelskim, z której zbiegł w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego. W tym mieście został zaprzysiężony do Związku Walki Zbrojnej. W obawie przed aresztowaniem przez Niemców przeniósł się w rodzinne strony koło Izbicy. Tam nawiązał kontakt z NOW i został oficerem organizacyjnym komendy powiatowej w Krasnymstawie. W końcu lata aresztowany przez Niemców zdołał zbiec. Pobyt na tym terenie stał się niemożliwy, komendant okręgu lubelskiego NOW Adam Mirecki zlecił mu zorganizowanie oddziału partyzanckiego w Lasach Janowskich. Jego nieliczna grupa partyzancka zaczęła działać już w 1942 roku. W marcu 1943 roku liczyła około czterdziestu partyzantów. W maju 1943 r. razem z grupą Aleksandra Szklarka zaatakował majątek niemiecki w Groblach. W tym starciu Przysiężniak został ranny. Po rekonwalescencji przejął z powrotem dowodzenie. W drugiej połowie 1943 roku stoczył kilka potyczek z Niemcami; pod Hutą Deręgowską, Ujściem, Dąbrowicą, Golcami i w Grabie, z Ukraińcami w Bukowinie i Biszczy. Wiosną 1944 roku współdziałał z sowieckimi oddziałami partyzanckimi Werszyhory, Nadielina, Sankowa, Wasilenki, Jakowlewa, Szangina i polsko-sowiecką grupą Mikołaja Kunickiego. W tym czasie oddział Przysiężniaka uczestniczył w różnych akcjach m.in. w rozbiciu posterunku Luftwaffe, rozbiciu magazynów żywnościowych w Ulanowie, wysadzeniu stacji rozrządowej w Rozwadowie, ataku na nasycalnię podkładów w Lipie. Oddział uczestniczył także w bitwie na Porytowych Wzgórzach w czerwcu 1944 r. F. Przysiężniak na rozkaz komendanta okręgu NOW po wejściu Armii Czerwonej w końcu lipca 1944 r. zdemobilizował oddział.
Po wojnie był nękany przez nowe władze i musiał się ukrywać. W końcu marca 1945 r. UB zastrzeliło jego żonę będącą w ciąży i to zadecydowało o objęciu przez niego komendy oddziałów leśnych. Dowodził walką z NKWD pod Kuryłówką w maju 1945 r. Po rozwiązaniu komendy w sierpniu 1945 r. wyjechał na Pomorze. Powołano go tam na komendanta konspiracyjnego okręgu pomorskiego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Odwołany ze stanowiska wyjechał do Gdańska i tam zamieszkał. Został aresztowany w maju 1946 r. w Gdańsku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Rzeszowie skazał go w styczniu 1947 r. na karę 4 lat więzienia, potem po amnestii został zwolniony w marcu tegoż roku. Wtedy ujawnił się w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa w Rzeszowie i rozpoczął pracę zarobkową. Mimo że nie tkwił w żadnej organizacji podziemnej został ponownie aresztowany we wrześniu 1948 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Rzeszowie skazał go na 15 lat więzienia. Dzięki rewizji prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego wyrok złagodzono do 6 lat. Z więzienia zwolniono go 24 grudnia 1954 r. Osiedlił się w Jarosławiu i tam zmarł 30 września 1975 r. Żegnały go tysiące ludzi. Spoczywa na cmentarzu w Jarosławiu.
„Tarzan”
Tadeusz Gajda „Tarzan” urodził się w 1923 roku w Charzewicach. W czasie okupacji tkwił w konspiracji NOW. W 1944 r. był członkiem antyniemieckiego oddziału partyzanckiego „Ojca Jana”. Po wojnie znalazł się w wojsku tworzonym przez PKWN dowodzonym przez gen. Berlinga. Zagrożony aresztowaniem przez NKWD zdezerterował i w kwietniu 1945 roku utworzył antykomunistyczny oddział partyzancki. Składał się on w dużej części z dezerterów, którzy w obawie przed aresztowaniem za akowską przeszłość lub z wierności wobec rozkazu AK o niestawaniu do poboru, uciekali i zaciągali się do niepodległościowej partyzantki. Przeprowadzał on akcje w powiecie niżańskim i tarnobrzeskim; rozbrajając posterunki milicji i milicjantów, ścierając się z UB. Likwidował grasujących bandytów i złodziei, przeprowadzał rekwizycje wśród peperowców i współpracujących z komunistyczną władzą chłopów. W lipcu 1945 roku stoczył walkę z pacyfikującym Zasanie oddziałem LWP w Lipowcu. Oddział został zdemobilizowany w kwietniu 1946 roku. W sierpniu 1946 roku Tadeusz Gajda został aresztowany w Tarnowie i przez wojskowy sąd skazany na karę śmierci. Wyrok został wykonany w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie 14 października 1946 r. T. Gajda został pogrzebany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
„Radwan”
Bronisław Gliniak „Radwan” pochodził z Wiązownicy pow. jarosławski. Po wejściu Sowietów utworzył oddział partyzancki wczesną wiosną 1945 roku. Wśród żołnierzy część przybyła z Lwowskiego, potem oddział zasilili dezerterzy z LWP. Gliniak działał przede wszystkim w powiecie jarosławskim i przeworskim. Głównym zadaniem oddziału była obrona ludności polskiej przed atakami UPA na jarosławskim Zasaniu. „Radwan” brał udział w odparciu ataku kurenia UPA Iwana Szpontaka „Żeleźniak”, jaki ten przypuścił na Wiązownicę 17 kwietnia 1945 r., mordując ponad stu mieszkańców tej wsi. Gdyby nie akcja jego oddziału Wiązownica spłonęłaby całkowicie, a większość mieszkańców wymordowana. Potem „Radwan” walczył razem z innymi oddziałami NOW pod Kuryłówką z wojskiem NKWD. W lipcu 1945 roku zgodnie z rozkazem komendanta okręgu oddział „Radwana” został. Gliniak przeniósł się na Śląsk a potem przez „zieloną granicę” przedostał się na Zachód. Mieszkał w USA i tam zmarł.
„Majka”
Na początku marca 1945 r. Stanisław Pelczar „Majka” zorganizował oddział, który w końcu kwietnia liczył czterdziestu ludzi. Prowadził akcje w powiecie niżańskim, łańcuckim i kolbuszowskim. Wspólnie z „Wołyniakiem” walczył z UPA; w marcu 1945 roku stoczył walkę z Ukraińcami w Cieplicach, 19 marca w Kulnie. 18 kwietnia 1945 r. współuczestniczył w odwetowej akcji w Piskorowicach, brał udział w rozbiciu oddziałów UPA w Dobrej i Dobczy. Walczył wraz z innymi oddziałami 6 maja 1945 r. z NKWD pod Kuryłówką. Potem przeniósł swe działania na lewą stronę Sanu, m.in. rozbił posterunek milicji w Raniżowie.
Stanisław Pelczar urodził się w 1916 roku we Lwowie w rodzinie robotniczej. Przed wojną pracował w rodzinnym mieście. W latach 1937-39 służył w Korpusie Ochrony Pogranicza w Wilejce. Uczestniczył w kampanii wrześniowej w II Dywizji Piechoty Górskiej. Po rozbiciu dywizji przez wojska niemieckie dostał się do niewoli, z której zbiegł podczas transportu. Wrócił do Lwowa, tam podjął pracę a równocześnie wszedł do konspiracyjnej organizacji. Wiosną z grupą swoich przyjaciół, w obawie przed aresztowaniem, przedostał się do Leżajska. Działał w NOW. Gdy Niemcy wpadli na trop konspiratorów przedostał się za San do obozu „Ojca Jana”. Uczestniczył w większości akcji oddziału, m.in. w walce pod Golcami, Grabą, Sierakowem. W kwietniu 1944 roku został skierowany do oddziału polsko-sowieckiego Mikołaja Kunickiego „Mucha”, w którym dowodził specjalną grupą dywersyjną. Potem był znów u „Ojca Jana” aż do rozwiązania oddziału w końcu lipca 1944 roku. Po wejściu Armii Czerwonej wrócił do podziemia, tym razem antykomunistycznego, zorganizował oddział, który po walce z wojskami NKWD w czerwcu 1945 roku, poszedł w rozsypkę. Pelczar został aresztowany przez UB w sierpniu 1945 r. w Piskorowicach na Zasaniu. Sąd Garnizonowy w Przemyślu skazał go na sześć lat więzienia, ale dzięki koligacjom rodzinnym zawiesił wykonanie kary na trzy lata.
Potem przebywał na leczeniu w Świeradowie, następnie zamieszkał na Śląsku, gdzie związał się ze strukturami Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Organizacja została rozpracowana przez władze, na skutek wejścia do niej funkcjonariuszy UB. Wskutek prowokacji Pelczar został aresztowany w listopadzie 1946 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach w czerwcu 1947 r. skazał go na 10 lat więzienia. W więzieniu przebywał do 5 kwietnia 1955 r. Potem pracował w Zakładach Przemysłu Bawełnianego w Prudniku. Był dekoratorem w prudnickich zakładach „Frotex”. W 1970 roku zmuszono go do zwolnienia, utrzymywał się z dorywczej pracy, nie mógł otrzymać renty chorobowej. 2 maja 1977 roku popełnił samobójstwo. Pochowano go na cmentarzu w Prudniku. W marcu 2014 r. ekshumowano jego szczątki i przeniesiono na cmentarz w Białej Nyskiej.
„Wołyniak”
Na Zasaniu dużą sławę uzyskał oddział Józefa Zadzierskiego PS. „Wołyniak”, który walczył jeszcze w czasie niemieckiej okupacji a potem po wojnie w obronie ludności polskiej przed UPA oraz z władzą komunistyczną. „Wołyniak” ze swoimi żołnierzami działał w powiecie leżajskim, jarosławskim, niżańskim a także w południowych powiatach Lubelskiego. W grudniu 1944 r. Zadzierski zaczął organizować swoją grupę. Z czasem jego oddział był na Zasaniu najliczniejszy i najsilniejszy, liczył ponad dwustu żołnierzy. Przeprowadził wiele akcji przeciwukraińskich m.in. w Piskorowicach, Dobrej, Dobczy, Cieplicach, Kulnie, walczył z NKWD, potykał się z milicją i UB a także z polskimi formacjami KBW.
Józef Zadzierski urodził się 5 września 1923 roku w Kostopolu na Wołyniu, potem z rodziną mieszkał w Warszawie. Gdy wybuchła wojna, wymknął się z domu zostawiając wiadomość, że idzie walczyć za Polskę. Uczestniczył w walkach z Niemcami jako zwiadowca w armii gen. Franciszka Kleeberga. Dostał się do niewoli na początku października 1939 roku po bitwie pod Kockiem, ale został zwolniony ze względu na wiek. Wkrótce też związał się w Warszawie z antyniemiecką konspiracją. Zagrożony aresztowaniem znalazł się w oddziale „Ojca Jana” (Franciszek Przysiężniak) na Zasaniu w czerwcu 1943 roku. Tu dał się poznać jako znakomity żołnierz. Po przegranej walce oddziału w Grabie w końcu grudnia 1943 roku stanął na czele zbrojnej grupy dyspozycyjnej komendy okręgu NOW, której zadaniem była m.in. walka z Ukraińcami współpracującymi z Niemcami oraz paraliżowanie ruchów Niemców na Zasaniu. Współdziałał z sowiecką partyzantką. W lipcu 1944 roku wskazał sowieckim oddziałom dogodną przeprawę przez San dzięki temu Sowieci weszli do Leżajska 24 lipca praktycznie bez strat. Po wojnie został komendantem milicji w Leżajsku. Mimo zasług dla sowieckiego wojska, aresztowało go NKWD. W końcu listopada 1944 roku znalazł się w transporcie wiozącym żołnierzy polskiego podziemia do sowieckich łagrów. Z pociągu zbiegł i wkrótce znalazł się na Zasaniu. Z młodych ludzi zaczął tworzyć oddział, który chronił ludność przed napadami Ukraińców a także przed złodziejami i grupami bandyckimi. „Wołyniak” dowodził oddziałem partyzantki antykomunistycznej do końca grudnia 1946 roku. Jego oddział walczył z KBW, UB i z sowieckim NKWD. Ranny w potyczce w listopadzie 1946 roku, chory, nie mając szans walki, bo oddział topniał z dnia na dzień, nie widząc wyjścia popełnił samobójstwo w nocy 28 na 29 grudnia 1946 roku w Szegdach na Zasaniu. Jego grób znajduje się na cmentarzu w Tarnawcu na Zasaniu.
2 Comments
Bolesław Baran
Witam
Szkoda, ze tak doświadczony autor i kronikarz regionalny jak p. Dionizy Garbacz pominał w swoim artykule całą prawdę o żołnierzach wyklętych. Nie przeczę, że trzeba im oddać cześć, ale tez nie można ich pudrować, bo wtedy jest to pisanie nie całej prawdy.
O “Wołyniaku” w Sztafecie nr 9/2017 i p. Garbacz pisze m.in. tak: “… Przeprowadził wiele akcji przeciwukraińskich, m.in. w Piskowrowcach, Dobrej, Cieplicach, Kulnie …..”
A np. w tygodniku Lisieckiego “Do rzeczy” nr 9/2017 p. Piotr Zychowicz pisze o “Wolyniaku” tak:
“…..18 kwietnia 1945 roku jego oddział spacyfikował wieś Piskorowce na Podkarpaciu. Był to odwet za dokonany poprzedniego dnia przez UPA krwawy atak na polska Wązownicę. W masakrze polskiej wsi śmierć poniosło 91 osób, a w masakrze wsi ukraińskiej ok. 120. “Wołyniaka” obciążają rownież mordy na mieszkańcach wsi Dobra i Dobcza. W sumie zginęło tam ok. 50 osób, w dużej części kobiet i dzieci….”
Straciłem przez to zaufanie do Sztafety i do p. Garbacza.
Pozdrawiam
Bolesław Baran
Stalowa Wola
tel. 692-089-634
Dionizy Garbacz
Komentarz do “Wyklętych”
Piotr Zychowicz, ferując ocenę „Wołyniaka”, nie zatroszczył się choćby o szkicowe przedstawienie realiów, w jakich przyszło działać temu dowódcy. Ocena rzeczywistości teraz opisywanej przy wygodnym biurku jest zgoła inna niż ludzi, którzy żyli w tamtych czasach i którym śmierć zaglądała w oczy.
Na Zasaniu trwała walka o przetrwanie, walka na śmierć i życie. Polaków zabijali Ukraińcy spod znaku UPA albo zwyczajne ukraińskie bandy terrorystyczno-rabunkowe. To spotykało się z odwetem Polaków. Ginęli ludzie z jednej i drugiej strony, bez względu na wiek i płeć. Najostrzej rysującym się tego przykładem są Wiązownica i Piskorowice. O tym zdaje się autor publikacji w „Do Rzeczy” zapomniał albo chciał zapomnieć. Trzydzieści lat temu zbierałem materiały do książki o tamtych czasach i rozmawiałem ze świadkami krwawych wydarzeń na Zasaniu, dla nich „Wołyniak” był bohaterem, który ratował polskie wsie przed ukraińskimi mordami.
Nie od rzeczy warto dodać sprostowanie do informacji podanych przez P. Zychowicza w „Do Rzeczy”. Otóż w wyniku napadu UPA na Wiązownicę zginęło 130 Polaków, a w Piskorowicach w czasie pacyfikacji i tuż po niej 174 Ukraińców, przy czym część z nich została zabita przez grupę bandycko-rabunkową „Kudłatego”, zresztą z pochodzenia Ukraińca.
W moim tekście o wyklętych nie chodziło o „pudrowanie”, jak to określa czytelnik, lecz o fakty. Zdaję sobie sprawę z tego, że żołnierze wyklęci nie byli świętymi, święci są na ołtarzach.
Dla uzupełnienia informacji o tamtych czasach proszę przeczytać artykuł w aktualnym wydaniu Sztafety nr 11, zatytułowany “Wołyniak” i UPA.
Dionizy Garbacz