W nocy 15 na 16 października 1943 roku oddział Armii Krajowej dowodzony przez Mikołaja Turczyna ps. „Tygrys” zaatakował posterunek policji we Wrzawach. Jego celem było zniszczenie posterunku, niemieckiego punktu oparcia. Partyzanci chcieli też ująć komendanta posterunku Alberta Alschera.
Zaatakowali posterunek, który zaczął się bronić. Ale gdy zaczął płonąć, policjanci poddali się, a Alscher próbował zbiec. Został ujęty i wraz z kilkunastoma policjantami pod partyzancką eskortą przeprawiony na prawy brzeg Sanu.
Początek akcji
Po rozbiciu posterunku we Wrzawach partyzanci Turczyna przeprawili się promem w Czekaju Wrzawskim na prawy brzeg Sanu. Eskortowali ujętych policjantów i Alschera. Partyzancki atak we Wrzawach nie pozostał bez skutku. Wkrótce po rozbiciu posterunku policji we Wrzawach Niemcy zorganizowali akcję pacyfikacyjną „Unternehmen Wrzawy”, która miała na celu ujęcie sprawców ataku na posterunek i uprowadzenia policjantów. W akcji uczestniczyła żandarmeria, policja, gestapo i Wehrmacht. Pierwszym celem na lewym brzegu Sanu był Majdan Zbydniowski. Wieś ta wspierała partyzantkę, pomagała zbiegom z obozu w przeprawie na Zasanie, ukrywała ludzi obawiających się aresztowania. 18 października 1943 roku Niemcy otoczyli Majdan Zbydniowskim, szukając sprawców uprowadzenia. Nie znaleźli. Ale tego dnia zabili Wawrzyńca Maca, Stanisława Górskiego. Znany oprawca, gestapowiec ze Stalowej Woli, Rudolf Zimmermann osobiście zastrzelił Józefa Ziarę. Po raz drugi Majdan Zbydniowski znalazł się w pacyfikacyjnych kleszczach 27 października 1943 roku. Do szkoły Niemcy spędzili stu mężczyzn i przeprowadzali przesłuchania. Bito ich i torturowano. Aresztowano wtedy jedenastu mieszkańców Majdanu i zesłano do obozu w Pustkowie. Dziesięciu z nich zostało zamordowanych m.in. Władysław Turek, Bolesław Biernat, Walenty Kułaga. Alfons Żak, Stanisław Latawiec… Dziś w Majdanie Zbydniowskim stoi pomnik z tablicą z nazwiskami ofiar pacyfikacji wsi.
Niemiecka akcja „Unternehmen Wrzawy” rozpoczęła się 18 października 1943 r. Wcześniej oddział niemieckiej żandarmerii przeprawił się przez San w rejonie Radomyśla, aby schwytać sprawców napadu na posterunek we Wrzawach. Poszukiwania sprawców były bezskuteczne. Niemcy do akcji zmobilizowali większe siły, 25. pułk policji, 208. batalion policji ochronnej oraz wojsko. Było to około trzech tysięcy ludzi. Policja i wojsko zaczęły poszukiwania w Nowinach, Radomyślu i Żabnie. Bez skutku. W tym czasie Alschera już zlikwidowano, a jego zwłoki zakopano. Policjantów puszczono wolno, czterech z nich porzuciło służbę i przystało do konspiracji. Partyzantów Turczyna biorących udział w akcji na posterunek we Wrzawach nie ujęto za to natrafiono na zgrupowanie partyzanckie w lasach w rejonie Kochan i Janików.
Bitwa pod Kochanami
Partyzanci Gwardii Ludowej, którym wciąż brakowało broni, zgromadzili się w rejonie Janików i Kochan w oczekiwaniu na sowiecki zrzut. Miał nastąpić w nocy z 20 na 21 lub z 21 na 22 października. Zjawiły się tu oddziały GL Bolesława Kowalskiego ps. „Cień”, Feliksa Kozyry ps. „Błyskawica”, Władysława Skrzypka ps. „Grzybowski”, grupa przyboczna komendanta GL powiatu kraśnickiego Antoniego Palenia ps. „Jastrząb” oraz rosyjska Karola Hercenberga „Lemiszewskiego”. Gdy zaczęła się akcja pacyfikacyjna Zasania „Unternehmen Wrzawy” Niemcy z samolotów wyśledzili to zgrupowanie. Postanowili natychmiast się z nim rozprawić. Do alki doszło 22 października. Z początku partyzanci uzyskali przewagę nad hitlerowską forpocztą, lecz wkrótce nadeszły posiłki niemieckie i słabo uzbrojone oddziały GL nie miały szansy na równą walkę. Zaczęły się wycofywać i kierować w rejon Kochan.
Jeden z uczestników tego starcia, Tadeusz Szamański, w swojej wspomnieniowej książce tak opisuje fragment walki pod Kochanami: Lewe skrzydło dochodziło do skraju wsi Kochany, prawe dotykało torów kolejki. Mniej więcej o godzinie dziesiątej rano pojawił się niemiecki samolot rozpoznawczy Storch, nazywany przez nas „suchym”. Zawisł nad nami na wysokości 200 metrów. Nie ulegało wątpliwości, że jego załoga informowała hitlerowców o położeniu partyzantów. Niemcy ruszyli na nas. Chłopcy otrzymali rozkaz, żeby dopuścić ich jak najbliżej. Byłem z „Imem” (Wacław Czyżewski) w kiepskim położeniu, zachęcaliśmy gwardzistów do walki, a sami mieliśmy tylko krótką broń i znikomą ilość amunicji. Gdy Niemcy podeszli na 70 metrów, wyskoczył przed nasze linie „Jastrząb”, prując z automatu po Szwabach. Nad lasem unosiła się chmura dymów – hitlerowcy palili okoliczne wsie i osady, jednocześnie mordując miejscową ludność. Zaczęło robić się duszno, dym gryzł w oczy, konie niespokojnie rżały. Niemcy zawahali się, ich linia stanęła. Zaczęli nawoływać nas do wychodzenia z krzaków. W odpowiedzi „Grzybowski” (Władysław Skrzypek) zakomenderował: – Ognia! „Jastrząb” znowu wyskoczył do przodu i pociągnął za sobą gwardzistów. Przy nim biegł „Grzybowski”. Pierwsi dopadli linii niemieckich szesnastoletni „Mały Rysiek” (Ryszard Płowaś) i „Gajowy” (Ludwik Bujnowicz). Krzyczeliśmy głośno, jak najgłośniej „hura!”, jakby nas było tysiące, nie setka. Załamała się pierwsza i druga linia hitlerowców, nie wytrzymując naszego naporu. Własowcy nie bardzo chcieli się bić, oni pierwsi podnieśli panikę po stronie niemieckiej.
Wciąż atakując wkroczyliśmy na małą polankę, którą trzeba było przeskoczyć. Prawe skrzydło zaczęło się opóźniać. „Grzybowski” wysłał „Szelę” (Stanisław Bieniek), by je podciągnąć. Lewe skrzydło obrzuciło granatami i zlikwidowało gniazdo cekaemów, przy czym zdobyliśmy broń, którą od razu dobrze ukryliśmy, nie będąc w stanie zabrać jej ze sobą. Przy mnie padł jeden z gwardzistów, „Ryś” z Polichny, Mierzwa – „Kruk” został ranny w nogę, ciężką ranę odniósł także „Jastrząb”. Zarówno jednego, jak i drugiego nie mogąc dźwigać, złożyliśmy w mało widocznym rowie, zarzucając wrzosem i paprociami. „Jastrząb” był nieprzytomny. (…) Po stronie niemieckiej straty były spore. Zdobyliśmy dużo broni. Oddziałki i grupy partyzantów zaczęły przebijać się na własną rękę. Część z „Grzybowskim” na czele poszła na północ, natomiast dwunastu gwardzistów z „Szelą” i Bucharinem „Ryśkiem” odbiło się w kierunku na Maliniec. Niemcy zorganizowali za nimi pościg, który trwał do wieczora. Gwardziści ostrzeliwali się coraz słabiej, zaczęło brakować im amunicji. Krążąc w gęstwinach leśnych wyszli z okrążenia (…) Tymczasem grupa, w której się znajdowałem, dotarła w czasie bitwy do torów kolejki. Byliśmy już u kresu sił, do tego dźwigaliśmy ciężko rannego „Tolka”, którego nie mogliśmy zostawić w obawie, że Niemcy go dobiją. Podczas przeskakiwania torów zostaliśmy ostrzelani z broni maszynowej, nikt na szczęście nie został ranny. Ale Niemcom przybywały na pomoc nowe posiłki. Widzieliśmy „Szelę” z „Ryśkiem”, jak po przeskoczeniu torów zginęli w gęstwinie leśnej. Próbowałem zmienić kierunek ucieczki. Znowu ostrzelano nas, gdy znaleźliśmy się na niewielkiej polance. Parę granatów, parę celnych strzałów i wyszliśmy cało z potyczki. Przebiliśmy się w głąb lasów, zapadając w mało dostępne, bagniste ostępy. Byliśmy uratowani.
Wacław Czyżewski również uczestniczył w tej walce. W swojej książce „Więc zarepetuj broń” poświęcił jej wiele miejsca. Dramatycznie przedstawił zmagania z hitlerowcami: Niespodziewanie (pod Kochanami) dostajemy się pod silny ogień niemieckich karabinów maszynowych, rozstawionych, jak się okazało, naprędce w wysokopiennym lesie, w miejscu umożliwiającym dobrą obserwację naszych ludzi. Całej grozy tego piekła, w jakie się znienacka dostaliśmy, nie zdołają wyrazić żadne słowa. Padają zabici Jan Synder „Wilk” i „Ryś” od „Błyskawicy”. Ciężko ranny w obie nogi „Szpak” woła pomocy… Podbiegamy do leżącego na wznak „Jastrzębia”. Jest nieprzytomny… Jest ciężko ranny, ma przestrzelony na wylot brzuch i mocno krwawi… We dwóch z łącznikiem ukrywamy go w głębokim jarze, przykrywając gałęziami, a następnie wycofujemy się na lewe skrzydło, gdzie znajduje się „Grzybowski”. Tu są zabici „Stefan” z Piotrowina i Łopiun z Aleksandrówki. Jest „Kruk” ciężko ranny w nogę, ze strzaskanym kolanem, jest ranny w szyję „Gajowy” i „Kubek” z przestrzeloną ręką… Ciepły, pogodny dzień zda się nie mieć końca. W takich przypadkach tylko noc jest dla partyzantów sprzymierzeńcem i ratunkiem… Niemcy w dalszym ciągu strzelają gęsto. Na szczęście kryją nas do pewnego stopnia wysokie zarośla tataraku i sitowia. Niektórzy z naszych ludzi padają niemal ze zmęczenia, piją brudną wodę. Ranny „Kruk” krzyczy z bólu, błaga, żeby go dobić… Partyzantom mimo strat udało się wycofać z pola walki w rejon Malińca i Gwizdowa.
Potem, już po walce, „Tolek” (Ignacy Łopiun) zmarł. Po paru dniach, kiedy Niemcy opuścili teren Kochan, rannego Palenia zabrano do Rzeczycy Ziemiańskiej, gdzie mimo pomocy lekarskiej zmarł. Szymański podaje, że partyzanci mieli pięciu zabitych, w tym dwóch Rosjan, czterech ciężko rannych i jednego lżej kontuzjowanego. Twierdzi też, że nasze oddziały pogrzebały 24 Ormian-własowców i 2 Niemców. Hitlerowcy wywieźli swoich rannych i zabitych na sześciu ciężarówkach.
Nie ma potwierdzenia tak wysokich strat, z pewnością, były one przez partyzantów wyraźnie zawyżone. Edward Gronczewski „Przepiórka”, dowódca partyzanckiego oddziału GL na Lubelszczyźnie stwierdził, że pod Kochanami zginęło trzech partyzantów Ignacy Łopiun ps. „Tolek”, „Ryś” z Polichny oraz było kilku rannych m.in. Antoni Paleń „Jastrząb”, Franciszek Mierzwa „Kruk”, M. Dorsz „Kubek”, Ludwik Bujnowicz „Gajowy” i „Szpak”. Zdobyczą zaś było: 2 ckm, 1 automat empi, kilkadziesiąt karabinów zwykłych, kilka pistoletów, amunicja, granaty i umundurowanie.
Wydaje się, że te dane również są przesadzone, zwłaszcza jeśli chodzi o ckm-y i kilkadziesiąt karabinów. Zgrupowaniem partyzanckim dowodził Władysław Skrzypek „Grzybowski”, w czasie walki brawurą i umiejętnym dowodzeniem wyróżnił się Feliks Kozyra. Po tej walce Kozyra został nominowany na dowódcę oddziału bezpieczeństwa, liczącego z początku dwunastu dobrze uzbrojonych ludzi.
W walce tej partyzanci mieli pięciu zabitych i czterech ciężko rannych. Jakie straty ponieśli Niemcy nie sposób ocenić, bo liczby podawane przez uczestników tej walki są propagandowo zawyżone. Walkę GL pod Kochanami upamiętniono w 1947 roku pomnikiem. Dawniej w Kochanach zbierali się kombatanci GL w rocznicę walki w Kochanach, były specjalne uroczystości. Uczestniczyła w niej licznie ludność Niżańskiego, był to swego rodzaju ludowo-kombatancki festyn. Teraz są bardzo skromne uroczystości, ale pamięć o tamtych wydarzeniach trwa.
One Comment
Waldek
Mógłbym prosić o wykaz książek, źródeł oraz materiałów na jakich opierał się autor pisząc o bitwie pod Kochanami?