Równo 70 lat temu Witold Pilecki wszedł do warszawskiego mieszkania Sieradzkich przy ul. Pańskiej. Nie wiedział, że dzień wcześniej bezpieka aresztowała właścicieli. W mieszkaniu był „kocioł”. Tak zaczęła się ostatnia droga bohatera.
Iluż złych ludzi na niej spotkał. Kres jej położył sierż. Śmietański zwany „Katem Mokotowa”. Za strzał w tył głowy brał 1 tys. zł, gdy pensja nauczyciela była o 400 zł mniejsza. Czasami jednego tylko dnia zarabiał w ten sposób po kilka tysięcy. Czysta obraza gatunku ludzkiego. Wcześniej jednak bohater kilku wojen i Oświęcimia spotkał innych złych. Osobistym jego oprawcą był Chimczak, kreatura nie mniejsza od Śmietańskiego. Zmarł w 2012 r i choć wcześniej sąd skazał go na 7,5 roku więzienia w tzw. procesie Humera, nie odsiedział ani dnia. Wolna RP nie pozbawiła go ani stopnia pułkownika, ani wysokiej emerytury. W składzie skazującym Pileckiego na śmierć był m.in. sędzia Kryże. „Sądzi Kryże – będą krzyże” – mawiali wtedy. Obok niego siedział sędz. Hryckowian. Podpisał się pod wyrokiem, choć jego żona była adiutantem …gen. Augusta Fieldorfa „Nila”. Pileckiego, ale nie tylko, oskarżał prok. Łapiński. Doczekał wolnej Polski, lecz ta nie zdążyła mu wymierzyć kary za mordy sądowe. IPN nawet przygotował akt oskarżenia, ale oprawca zmarł przed jego odczytaniem. Co ciekawe, zmarł w stołecznym Centrum Onkologii przy …ul. Pileckiego. Spoczywa na Wojskowych Powązkach.
Przypominam to wszystko, bo byłem ostatnio świadkiem rozmowy człowieka, który odsiedział wyrok więzienia za walkę z komuną. Rozmawiał z posłem największego dziś ugrupowania parlamentarnego. Antykomunista był ciekaw jak długo jeszcze stopnie generalskie będą poprzedzały nazwiska Jaruzelskiego i Kiszczaka. Jako argument wyciągał słowa min. Macierewicza, że „już nigdy nie padnie słowo generał przy nazwisku pana Jaruzelskiego”. Byłoby to tylko symboliczne zerwanie więzów z poprzednim ustrojem, ale dla jego ofiar niezwykle ważne. Powstał nawet projekt stosownej ustawy, jednak od miesięcy leży w sejmowej zamrażarce. Wałęsa w jeden dzień pozbawił stopnia generalskiego znienawidzonego prok. Zarako-Zarakowskiego, ale to było w czasie gdy Polską wstrząsały jeszcze nadzieje. Teraz zostały tylko kalkulacje i strach, że w najbliższych wyborach może zabraknąć głosów ludzi, którzy za komuny mieli się dobrze. Ci, którzy wtedy siedzieli już nikogo nie obchodzą.
Eugeniusz Przechera