Zaczęło się zwyczajnie od wspomnień, starej historii o zaginionym w czasie I wojny światowej bracie dziadka. Dziś Andrzej Mierzwa z Kopek szuka nie tylko informacji o zaginionym w wojennej zawierusze krewnym, ale też stara się dotrzeć do potomków kopeckich „katyńczyków”. Chce, by pamięć o bohaterach nie zaginęła.
Sympatyczny, uśmiechnięty, młody. Na spotkanie do naszej niżańskiej redakcji zabiera swoich trzech małych synków. Jak wyjaśnia historię rodziny i miejscowości w której żyją i mieszkają powinni znać. To dla nich, trzech małych urwisów, nie zaprzestaje poszukiwań. Choć te nie są łatwe, bo od dawna pracuje za granicą. W domu, w Kopkach w gminie Rudnik nad Sanem, jest gościem. Poszukiwania prowadzi głównie za pomocą komputera i Internetu. To ułatwia, szczególnie gdy przyjeżdżając tylko na święta każdą wolną chwilę chce się spędzić z rodziną. Jednak i mimo to, gdy chłopcy zasypiają włącza komputer i sprawdza strony poświęcone genealogii licząc, że może ktoś odpowie na jego anons.
Śladami dziadka Aleksandra
– Moje wiadomości od bracie dziadka są niewielkie, choć szukam jakichkolwiek śladów od czterech lat. Udało mi się dotrzeć do wspomnień jednego z jego kolegów, który pamiętał, że po bitwie w okolicy Kopek obaj dostali się do niewoli rosyjskiej. Udało się im jednak uciec. Ostatnie wspomnienie dotyczące brata mojego dziadka to chwile gdy strzelano do nich jak uciekali przez jakąś rzekę. To były ostatnie chwile, w których się widzieli. Liczyłem, że w dobie Internetu są jakieś akta, dokumenty, spisy – opowiada początki poszukiwań Aleksandra Mierzwy. Na ślad natrafił w Kanadzie.
Dotarł do informacji świadczących tym, że tuż po wojnie polsko-bolszewickiej trafił tam Aleksander Mierzwa. – Fakty same zaczęły się układać, podejrzewałem, że może po ucieczce z niewoli gdzieś się zatrzymał, czy też wcielił do armii. Miało to dla mnie sens. Napisałem e-maila do wnuka Aleksandra Mierzwy, bo on także szukał polskich korzeni. Niestety nigdy nie dostałem odpowiedzi.
Nieco później udało mu się dowiedzieć od starszych mieszkańców Kopek, że to po prostu zbieg okoliczności. Kopki na początku XX wieku były małą społecznością, gdzie wiele rodzin było ze sobą spokrewnionych, nosiło takie same nazwisko. Stąd też istnienie innego Aleksandra Mierzwy było całkowicie możliwe.
CAŁY TEKST PRZECZYTASZ W PAPIEROWYM WYDANIU SZTAFETY – 7 STYCZNIA