Jakimś to sposobem umknęło mojej uwadze powołanie Rady ds. Innowacyjności. Z dawniejszych lat pamiętam, że jak ktoś ważny powoływał radę czy komisję, to tylko po to, żeby rozbić odpowiedzialność na więcej dusz. Coś mi się wydaje, że i w tym przypadku premier Szydło nie wiedziała co z innowacyjnością zrobić i do ważnej rady wpakowała pół rządu. Nawet ministra Glińskiego od kultury.
O ważnej radzie dowiedziałem się przy okazji zapowiadanej wizyty w Stalowej Woli wiceministra Kwiecińskiego. To właśnie nasz ziomal na inauguracyjnym posiedzeniu Rady wypowiedział znamienne słowa: – Kończymy erę imitacji, rozpoczynamy erę innowacji.
Słowa te zapamiętałem i przy byle okazji będę przypominał, bo jak do tej pory co sprytniejsi politycy innowacyjnością gęby sobie wycierali, a żadna z rządzących ekip na poważnie się nią nie zajęła. I dlatego mamy, co mamy. A mamy perspektywę jeszcze większej biedy, niż teraz. Eksperci od gospodarki twierdzą wręcz, że grozi nam poważniejsza emigracja, bo krajowe firmy będą biednieć lub upadać. Wszystko dlatego, że nie inwestowały i nie inwestują w rozwój. W naszych fabrykach dominuje prosta produkcja, którą za dużo niższe pieniądze można zlecić 3,5 mld. ludzi w Azji i już na tym zarobić. Nie jesteśmy w stanie eksportować nowoczesnych technologii, bo mamy ich jak na lekarstwo. To dlatego kilogram polskiego eksportu wyceniany jest na 1,5 euro, a niemieckiego na 6. By o szwajcarskim nie wspomnieć.
Polska gospodarka staje w obliczu rewolucji przypominającej wprowadzenie maszyny parowej do hal fabrycznych. Albo przestawi się na nowe tory, albo zacznie tonąć w dotychczasowej siermiężności. Warto tu przypomnieć o globalnym indeksie innowacyjności. W ubiegłym roku lokował on nas na 46. miejscu (na 141 ocenianych państw). Z krajów UE niżej od nas była tylko Rumunia. Jest jeszcze wskaźnik efektywności innowacji, czyli stosunek nakładów na innowacje do ich efektów, który daje nam 93. (!) lokatę. My na innowacje przeznaczamy niecały 1 proc. PKB, sąsiedzi zza Odry ponad 3. Na glebę rzuciły mnie badania Eurostatu, z których wynika, że w Polsce tylko 1,8 proc. pracowników zatrudnionych jest w branżach opartych na wiedzy (średnia unijna to 2,7 proc.). Reszta wykonuje proste operacje, które co prawda nie wymagają umysłowego wysiłku, ale i taka ich wartość.
Zainteresowanym polecam ranking naszych województw pod względem innowacyjności. Przekonają się, jak daleko nam do Mazowsza. Sytuacja w naszym kraju zainteresowała nawet specjalistów z General Electric, który to amerykański koncern nad Wisłą sporo zamawia. Przeprowadzili badania ankietowe, z których wynikło, iż nasi przedsiębiorcy doskonale zdają sobie sprawę z deficytu innowacyjności. Poskarżyli się, że nie ma krajowego systemu wspierania wynalazczości. Słabiutka jest ochrona własności intelektualnej, a administracja nastawiona nie na wsparcie, a na represje wobec wynalazców. Jeżeli choćby tego ostatniego nie zmienimy, to ciągle będziemy mieli imitację innowacji i żadna wysoka rada temu nie zaradzi.
Eugeniusz Przechera