W połowie lipca Sebastian Marczewski – młodszy chorąży 3. Batalionu Inżynieryjnego w Nisku, podejmie próbę pobicia absolutnego rekordu świata w nurkowaniu w głąb. Stalowowolanin chce zanurzyć się na głębokość 333 metrów!
To kolejny ekstremalny projekt weterana wojennego, poszkodowanego podczas misji w Afganistanie. Pierwszy raz zrobiło się o nim głośno w lipcu 2016 roku, kiedy przepłynął wzdłuż po dnie jeziora Hańcza. Nurkował przez 467 minut, osiągając głębokość 103 metrów.
Rok później, 5 lipca 2017 roku, postanowił dokonać jeszcze bardziej niezwykłej rzeczy. Podjął się próby bicia rekordu Europy służb mundurowych w nurkowaniu na głębokość. Zakończyła się ona sukcesem. Na włoskim jeziorze Garda, Marczewski „zameldował się” na głębokości 241 m. Zanurzenie trwało około 15 minut, wynurzanie 7 godzin i 45 minut. Nurek zabrał pod wodę 350 kilogramów sprzętu. Zużył 55 tysięcy litrów gazów, zgromadzonych w 18 butlach. Część z nich miał ze sobą, pozostałe były zamocowane na linie, na różnych głębokościach. Kilkanaście minut po wyjściu z wody, Marczewski powiedział, że za rok w tym samym miejscu zejdzie jeszcze niżej. Że podejmie próbę ustanowienia absolutnego rekord świata w nurkowaniu w głąb na zbiorniku zamkniętym. Słysząc te słowa, ludzie tworzący jego zespół: medycy, technicy i logistycy, na czele z kierownikiem Krzysztofem Dołowym… zaniemówili.
Szybko okazało się, że słowa te były rzucone na wiatr. W czerwcu 2018 roku żołnierz z Niska rozpoczął przygotowania do pobicia rekordu świata. Polegały one na treningach nurkowych w jeziorze Hańcza, które Marzewski zna jak własną kieszeń. Nurek nie tylko oswajał się z ciemnościami i przebywaniem na dużej głębokości, ale testował także różne konfiguracje sprzętu. Mnóstwo godzin spędził także na basenie Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Stalowej Woli, gdzie kilka razy w tygodniu pracował nad wydolność fizyczną, jednak najważniejszą częścią przygotowań były zanurzenia rozbiegowe na wodach otwartych. Ten etap rozpoczął w kwietniu w Austrii, w jeziorze Attersee, a następny, finalny już we włoskiej Gardzie. Niestety, z powodów technicznych i logistycznych, do bicia rekordu wtedy nie doszło.
Można być pozytywnym szaleńcem
Marczewski nie byłby jednak sobą, gdyby zrezygnował z czegoś, co wcześniej zaplanował.
– Najważniejsze było zebrać odpowiednią ekipę i… pieniądze. Bicie sportowego rekordu świata w tak ekstremalnej dziedzinie jak nurkowanie głębinowe, to – jak mawia klasyk jednego z seriali doskonale znanych każdemu Polakowi – nie są tanie rzeczy – mówi chorąży Marczewski.
Pierwszym człowiekiem, który zaoferował mu pomoc i współpracę był Wojciech Pawłowski, założyciel i właściciel Cerkamedu – stalowowolskiej firmy działającej na światowych rynkach stomatologicznych. W wywiadzie dla Telewizji Stalowa Wola, prezes Pawłowski powiedział, że kiedy Marczewski przedstawił mu pomysł bicia rekordu świata i zwrócił się do niego o wsparcie, to nie miał żadnych wątpliwości… – Jako, że jestem postrzegany jako osoba niezbyt… „normalna”, mająca ciekawe pomysły, stwierdziłem, że połączenie mojego ekstremalnego marketingu i ekstremalnej osobowości (śmiech), wspaniale wpisuje się w osobę Sebastiana, który również musi być niezłym szaleńcem, żeby schodzić na taką głębokość. Będę trzymał za niego kciuki i bez względu na wynik, cieszę się, że mogę dołożyć swoją cegiełkę do takiego projektu – powiedział szef stalowowolskiego Cerkamedu, który także ma swój rekord w postaci wyprodukowania, jako pierwszy na świecie, sprzętu do wyciągania złamanych narzędzi z kanału korzeniowego zęba.
Nie zawiódł Marczewskiego prezydent Stalowej Woli, Lucjusz Nadbereżny. Od kiedy tylko nadał nurkowi tytuł „Stalowego Człowieka ze Stalowej Woli” nie opuszcza go i wspomaga finansowo każdy jego nowy projekt.
– To dla mnie wielki zaszczyt. Jestem dumny z tego, że mogę reprezentować moją Stalową Wolę. Prezydent Nadbereżny to nie tylko świetny prezydent, który na każdym kroku udowadnia, jak bardzo kocha swoje miasto, ile dla niego robi, ale przede wszystkim to bardzo dobry człowiek. Także wielu innych ludzi mile mnie zaskoczyło i dziękuję z całego serca za zaufanie, jakim mnie obdarzyli i jak bardzo we mnie wierzą. Myślę tu o pani Paulinie Codogni, właścicielce firmy Codogni, prezesie Huty Stalowa Wola Bartłomieju Zającu, prezesie Slovruru, Andrzeju Romerowiczu, prezesie Remetu, Arturze Hallen, ministrze Rafale Weberze. Specjalne podziękowania kieruję do trenera Jacka Karasia i dietetyczki, Olgi Salista-Wołoszyn, którzy pracowali ze mną przez wiele miesięcy na basenie MOSiR w Stalowej Woli. Dziękuję także Lidze Obrony Kraju i Fundacji Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
A gdzie w tym wszystkim Ministerstwo Obrony, wszak to przecież reprezentant Wojska Polskiego podejmie się tej niewyobrażalnie trudnej próby bicia rekordu świata?
– Wspiera mnie mój szef, ppłk. Radosław Podolski. Jest ze mną, to mnie nobilituje i wiem, że szczerze mi kibicuje. A MON? Pozostawię to bez komentarza.
Po pozytywną energię na Hańczę
Budżet został domknięty. Marczewski rozpoczął ostatnie przygotowania do lipcowego bicia rekordu świata na Gardzie. W połowie maja wyjechał do „swojej” Hańczy. Przebywał tam 10 dni, zaliczył osiem nurkowań rozbiegowych, w tym siedem na głębokość powyżej 100 m.
– To była owocna wyprawa. Sprawdzony został sprzęt, który wyprodukowano wyłącznie na moje potrzeby. Treningi przebiegały bez zakłóceń. Jednym słowem wykonałem to, co miałem wykonać, a przy okazji dostałem energetycznego kopa od ludzi, których tam spotykałem. Po tym wypadzie czuje się jeszcze bardziej nakręcony i wiem, że to, co chce zrobić, to będę robił nie tylko dla swojej własnej satysfakcji – mówi Sebastian Marczewski.
W tym tygodniu „Stalowy Człowiek” wyjedzie z częścią swojej 15-osobowej, międzynarodowej ekipy (Francuzi, Polacy, Włosi) do słonecznej Italii, gdzie już na miejscu, w polodowcowym jeziorze Garda będzie kontynuował dalszy ciąg głębszych nurkowań. Jest to potężne przedsięwzięcie logistyczne. Do Włoch przetransportować muszą kilka ton sprzętu.
– Jesteśmy dogadani z włoską stroną, mamy oficjalną zgodę od tamtejszych służb na trenowanie i próbę bicia rekordu świata w lipcu – mówi Marczewski. – Lago di Garda to piękne jezioro, bardzo czyste i odwiedzane przez rzesze turystów, ale jednocześnie potrafi płatać figla. Mam na myśli okresy, kiedy szaleje wiatr i podnoszą się fale. Jesteśmy jednak przygotowani i na to. Monitorujemy pogodę, pomagać nam będą w tym Włosi i wierzę, że tym razem próba dojdzie do skutku.
Mam dla kogo żyć
– Wielu ludzi patrzy na mnie jak na wariata, ale zapewniam, że nim nie jestem – śmieje się nurek ze Stalowej Woli. – Gdybym nim był, to pewnie nie byłoby mnie już na świecie. Zdaję sobie sprawę z tego, czego chcę dokonać. Jestem pod każdym względem przygotowany na tak ekstremalny wysiłek. Dysponuje, znakomitym, sprawdzonym sprzętem, a w swoim zespole mam doświadczonych profesjonalistów; logistyków, nurków, sztab medyczny. Zadbaliśmy o każdy detal. Mój organizm podczas nurkowania na głębokość 333 metrów, będzie poddany potężnym obciążeniom. Podczas jednego wdechu na głębokości poniżej 330 metrów, będę miał w płucach dwieście litrów specjalnego gazu do nurkowań głębinowych, tak zwanego trimixu, czyli mieszaniny tlenu, helu i azotu. Chyba nietrudno sobie wyobrazić, jakie to ogromne obciążenie. W ciągu piętnastu godzin, bo tyle mniej więcej czasu będzie trwało moje nurkowanie, płuca będą musiały przetoczyć tyle litrów mieszanki gazowej, ile człowiekowi chodzącemu po ziemi, wystarczyłoby do oddychania na dwa tygodnie. Teraz powiem bardzo ważną rzecz. Chcę ustanowić rekord świata, zostać pierwszym człowiekiem, który zanurzy się na głębokość 333 metrów. Tak głęboko nie zszedł jeszcze nikt. Zapewniam jednak, że jeżeli tylko pojawi się problem, to nie będę tego robił na siłę. Mam rodzinę i mam dla kogo żyć. Nie czuję na sobie presji. Traktuje to jako wielkie wyzwanie. Potrafię rozróżnić ryzyko od ryzykanctwa. Dlatego też w trakcie bicia rekordu będzie towarzyszył mi specjalistyczny robot z kamerą. Ludzie z mojego zespołu oglądać mnie będą cały czas w laptopie i jeżeli tylko zauważą, że coś jest nie tak, pospieszą mi z pomocą.
Próba bicia rekordu świata na żywo
Z każdym dniem rośnie zainteresowanie biciem rekordu świata przez stalowowolskiego nurka. Sebastian Marczewski zapraszany jest przez ogólnopolskie media, udziela wywiadów i zyskuje coraz więcej fanów, którzy będą mu kibicować i oczekiwać dobrych wieści znad Gardy. To wszystko, co wydarzy się w dniu, w którym podejmie się próby zanurzenia na głębokość 333 metrów, będzie relacjonować kilka stacji telewizyjnych. Także zagraniczne.
W trakcie pobytu nad Hańczą zgłosiła się do niego firma Roto-Tech z Chynowa koło Piaseczna, produkującą m.in. łodzie i pływający sprzęt wodny. Specjalnie dla Marczewskiego zbudują specjalną platformę nurkową w kształcie litery U, na której zadomowi się na czas bicia rekordu jego zespół, a także zaproszeni gości i akredytowani dziennikarze.
– Byłem w szoku, kiedy otrzymałem informację od prezesów Roto-Tech, Pawła Malinowskiego i Aleksandra Wedmana, że specjalnie dla mnie wyprodukują takie cudeńko – mówi Sebastian Marczewski. – Mam nadzieję, że „Stalowy Człowiek” nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei i dokona tej niewyobrażalnej, jak się zdaje, rzeczy.
Do dzisiaj rekordzistą w nurkowaniu głębinowym jest Egipcjanin Ahmed Gabr, który we wrześniu 2014 zanurkował w Morzu Czerwonym na głębokość 332,35 m. Nurkowanie odbyło się w Dahabie, przy wsparciu bazy nurkowej H2O Divers oraz trzydziestoosobowego zespołu, składającego się między innymi z dziewięciu nurków, techników oraz zespołu medycznego. Jednak nurkowanie w czystych wodach morskich różni się diametralnie od tego, które odbywa się na zimnych, ciemnych i mętnych wodach na akwenie zamkniętym. Te należą do Polaków.
We wrześniu 2018 roku, Krzysztof Starnawski, zanurzył się w Gardzie, w którym chce bić rekord świata żołnierz z Niska, na głębokość 303 metrów. Miesiąc później wynik poprawił inny polski nurek, Jarosław Macedoński. Osiągnął głębokość 316 metrów.
Sebastian Marczewski zamierza w lipcu zanurkować 17 metrów niżej.