Już od najmłodszych lat w jego życiu obecna była muzyka. W rodzinnym domu zaszczepiono w nim miłość do instrumentów, później tę więź z muzyką umocniła szkoła i dalsza zawodowa kariera. Od tamtych lat aż do dziś muzyka towarzyszy mu na co dzień.
Rodzinna pasja i trudne początki
Ciężko by było zliczyć osoby, które przewinęły się przez orkiestry prowadzone przez Mieczysława Parucha. Jego zawodowa kariera w tym kierunku wcale nie okazała się łatwa, jednak satysfakcja z tego, że coś się udało zawsze pomagała zapomnieć o tym jakie trudności trzeba było pokonać.
Mieczysław Paruch mieszka w Stalowej Woli, jest pracownikiem Miejskiego Domu Kultury, gdzie prowadzi orkiestry. Orkiestry towarzyszą mu odkąd postanowił zamieszkać w naszym mieście. Uczy gry na instrumentach dorosłych i dzieci, jednak sam zaczął grać dość późno. – Zacząłem swoją przygodę z instrumentami dopiero w wieku 16 lat. W moim domu grał ojciec i stryj, mieli swój zespół i ja trochę pogrywałem z nimi wtedy na perkusji – wspomina swoje muzyczne początki. Później poszedł szlifować muzyczny talent do szkoły w Łodzi, po czym wrócił w rodzinne strony Leżajska i tam przez pewien czas pracował w Domu Kultury. – W Stalowej Woli znalazłem się dzięki zespołowi Lasowiacy, zaczynałem jako trębacz, a teraz już od 20 lat jestem kierownikiem zespołu – wyjaśnia.
Jednak od początku kiedy pan Mieczysław zjawił się w Stalowej Woli jego zajęciem stało się tworzenie orkiestry. Na początku swojej stalowowolskiej przygody z orkiestrą trafił do szkoły przyzakładowej przy Hucie. – Tam rozpocząłem pracę, dostałem etat i pierwszą orkiestrę zacząłem robić z uczniów tej szkoły – wspomina. Jak się okazało nie było łatwym zadaniem zebrać grupę osób, dać im do rąk instrumenty, przed oczy nuty i kazać im grać. Tym bardziej, że byli to ludzie którzy z muzyką nie mieli nic wspólnego i nigdy nie grali na żadnych instrumentach. Ale udało się. – Pracę zaczęliśmy w październiku, a na 1 maja wszystko miało być gotowe i faktycznie było. Ale było to ciężkie zadanie, ja byłem sam, przez wakacje musiałem opanować wszystkie instrumenty, jakie są w orkiestrze – opowiada.
1 maja rozbrzmiała orkiestra na 46 instrumentów i jak mówi pan Mieczysław już nigdy więcej by się czegoś takiego nie podjął, bo praktycznie to nie mogło się udać z tak liczną grupą osób, której wszystkie melodie trzeba było wśpiewać do ucha. Udało się dzięki częstym próbom, bo właśnie próby to jedyny sposób na stworzenie orkiestry. – Wtedy szkoła szła na rękę i próby odbywały się w ramach zajęć. Ale jak szybko się to zaczęło, tak szybko zaczęło też się sypać – dodaje. Jednak Mieczysław Paruch nie poddawał się i dalej chciał działać i tworzyć orkiestrę w Stalowej Woli pomimo licznych głosów, które go zniechęcały. – Od początku słyszałem od ludzi, że tu w Stalowej Woli nikt niczego nie zrobił i mnie też się to nie uda. Dobrze, że wtedy nie załamałem rąk, bo mi się jednak udało i parę tych orkiestr było – tłumaczy.
CAŁY ARTYKUŁ PRZECZYTASZ W PAPIEROWYM WYDANIU SZTAFETY – 22 STYCZNIA