Stało się 12 maja 1944 roku, w pierwszym dniu polskiego szturmu na masyw Monte Cassino. Wśród oddziałów nacierających na Widmo – jedno ze wzgórz w sąsiedztwie klasztoru – byli „Rysie”, czyli 13 Wileński Batalion Strzelców 5 Kresowej Dywizji Piechoty, a wśród nich żołnierz z Pława.
– Z jednego z niemieckich bunkrów lała się na atakujących istna lawina ognia, siejąc śmierć wśród polskich żołnierzy. Widząc to jeden z nich podczołgał się pod to umocnienie, i kiedy uniósł się nieco w górę, chcąc przez otwór strzelniczy wrzucić do środka granat, przeszyła go seria z broni maszynowej wystrzelona z innego, zamaskowanego bunkra – wspominał kilka lat po bitwie jeden z uczestników tego natarcia. Tak zginął 29-letni starszy strzelec Jan Szwajka z gromady Pławo w ówczesnym powiecie Nisko. Jeden z dwóch mieszkańców tamtego powiatu pochowany na polskim cmentarzu u stóp Monte Cassino.
Urodził się 11 kwietnia 1915 roku, w rodzinie Wojciecha i Zofii z domu Madej. Na Pławie spędził dzieciństwo i młodzieńcze lata. Mieszkał tu pod numerem 309, nieopodal obecnej konkatedry, a ostatnim śladem po zagrodzie Szwajków jest rosnący do dzisiaj włoski orzech. Do września 1938 r. Jan pracował
w młynie w Rozwadowie, kiedy powołano go do służby wojskowej w 10 Dywizjonie Taborów w Radymnie koło Jarosławia. W domu zostawił żonę Agnieszkę z roczną córeczką Zosią i 3-letniego przybranego syna, Stasia.
We wrześniu 1939 roku, w okolicach Tarnopola, Jan Szwajka dostał się do sowieckiej niewoli. Najpierw trafił do obozu
w Krzywym Rogu, potem do Juży i do aresztu w Tarnopolu. Stąd został wywieziony do łagru Siewżełdorłag na Dalekiej Północy w republice Komi. Do domu, w 1940 roku, doszedł od niego tylko jeden list.
– Pamiętam, jak razem z mamą szliśmy do przysięgłego tłumacza na Moskalach i on odpisał na ten list. Potem było już cicho, nie mieliśmy żadnej wiadomości – wspominał po latach przybrany syn, Stanisław Łapiński.
Tymczasem we wrześniu 1941 r. Jan Szwajka znalazł się w Tatiszczewie – jednym z ośrodków formowania Armii Andersa, z którą przez Iran, Irak, Palestynę i Egipt dotarł pod Monte Cassino.
Zginął rankiem, 12 maja 1944 r. Jak wynika z zachowanej „Metryki Zgonu” pogrzeb Jana Szwajki odbył się 24 maja na tymczasowym cmentarzu w Aquafondata – pożegnali go najbliżsi koledzy-strzelcy oraz ks. Michał Szymankiewicz, kapelan 5 Kresowej Dywizji Piechoty. – Poległ na polu chwały – czytamy w rubryce „Przyczyna śmierci”. We wrześniu 1947 r. Jan Szwajka został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych.
Miesiąc później w „Monitorze Polskim” ukazało się, obok dziesiątek podobnych, ogłoszenie władz administracyjnych w sprawie uznania Jana Szwajkę za zaginionego, co było podstawą do otrzymania zaopatrzenia inwalidzkiego przez jego żonę.
O śmierci męża, i o tym, że zginął pod Monte Cassino, Agnieszka Szwajka oficjalnie dowiedziała się dopiero w 1948 r. z Czerwonego Krzyża.
W tym samym roku otrzymała też z Wielkiej Brytanii paczkę z odzieżą, którą za pieniądze pozostawione przez męża kupili jego koledzy. – W paczce były między innymi skórzane buty
i garnitur dla mnie oraz materiały na sukienki dla mamy i siostry – wspomina Stanisław Łapiński.
Grób Jana Szwajki znajduje się na VIII tarasie Polskiego Cmentarza Wojennego na Monte Cassino, blisko szczytu nekropolii, po lewej stronie od głównej alei.
Agnieszka Szwajka nigdy nie była na grobie męża – zmarła w 1953 r. Pierwsze kwiaty z Polski, biało-czerwone goździki podane przez córkę Jana Szwajki, Zofię, położył tu w lipcu 1977 r. Stanisław Szymula ze Stalowej Woli, po latach wiceprezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
– Po długiej kolejowej podróży z Polski, te goździki były już mocno przywiędłe, na co zwrócił mi uwagę jeden z odwiedzających cmentarz. Odpowiedziałem mu wtedy, że to nic wielkiego, bo najważniejsze jest to, że są to kwiaty z ojczystej ziemi poległego żołnierza. Zastanowił się i przyznał mi rację – tak zapamiętał to zdarzenie Stanisław Szymula, który do Włoch pojechał wtedy z córką Wiolettą. Kwiaty złożyli wówczas także na grobie gen. Andersa i polowym ołtarzu znajdującym się na polskim cmentarzu pod Monte Cassino.
Zofia Szwajka, po mężu Dziura, w 1985 r. wyemigrowała ze Stalowej Woli do USA i osiedliła się w Downers Grove pod Chicago. Dwukrotnie przylatywała do Włoch, by stanąć nad grobem ojca. Pierwszy raz było to w 1999 r. Drugi raz przybyła pod Monte Cassino w 2002 r.
– To była wtedy wielka uroczystość, taki jakby drugi pogrzeb. Byłam z dużą grupą Polaków z USA i naszym księdzem. Przy cmentarnym ołtarzu odprawiono mszę świętą, a potem do grobu taty przeszła procesja. Ja z córką niosłam kwiaty, a za nami niesiono różaniec. Byłam bardzo wzruszona i ucałowałam nagrobek taty – opowiada.
W pamięci zachowała także jakieś przebłyski z dzieciństwa, choć ojca pamiętać nie może – miała ledwo rok, gdy poszedł na wojnę. Mimo to ma również wrażenie, że widziała go, gdy jeszcze przed wrześniem 1939 r. przyjeżdżał z wojska na urlop. A gdy wojenny kolega taty, pochodzący z Jastkowic Jan Tofil, przysłał z Anglii w paczce dokumenty Jana Szwajki, to było wśród nich zdjęcie córeczki, które zawsze nosił przy sobie: malutka Zosia siedząca na piasku z psem.
W kwietniu 2013 roku, na prośbę Zofii Dziury, Stanisław Szymula ponownie złożył kwiaty na nagrobnej płycie Jana Szwajki. Na krzyżu zawiesił wtedy także różaniec poświęcony w klasztorze oo. Kapucynów w Rozwadowie. A w oryginalnym mundurze żołnierza 3 Dywizji Strzelców Karpackich towarzyszył mu spotkany pod Monte Cassino młody Polak, Wojtek Szewczak.
Grób ojczyma w 1988 r. odwiedził też Stanisław Łapiński. – Dopiero widząc to miejsce, te wzgórza, można wyobrazić sobie, jak trudne zadanie mieli żołnierze generała Andersa. Właściwie niewykonalne. A oni jednak to zrobili. Stojąc tam, pod Monte Cassino, wrażenie jest nie do opisania. Szczególnie patrząc na ten wielki napis: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. Zrobiło mi się wtedy żal, że po takiej poniewierce w Rosji, ojczym zginął, gdy do Polski nie miał już tak daleko – opowiada.
W 2005 r. podczas renowacji grobu matki pochowanej na Cmentarzu Komunalnym w Stalowej Woli, Zofia Dziura, która odwiedziła wtedy rodzinne strony, umieściła na nowej płycie symboliczne wspomnienie swego ojca, Jana Szwajki: poległ pod Monte Cassino – czytamy w inskrypcji.