„Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych” – pisał nieoceniony sir George w jakże proroczym „Folwarku zwierzęcym”. Gdy ktoś lektury nie zgłębił, to dodam, że autorowi chodziło o świnie, jako te równiejsze od innych. Nie wiem dokładnie, dlaczego ta książka mi się przypomniała, gdy pewnej nocy wsłuchiwałem się w raport bankierów o naszych emeryturach. Jak kogoś cytat obraża, z góry przepraszam.
Raportu bankowego wysłuchiwałem, by przynajmniej na chwilę oderwać się od chocholego tańca wokół Trybunału Konstytucyjnego. W życiu nie miałem jakiegokolwiek interesu do TK, choć podskórnie czuję, że wielokrotnie doświadczyłem na własnej skórze łamania moich praw konstytucyjnych. Dla mnie jest to temat zastępczy. Choćby dlatego, że w jego cieniu szykuje się dużo groźniejszy zamach na spokojne dożycie. Od kilku lat o to się boję. Już wiem, że na ewentualnej emeryturze nie będzie mnie stać na czynsz, o lekarstwach nie mówiąc. Wyłącznie dlatego, że z mojej mizernej składki utrzymuję przynajmniej kilku pasibrzuchów, którzy są w tym samym wieku co ja, ale oni już od lat są na emeryturach. Chodzi mi o emerytów resortowych.
W 2014 r. 5 mln. emerytów z ZUS, otrzymało 121 mld. zł w postaci świadczeń. W tym samym czasie 282 tys. osób dostało do podziału 11,6 mld. zł jako emerytury resortowe. To emeryci MON (4,4 mld. zł), MSW (6,1 mld. zł) i Ministerstwa Sprawiedliwości (1,1 mld. zł). Średni wiek emeryta z resortów siłowych to 48 (!) lat. W przypadku „zusowca” lat 59. Przeciętna emerytura i renta wypłacana przez resorty sprawiedliwości, obrony i spraw wewnętrznych jest o 60 proc. wyższa, niż świadczenie wypłacane przez ZUS. Idźmy dalej. 200 tys. osób w Polsce pobiera emerytury górnicze, średnio po 4 tys. zł brutto. Rocznie to kosztuje 9,6 mld. zł. Co czwarty emeryt górniczy nie ukończył 56. roku życia. Mamy też 260 tys. emerytowanych nauczycieli, z których 40 proc. nie ma 65 lat. Taki młody poszkolny staruszek dostaje średnio nieco ponad 2,3 tys. zł miesięcznie. Czepię się jeszcze KRUS-u. Jego świadczeniobiorcy nie są krezusami, ale płacą czterokrotnie mniejszą składkę niż podwładni ZUS. Ci ostatni, ale najniżej zarabiający, rocznie odpalają po 4 tys. zł składki, a ten z KRUS 1,1 tys. zł. Za to po 40 latach pracy ten z ZUS ma 900 zł emerytury, a ten z KRUS o 200 zł więcej.
W sumie co roku na tych lepszych, czyli emerytów resortowych, wydajemy rocznie 43 mld. zł. To jest dokładnie dwa razy więcej od rocznego kosztu programu „500+”. Resortowi płacą śmiesznie niskie składki emerytalne, w porównaniu do naszych obciążeń. Bo to my ich finansujemy. To taki współczesny polski folwark, na którym wszyscy dorzucają się do koryta, a wyjmują z niego najwięcej ci, którzy najmniej wrzucili. Obniżanie wieku emerytalnego niczego tu nie zmieni, a afera z Trybunałem jest zwykłym mydleniem oczu.
Eugeniusz Przechera
Tekst ukazał się w papierowym wydaniu Sztafety – nr 10/2016