Jeżeli w najbliższych kolejkach piłkarze Stali Stalowa Wola nie zaczną w końcu wygrywać, to ugrzęzną w strefie spadkowej na długi, długi czas… A wydostać się z niej, będzie im niezwykle ciężko
W sobotę „zielono-czarni” gościli na Stadionie Miejskim w Rzeszowie. Nasza drużyna nie była faworytem derbowego spotkania z imienniczką ze stolicy Podkarpacia, która wybornie spisuje się po awansie z trzeciej ligi, a czego najlepszym dowodem jest miejsce, które zajmuje w ligowej tabeli, ale jak wiadomo, piłka to przewrotna gra i sensacyjnych rozstrzygnięć nie brakuje. Tym jednak razem niespodzianki nie było. Gospodarze dominowali w tym spotkaniu. Może nie zdecydowanie, ale jednak. Nie brakowało im też szczęścia. Gdyby nie ono, Konefał nie wyciągałby dwukrotnie piłki ze swojej bramki.
Do momentu utraty pierwszej bramki, nasza drużyna radziła sobie lepiej, niż można było przypuszczać. Stalowcy grali bardzo spokojnie i rozważnie w tyłach. Nie pozwalali miejscowym praktycznie na nic. Rzeszowianie próbowali różnych sposobów, trzeba przyznać, że mieli pomysł na prowadzenie gry, ale i goście wiedzieli, co i jak należy robić, żeby uprzykrzyć im życie. Także kilka kontr naszego zespołu mogło się podobać.
Nadeszła jednak, nieszczęsna dla „Stalówki” 37. minuta. Gospodarze wykonywali rzut wolny. Piłkę z 18 metra uderzył Piotr Głowacki. Czy zmierzała ona w światło bramki? Być może. Niedane było jednak tego sprawdzić, bo futbolówka odbiła się od pleców, bodajże Piotra Mrozińskiego, który stał w murze, jej lot zmylił Łukasza Konefała i pomimo że złożył się w bramce niczym scyzoryk i próbował ratować sytuację, to jednak nie był już w stanie zapobiec utracie bramki. Dla Głowackiego było to pierwsze trafienie w barwach Stali Rzeszów, do której trafił w przerwie zimowej ubiegłego sezonu ze Stomilu Olsztyn.
Po objęciu prowadzenia „biało-niebiescy” poszli za ciosem. Bliski podwyższenia wyniku był Głowacki. Piłkę po jego zagraniu piętką wybił z linii bramkowej jeden z obrońców. Jeszcze przed przerwą celnie „główkował” Błażej Cyfert, ale Konefał był na posterunku.
Co nie udało się przed zejściem do szatni, udało się trzy minuty po wyjściu z niej. Lepiej drugiej polowy gospodarze, zacząć nie mogli. Łukasz Mozler popisał się tak zwanym centrostrzałem z 25 metrów. Piłka leciała w kierunku bramki. Konefał był chyba przekonany, że lot piłki będzie chciał przeciąć jeden z dwóch piłkarzy rzeszowskiej Stali, którzy wystartowali do niej, ale nikt tego nie zrobił i ta, ku zaskoczeniu wszystkich, znalazła się w siatce. Po meczu mogło być chwilę później, kiedy na techniczne uderzenie zdecydował się Głowacki. Tym jednak razem Konefał nie dał się zaskoczyć. Za chwilę pomogli mu obrońcy, którzy wybili piłkę sprzed bramki po „główce” Głowackiego. 27-letni pomocnik był jednym z najlepszych graczy tego meczu.
W ostatnim kwadransie spotkania, coraz odważniej poczynała sobie nasza Stal. Poza utratą trzeciej bramki, nic więcej do stracenia piłkarze trenera Szydełki nie mieli. W 78. minucie przytomnie w swojej bramce zachował się Wiktor Kaczorowski. Po dośrodkowaniu w pole karne, powstało ogromne zamieszanie. Trudno było dostrzec, gdzie jest piłka. W końcu sporym refleksem wykazał się pochodzący z Kolbuszowej, 18-letni bramkarz Stali Rzeszów.
Kilka minut później nie miał już nic do powiedzenia, kiedy kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego zza pola karnego popisał się kapitan „Stalówki”, Bartosz Sobotka. Piłka wylądowała w „okienku”. Próbował ją jeszcze wybić głową z bramki Szeliga, ale nie sięgnął jej.
Zdobycie kontaktowej bramki dodał sił gościom i w ostatnich minutach, robiła nasza drużyna, co tylko mogła, żeby jeszcze raz umieścić piłkę w bramce, ale ta sztuka jej się nie udała i szósta porażka stała się faktem.
STAL RZESZÓW – STAL STALOWA WOLA 2:1 (1:0)
1-0 Głowacki (37), 2-0 Mozler (48), 2-1 Sobotka (82)
RZESZÓW: Kaczorowski – Sierant, Kostkowski, Cyfert, Głowacki – Szczepanek (89 Plewka), Szeliga, Mozler (78 Reiman), Chromiński (71 Nawrot) – Goncerz (71 D.Michalik), Pląskowski.
STALOWA WOLA: Konefał – Waszkiewicz, Witasik, Jarosz, Kiercz, Sobotka – Ciepiela (59 Mistrzyk), Mroziński, Jopek, Dadok (61 Fidziukiewicz) – Zjawiński (68 R.Michalik).
Sędziował Rafał Rokosz (Katowice). Żółte kartki: Jopek, Jarosz. Widzów 1874.
W pozostałych meczach: Górnik Polkowice – Pogoń 1:1 (1:1), Elana – Lech II 2:4 (1:2), Widzew – Garbarnia 1:1 (0:0), GKS Katowice – Legionovia 3:1 (0:0), Resovia – Skra 2:0 (1:0), Znicz – Górnik Łęczna 1:2 (1:1), Gryf – Olimpia 1:4 (1:1), Bytovia – Błękitni 1:0 (0:0).