Był rok 1989, gdy Czesław Bielecki zakładał Porozumienie Ponad Podziałami (PPP). Człowiek ze wspaniałą kartą niepodległościowca, wybitny architekt i nienajgorszy pisarz, ogólnie mówiąc człowiek z autorytetem skupił pod nośnym hasłem inne ówczesne autorytety. Autorytety ściągnął z różnych stron i liczył, że jeżeli pod skrzydłami PPP różniący się politycznie, a znani ludzie się dogadają, to w początkującym państwie inni pójdą ich śladem. Acha! Polityczny pomysł nie przetrwał najkrótszej próby czasu.
Pamiętam też późniejsze nawoływania z różnych stron do odtwarzania PPP. Najczęściej na gruncie lokalnym, rzadziej regionalnym. Chociażby wtedy, gdy dochodziło do ważkich głosowań w parlamencie nad sprawami istotnymi dla jakiegoś województwa. Ktoś wzywał posłów różnych opcji, a pochodzących z danego regionu, by wspólnie podnieśli rączęta. Zawsze się to kończyło tak, jak inicjatywa Bieleckiego. Irena Lasota rozpaczała niedawno na łamach, że to wstyd przed Murzynami, bo w Rwandzie porozumieli się Tutsi i Hutu, a u nas nigdy po okrągłym stole do czegoś takiego nie doszło. A nieprawda!
Co jakiś czas, a coraz to ktoś inny zauważa, że jesteśmy najbardziej zbiurokratyzowanym państwem w Unii. Nie wiem, jak jest w innych krajach, ale polska armia 0,5 miliona urzędników może przyprawić o mrowienie każdego rozsądnie myślącego o kraju, w którym żyje. Z tej masy urzędników ok. 10 tys. to asystenci i doradcy. To najwspanialszy stołek, jaki można sobie wyobrazić! Pracę dostaje się bez konkursu, a wyłącznie po znajomości i to zgodnie z prawem! Zarabia się tak jak inni w danym urzędzie, a zazwyczaj lepiej i w nosie ma się wszystko i wszystkich. Asystenta i doradcę może mieć wójt, burmistrz, prezydent i jeszcze wyżej. Oczywiście im wyżej, tym tych dorasystentów może mieć więcej. A kto im płaci? Oczywiście, że my! Kwoty różne padają ale obawiam się, że realną może być ta oscylująca wokół 500 mln. zł. Tyle można rocznie zaoszczędzić, jeżeli zniesie się podstawy prawne zatrudniania znajomków za pieniądze państwowe – w obecnym rządzie jest ok. 100 asystentów i doradców, najmłodszy w wieku 22 lat – lub samorządowe. PiS do tego podchodziło dwa razy, gdy było w opozycji. „Nie ma żadnego powodu, by zatrudniać kilkanaście tysięcy pracowników politycznych, bardzo różnie dobieranych” – mówił w 2009 r. Kaczyński. Powtórzył to trzy lata później. Obecnie jest innego zdania. Teraz zamach na dorasystentów przeprowadzili ludzie od Kukiza. Skopiowali projekt ustawy autorstwa PiS i próbowali wcisnąć go pod obrady izby niższej. I stała się rzecz niemożliwa. Podczas głosowania projektu Kukizowców na jednej z komisji, przeciwko wyrzucaniu asystentów zagłosowali wspólnie PiS i PO, PSL i Nowoczesna. To było prawdziwe porozumienie ponad podziałami! A co z tego, że w obronie 10 tys. partyjnych żłobów? Grunt, że przed Murzynami nie musimy się już wstydzić.
Eugeniusz Przechera