Ufff… Ale mieliśmy sobotę! Cieplutka, majowa, aż miło było na działce pogrillować. Z majowej sielanki wyrywał mię co raz jakiś telefon, albo SMS. „Widziałeś, widziałeś?” – natarczywie nękali znajomi. A ja nic nie widziałem i patrzeć nie zamierzałem. Tym bardziej, że pytający zmuszali wręcz mnie, żebym rzucił okiem na nasze polityczne bagno. Swoje osiągnęli, bo w nocy popatrzyłem na marsze. Na niemo, bo nie dopuszczam głupoty na fonii.
Zdziwiłem się już w niedzielę, że cała kłótnia o marsz KOD szła w kierunku frekwencji. Gdyby Kaczyński zamiast telewizyjnie gwiazdorzyć na czacie, poszedł z narodowcami, może odciągnąłby trochę tych z KOD-u. Wolał chwalić się swoim menu, a potem jego współpracownicy musieli tuszować liczebność spacerujących za Kijowskim, Petru czy Schetyną. Nie liczyłem marszu, ale zauważyłem transparenty. „Boli mnie noga, a rząd zmusza mnie do marszu” – biadoliła jakaś babina. Inne hasła były już konkretniejsze. „Dobra zmiana, chyba dla barana”, albo „Precz z Kaczorem dyktatorem”. Najmniej było o Trybunale, który tak skutecznie dzieli polityków. Widocznie spacerującym przez pięknie odbudowaną stołeczną starówkę maj się też udzielił. Sielanka się skończyła, gdy posłowie wrócili do Sejmu. I o tym słów kilka.
Niesiołowski wyznał, że gdy rozmawiał z pewnym mądrym posłem PiS – chyba mu się wyrwało! – ten nagle uciekł do sejmowego kibla, bo zobaczył na korytarzu Kuchcińskiego. Dawał tym do zrozumienia, że wśród opcji rządzącej są politycy, którzy rozmawiają z opozycją, ale boją się partyjnej wierchuszki. Z tym spostrzeżeniem wszedł na jakąś antenę i rozpętał wojnę. W typowo parlamentarnym stylu posypały się inwektywy. Brudziński (PiS) odwdzięczył się profesorowi z Łodzi, że jest „rozjuszonym capem”. A potem wszyscy zaczęli sobie wypominać, co kto i na kogo powiedział. Aż miło było posłuchać! Najbardziej zebrało się Niesiołowskiemu, bo ten faktycznie nie przebiera, choć jakiś poziom kultury trzyma. Dopiekając chociażby Hofmanowi (jeszcze wtedy PiS) rzekł: „Jak widzę Hofmana, to zawsze żałuję, że nie wszystkie bałwany na wiosnę topnieją”. Ładne? A jakie delikatne! Nie to co kiedyś Miller (chyba wtedy SLD) o Palikocie, że to „cham z Biłgoraja”.
I po co to przypominam? Bo po sobotnim meczu Legii, na jej kiboli spadła lawina krytyki ze strony opozycji, bo miała prawo do obruszenia i opcji rządzącej, bo jej wypadało. Kibole napisali: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice!”. A skąd kibole wzór wzięli? Polityk obrażać może, bo ma immunitet. Kibol pójdzie do więzienia. Język kibola, jest jak zwykle językiem nienawiści, a słowa posła są zawsze parlamentarne. Takie jest życie.
Eugeniusz Przechera
TEKST UKAZAŁ SIĘ W PAPIEROWYM WYDANIU SZTAFETY NR 19