W październiku 2014 roku między Kępiem Zaleszańskim a Kotową Wolą specjalna grupa rekonstrukcyjna zainscenizowała bitwę, jaka rozegrała się sto lata temu 15 września 1914 roku pod Zaleszanami. W Zaleszanach i Zbydniowie to krwawe starcie nazywają „bitwą pod Choiną”. Corocznie w kościele parafialnym w Zaleszanach jesienią odprawiana jest msza św. za dusze żołnierzy poległych w czasie tej walki.
Gdy będziecie w kościele parafialnym pw. Mikołaja Biskupa w Zaleszanach w przedsionku po lewej stronie znajduje się tablica, na której wyryty jest polski orzeł, Matka Boska oraz napis: Dusze żołnierzy poległych dn. 15 IX 1914 pod Zaleszanami i Zbydniowem z wiarą w zmartwychwstanie Polski, modłom pobożnych poleca generał Julian Bijak były dowódca tarnowskiego pułku piechoty, uczestnik walki. Tablicę ufundował generał Juliusz Bijak. Kim on był?
Generał Bijak
Juliusz Bijak urodził się 14 września 1860 roku w Biadolinach w rodzinie dozorcy więziennego. W sierpniu 1878 r. został powołany jako jednoroczny ochotnik do austrowęgierskiego 56. pułku piechoty stacjonującego w Krakowie i Wadowicach. Po rocznej służbie uzyskał stopień oficerski, ale podjął studia na politechnice we Wiedniu. Jednak po dwóch latach porzucił je dla kariery wojskowej. Wrócił do swego macierzystego 56. pułku piechoty zwanego galicyjskim i podjął służbę oficera zawodowego. 1 marca 1914 objął dowództwo 57. pułku piechoty, również pułk galicyjski, który stacjonował w Tarnowie. W czasie I wojny światowej walczył z Rosjanami. Po sukcesie Austriaków pod Kraśnikiem przyszedł czas porażek. Pułk Bijaka wycofywał się spod Lublina i znalazł się na lewym brzegu Sanu. 15 września 1914 pułkownik J. Bijak został ciężko ranny podczas bitwy pod Zaleszanami i znalazł się w rosyjskiej niewoli.
W styczniu 1918 ze względu na tan zdrowia Rosjanie zwolnili go z niewoli i został przekazany do Danii. W kwietniu tego roku wrócił do Austrii. Po powrocie został awansowany do stopnia generała majora, co dla człowieka wywodzącego się z prostego ludu, było nie lada wyróżnieniem. Po kilku miesiącach urlopu skierowano go na front włoski, znalazł się w dowództwie 33. dywizji piechoty działającej w 14. CK armii, którą wówczas dowodził generał Otto von Below.
Gdy monarchia austrowęgierska upadła, 6 listopada 1918 przyjechał do Krakowa i zgłosił się do służby w Wojsku Polskim. W okresie od listopada 1918 r. do sierpnia 1920 r. był dowódcą obrony Przemyśla, potem dowódca Okręgu Etapowego w Bielsku, dowodził milicją na Śląsku, był szefem Komisji Delimitacyjnej w Poznaniu a następnie znalazł się w dowództwie okręgu generalnego „Pomorze”. W czasie wojny polsko-bolszewickiej od sierpnia do listopada 1920 dowodził twierdzą Chełmno i odcinkiem frontu o tej samej nazwie.
1 maja 1920 zatwierdzony został ze starszeństwem od 1 kwietnia 1920 r. na stopień generała podporucznika. 1 kwietnia 1921 r. przeniesiony został w stan spoczynku. 26 października 1923 r. prezydent Polski zatwierdził przyznany mu stopień tytularnego generała dywizji. Mieszkał w Krakowie, ale przeniósł się do Wadowic, do miasta, w którym służył jeszcze w 56. pułku piechoty. W latach międzywojennych niejednokrotnie odwiedzał tereny, na których walczył i został ranny. W 1929 roku wydał Wspomnienia ze służby wojskowej. Zmarł 21 kwietnia 1943 roku i został pochowany na cmentarzu parafialnym w Wadowicach.
Pod Zbydniowem i Zaleszanami
Wojsko austrowęgierskie wycofywało się spod Lublina na linię Sanu. 57. pułk dowodzony przez pułkownika J. Bijaka na początku września znalazł się w Zbydniowie i okolicy. Tu tworzono linię obrony przed nacierająca rosyjską armia. Wkrótce doszło do ciężkich walk, w których obie strony poniosły straty w ludziach, przy czym większe oddziały austrowęgierskie, zagrożone rosyjskim okrążeniem.
Oficer 57. pułku piechoty Pułku Ziemi Tarnowskiej tak wspominał walkę w rejonie Zbydniowa i Zaleszan: W dniu 14 września 1914 r. oddziały węgierskich pułków otrzymały rozkaz zamknięcia przeprawy przez San na północ i północny zachód od Zaleszan oraz ściągnięcia pontonowego mostu pod Kępą; nasz pułk zaś rozkaz obsadzenia lasu koło Grabczyny, który wówczas znajdował się pod silnym ogniem dział nieprzyjacielskich.
Nasz pułk wskazane mu zadanie wykonał, pomimo tego, że drogę, którą przebywał pruły granaty, że nad głowami naszych dzielnych żołnierzy pękały szrapnele, Węgrzy atoli zadania swego nie wypełnili. Echa tych strzałów, nie do nich nawet skierowanych, wystarczyły do odebrania im ducha: porzucili swoje stanowiska i nie zniszczywszy nawet mostu pod Kępą pozostawili go nieprzyjacielowi do użytku.
Tymczasem Zaleszany były już w ręku Rosjan. Nasz pułk, wspólnie z 20. pułkiem piechoty, miał pierwotnie zaatakować tę miejscowość, jednakże odstąpiono od tego zamiaru, kierując nas do Zbydniowa, z pozostawieniem na zajętych pozycjach oddziałów wystarczających do powstrzymania możliwej przeprawy dalszych wojsk rosyjskich.
Ze Zbydniowa był zamiar cofnięcia się dalej na południe, ale rozkazy głównego dowództwa armii ulegały częstym zmianom i znów otrzymał nasz pułk rozkaz pozostania na miejscu. Następnego dnia, 15 września 1914 r., otrzymała 12 dywizja piechoty, do której nasz pułk należał- rozkaz wymarszu ku Zaleszanom. (…) Około godziny 8 rano zbliżyły się pierwsze szeregi naszego pułku ku Zaleszanom, rozpoczynając ogień karabinowy, spostrzeżono jednak w tej chwili, że rosyjska bateria zajeżdża na pozycję, z której zmieść mogła bez śladu naszych żołnierzy.
W tej decydującej chwili plutonowy Mikowski z półplutonem 12 kompanii atakuje ową baterię, celnymi strzałami wybija jej konie, zagarnia działa i bierze 28 artylerzystów do niewoli.
Ten dzień, bohaterski czyn Mikowskiego i jego towarzyszy nie przyniósł jednak poważnych następstw, gdyż wielka siła piechoty rosyjskiej zmusiła dzielnych naszych żołnierzy do cofnięcia się i pozostawienia zdobytych armat na miejscu! Nierówna walka trwała tu przeszło trzy godziny bez rozstrzygnięcia, gdy około południa spostrzeżono poza naszą linia bojową konne nieprzyjacielskie straże przednie i z Zaleszan w tym czasie zaczęły wysypywać się liczne szeregi rosyjskiej piechoty, a równocześnie ulewa kul z karabinów maszynowych obejmuje nasze pozycje i pierwotna drogę do Zbydniowa. To spotkanie powoduje znaczniejsze straty w szeregach austriackich i w naszym pułku, który cofając się odpiera skutecznie okrążające go rosyjskie oddziały i w ten sposób dochodzi z powrotem do Zbydniowa, tracąc po drodze wielu towarzyszy broni, wielu oficerów, a między nimi także ukochanego przez żołnierzy pułkownika Juliusza Bijaka, który doniósłszy ciężka ranę dostał się tam do niewoli rosyjskiej.
Atak na Zaleszany tak wspominał J. Bijak: Rano 15 września zarządził płk Puchalski atak od strony Zbydniowa na wieś Zaleszany, 20 pułk na lewo, baon mego pułku na prawo. Już po wyruszeniu przeznaczył płk Puchalski także ostatni pozostały mi jeszcze do dyspozycji baon do ataku. Wydawszy zarządzenia, wchodziłem dziwnie jakoś nieswój i niezadowolony ze siebie za płk. Puchalskim i ppłk. artylerii do przydrożnej karczmy – nagle zastanowiłem się: Jak to – moi żołnierze idą w ogień i na śmierć, a ja mam chronić się w bezpiecznym miejscu? Momentalnie zawróciłem z progu i poszedłem za baonem odchodzącym na pierwszą linię bojową odzyskując równowagę i pewność, że spełniam swój obowiązek. (…) Szliśmy z trudem zapadając się nieraz po kolana w rozmokłej ziemi. Artyleria rosyjska strzelała od kościoła w Zaleszanach i ze wzgórza na prawym brzegu Sanu. Od Zaleszan prażył nas silny ogień karabinowy, a także z wiklin nad Sanem padały pojedyncze strzały. Nasze bataliony szły śmiało do ataku strzelając i dążąc do okrążenia lewego skrzydła nieprzyjacielskiego. Nagle artyleria rosyjska z prawego brzegu Sanu przestała strzelać. Zgiełk walki przycichł znacznie.
Znajdowałem się na prawym skrzydle, a chcąc robaczyc co się dzieje w pierwszej linii, przeszedłem mały lasek; idąc dalej natknąłem się na leżącą w zagonach naszą linię tyralierską, a o kilkaset kroków dalej, pod kościołem w Zaleszanach zobaczyłem całkiem odsłonięte nieprzyjacielskie armaty. Nie widząc w pobliżu oficera, zachęcałem sam żołnierzy, by celniej strzelali do obsługi tych armat. Powstało między nimi poruszenie, wołali głośno: „Pan pułkownik tu jest, naprzód na wystrzał!”. Ostrzegałem, by głośnym wołaniem nie zdradzali się przed nieprzyjacielem, było już jednak za późno, bo wtem od kościoła pada na nas grad kul armatnich i karabinowych. Widzę, że źle z nami. Nagle doznaję w lewym udzie dziwnego wrażenia ciepła i czuje krew spływająca po nodze. Nie doznaję bólu, ale słabnę. Upadam na wznak na bruzdę….
Pułkownikowi Bijakowi udało się wyjść z zamykającego się okrążenia i wycofać przez Kotową Wolę, Jamnicę do Grębowa. Oficer wspominający walkę pod Zaleszanami obwiniał wojsko węgierskie za stworzenie sytuacji do okrążenia oddziałów galicyjskich: Okrążenie wojsk austriackich stało się możliwe od chwili odstąpienia Węgrów z naznaczonych im pozycji. Rosjanie istotnie w kilku miejscach przekroczyli San i tym sposobem znaleźli się na tyłach naszej linii bojowej, skierowanej przeciw Zaleszanom…
Po walce
Walki w rejonie Zbydniowa i Zaleszan spowodowały panikę wśród tamtejszej ludności. Część jej kryła się w ziemiankach, dołach, ale część opuszczała domostwa, uciekając z terenu zagrożonego ogniem artyleryjskim i karabinowym. 16 września 1914 r. wojska rosyjskie zajęły Zbydniów. Rozpoczął się rabunek.
7 października 1914 r. na nowo doszło do walk w rejonie Zbydniowa i Zaleszan. Rosjan wyparto na San, ale wkrótce znowu przeprawili się przez rzekę i z powrotem zajęli Zaleszany i Zbydniów. Okupacja rosyjska trwała do czerwca 1915 roku. Ostatecznie pod koniec tego miesiąca Austriacy zajęli lewy brzeg Sanu, a potem front oddalił się znacznie na północ i już do walk w rejonie Zaleszan i Zbydniowa do końca wojny nie doszło.
Po walkach poległych grzebano zwykle w miejscu ich śmierci, albo też w naprędce improwizowanych zbiorowych mogiłach. Dopiero w latach 1915-16 urządzano cmentarze, na których chowano razem zarówno żołnierzy rosyjskich, jak i austrowęgierskich. Największy cmentarz powstał w rejonie Kępia Zaleszańskiego, na nim w zbiorowych i pojedynczych grobach pochowano 722 żołnierzy. Wśród poległych żołnierzy austrowęgierskich i rosyjskich byli Polacy. Drugi cmentarz znajduje się w Zbydniowie na tzw. Glijonkach. Pochowani żołnierze padli w walce nie tylko w rejonie Zaleszan i nie tylko we wrześniu 1914 roku, ale również zginęli w zbrojnych zmaganiach w innym czasie i w innym miejscu. Na cmentarzach nie ma nazwisk poległych żołnierzy. Ustalają je historyk Aneta Jonaszek i Aneta Garanty z Muzeum Regionalnego.