W dniach od 8 do 11 grudnia w Stalowej Woli na Wydziale Zamiejscowym KUL odbyła się międzynarodowa konferencja poświęcona zjawisku sekt. Współorganizatorem i jednym z prelegentów konferencji był profesor stalowowolskiego Wydziału Zamiejscowego KUL dr. hab. Piotr T. Nowakowski, z którym udało nam się porozmawiać o zagadnieniu sekt i samej konferencji.
– Na początku proszę o zdefiniowanie sekty, czym się różni od „normalnej” grupy wyznaniowej, wspólnoty religijnej i czy zawsze fakt, że mamy do czynienia z sektą sprawia, że jest ona niebezpieczna?
O definicjach sekty można pisać w nieskończoność. Na potrzeby naszego wywiadu wyrażę się krótko, upraszczając nieco sprawę. Jak pedofilia jest formą wynaturzenia życia seksualnego, tak sekta – z zachowaniem wszelkich proporcji – stanowi wyraz patologizacji życia religijnego. Zdrowa religijność rozwija człowieka, sekta zaś tym człowiekiem manipuluje i go wykorzystuje. Większość grup zwanych sektami zajmuje kontrowersyjne stanowisko w sprawach społecznych, skutkiem czego nie jest w stanie kształtować u swych członków postawy odpowiedzialnych obywateli. Reasumując, dana grupa religijna może mi się podobać lub nie, ale jeśli nie posiadam dowodów na jej niecne czyny, to wstrzymałbym się z pochopnym etykietowaniem jej jako „sekty”.
– Teraz powróćmy do konferencji, która odbyła się w Stalowej Woli – czy miała znaczenie lokalne, czy raczej głównie akademickie? Pytam w kontekście Pana wypowiedzi, że w Polsce obecnie nie ma większego problemu z sektami.
Konferencja była prawdopodobnie najbardziej umiędzynarodowionym wydarzeniem akademickim w historii stalowowolskiego KUL-u, wszak przyjechali goście z 12 krajów, trzech kontynentów i kilkunastu ośrodków krajowych. Paru z nich to specjaliści „z najwyższej półki”. Jednak treści poruszone podczas obrad miały charakter jak najbardziej lokalny, bo dotyczyły osobiście każdego z nas. To fakt, że w latach dziewięćdziesiątych problem sekt nurtował nas bardziej, tym niemniej prawdą jest również, że obecnie częściej aniżeli kiedyś podróżujemy po świecie, a to oznacza, że z tym problemem możemy się zetknąć w miejscach, gdzie jest on wciąż żywotny. Przywołam tu analogię do terroryzmu: nikłe jest ryzyko, by islamista w dzień targowy wjechał rozpędzoną ciężarówką w stragany przy ul. Okulickiego. Jednak nikt nie zagwarantuje nam tego poziomu bezpieczeństwa podczas nawet krótkiej wizyty w Berlinie.
– Wydaje się, że Internet jest świetnym miejscem dla sekt, gdzie mogą zarówno rekrutować, jak i w pełni działać poprzez zamknięte grupy wzajemnej komunikacji. Czy uważa Pan, że Internet jest niebezpiecznym środowiskiem dla młodych ludzi?
Wystarczy poszperać nieco w sieci, by się przekonać, że znajduje się tam mnóstwo potencjalnych zagrożeń. Sekty i pozostałe kontrowersyjne ugrupowania to tylko skromny wycinek problemu. Dlatego młody człowiek musi korzystać z Internetu roztropnie. Czyli mieć głowę na karku i właściwie ukształtowany kręgosłup moralny. A w realizacji tego zadania wychowawczego nikt nie wyręczy rodziców.
– Jakie są perspektywy rozwoju zjawiska sekt w Polsce w kontekście współczesnych realiów ekonomicznych, kulturowych i społecznych?
Podczas wspomnianej konferencji nadmieniłem, iż przed dwoma dekadami niektóre kontrowersyjne grupy kultowe postanowiły spróbować swych sił w nowym dla nich obszarze geograficznym, jakim jest Polska. I odbiły się od ściany, bo okazaliśmy się trudnym „terenem misyjnym”. Nasz kraj stanowi monolit religijny i kulturowy. Przez taki monolit trudno się przebić religijnym nowinkom. Dzisiaj dotyczy to również działalności ugrupowań terrorystycznych. Łatwiej jest im funkcjonować w swoistych tyglach kulturowych, gdzie zachodzą gwałtowne przemiany społeczne, narodowościowe, religijne lub gdzie mieszają się różne wpływy, narodowości i wyznania. Tak jest teraz, jednak nikt nam na sto procent nie zagwarantuje, że to się w przyszłości nie zmieni w niepożądanym dla nas kierunku.
– Czy Pana zdaniem model wychowania w rodzinie wpływa na podatność młodego człowieka na oddziaływanie sekt? Jaki model wychowania: autokratyczny, czy raczej liberalny (tzw. bezstresowy) może bardziej ukierunkować na sekty?
Obydwa modele mogą zaprowadzić młodego człowieka na manowce. Autokratyczny styl wychowania sprawia, że dziecko żyje w nieustannym napięciu, odznaczając się przesadną uległością lub – przeciwnie – buntowniczą postawą wobec innych. Model liberalny z kolei cechuje się wychowaniem pełnym niekonsekwencji i przesadnej pobłażliwości, co w skrajnych przypadkach może prowadzić do zaniedbania emocjonalnego. Oba modele przeważnie nie występują w rzeczywistości w postaci czystej, acz faktem jest, że mogą – jak pan mówi – ukierunkować młodego człowieka na sekty. Ale i na szereg innych patologii. Najkorzystniejszy jest tzw. model demokratyczny, który – wbrew nazwie – nie polega na tym, że trójka dzieci przegłosowuje dwójkę rodziców w kwestiach wychowawczych. Istota tego modelu sprowadza się do aktywnego udziału dziecka w życiu rodziny. Uczestniczy ono w omawianiu i planowaniu wspólnych spraw. W efekcie zawiązuje się między członkami rodziny pozytywna więź emocjonalna, która w wysokim stopniu zabezpiecza dziecko przed patologiami.
– New Age i okultyzm: czy te popularne wśród młodzieży zjawiska światopoglądowe mogą stanowić zachętę do zaangażowania się w sektę?
Te zjawiska są przede wszystkim problemem samym w sobie, stanowiąc poważne wyzwanie wychowawcze, ale i duszpasterskie. A zaangażowanie się zwolennika tych praktyk w grupę określaną mianem sekty jest rzeczą wtórną.
– Czy wewnątrz struktur katolickich nie ma zagrożenia tworzenia się grup mających znamiona sekt? – np. świeckie wspólnoty tzw. kościoła domowego, neokatechumenaty itp.
Zacznijmy od tego, że ruch kościelny jest potencjalnym darem, i należy to mocno zaakcentować, jednak tak jak w każdej grupie społecznej, również i tutaj mogą pojawić się zagrożenia. W kontekście naszego wywiadu mam na myśli tendencje, które można określić mianem „mentalności sekciarskiej”, a które stanowią analogię do specyficznych cech sekt. Tendencje te można omawiać na płaszczyźnie doktrynalnej, społecznej i psychologicznej. Myślę, że wspólnoty katolickie, zwłaszcza osoby zań odpowiedzialne, mogą traktować sekty jako swoiste zwierciadło, w którym warto się niekiedy przejrzeć, by dostrzec potencjalnie niepokojące aspekty swego funkcjonowania.
– Co powinni zrobić, rodzice, rodzina, jeśli podejrzewa, że ich bliski może mieć problem z wpływem sekty na jego życie?
Przede wszystkim nie działać na własną rękę i nie wstydzić się nawiązać kontaktu ze specjalistami. No i nie popełniać błędów. Jednym z nich jest przesadne emocjonowanie się przynależnością bliskiej osoby do sekty. Taka postawa przynosi niekiedy gorsze następstwa niż zaniechanie jakichkolwiek działań, gdyż brak kontroli własnych emocji i będąca tego skutkiem napastliwa postawa miewa skutek przeciwny od zamierzonego. Histeryczne zachowanie, przydługie monologi i szafowanie słowami „sekta” oraz „pranie mózgu” mogą – na zasadzie reakcji – wzmocnić związek adepta z grupą.
– W jaki sposób pomóc bliskiemu, który trafił do sekty?
Niecierpliwość, choć zrozumiała, jest tu najgorszym doradcą, bo droga wiodąca adepta do opuszczenia grupy może być długa. Zwróćmy uwagę na trzy warunki skutecznego działania. Pierwszy to uzyskiwanie porozumienia i zdobywanie zaufania, co naturalnie wyklucza przyjęcie postawy konfrontacyjnej. Zamiast załamywać ręce albo udowadniać, że istnieją informacje ukazujące sektę w niekorzystnym świetle, lepiej okazać aprobatę i szacunek dla osoby, a także dla jej ideałów i talentów. Dla osoby, nie dla grupy. Nawiązanie i podtrzymanie kontaktu z wyznawcą ułatwi zrealizowanie kolejnego celu, jakim jest gromadzenie informacji. W szczególności tych, które odnoszą się do sposobu myślenia adepta, jego uczuć i stosunku do rzeczywistości. Im więcej zdołamy ich zgromadzić, tym lepsze będziemy mieć pojęcie o stanie świadomości bliskiej osoby. Trzecie zadanie to zasiewanie ziarna niepewności w jej umyśle i ukazywanie jej nowych perspektyw. Ponieważ zasadniczym wyzwaniem jest kształtowanie przez sektę nowej tożsamości, najlepszym sposobem działania z naszej strony jest przypominanie wyznawcy pozytywnych doświadczeń z przeszłości. To jednak teoria. Ufajmy, że Czytelnicy nie będą zmuszeni do praktycznego zastosowania jej w życiu.
Dziękuję za rozmowę. Paweł Brzozowski