Jedziemy terenowym autem przez las. Droga jest wyboista i kręta. Naszym celem jest granica przy Imieltym Ługu. Zbigniew Koczwara, jeden z nielicznych mieszkańców wyludnionych Kochan, jest przewodnikiem po tych leśnych zakamarkach.
– Jeszcze chodziłem do podstawówki, gdy z bratem Henrykiem, to był sierpień, lata 60., chodziliśmy na żurawiny, daleko w las, aż pod bagna Imieltego Ługu. Wtedy w ten rejon wybierali się nieliczni luzie, po żurawiny i na grzyby – wspomina Koczwara.
Przy granicy
Wtedy zobaczył resztki zmurszałego rosyjskiego słupa granicznego i pozostałe części wieży wartowniczej. Pokazywał z bratem innym ludziom ten nieznany zakątek. – W szkole nie mówiło się o tym, że niedaleko Jastkowic przebiegała granica austriacko-rosyjska, nawet na lekcji historii. Dla mnie było to dziwne, ale tak było – mówi Zbigniew Koczwara.
W końcu lat 60. te relikty dawnych zaborowych czasów zniknęły. Mało kto o nich pamiętał, mało kto o nich wspominał. Nadchodził czas stulecia odzyskania niepodległości. Koczwara uznał, że jest to dobry czas, aby upamiętnić to miejsce ważne dla świadomości historycznej, nie tylko mieszkańców Jastkowic i okolicznych miejscowości.
– Czas był przedwyborczy, więc władze samorządowe poparły mój pomysł. Wójt Pysznicy Bąk przeznaczył na ten pomnik piętnaście tysięcy złotych. Włączyli się ludzie, znajomi, koledzy – wspomina Koczwara.
Pomysł był taki: przy drodze, która przebiegała przy granicy, postawić duży kamień, a na nim umieścić napis o czasie rozbiorów polskiej ziemi, a obok staną słupy graniczne – rosyjski i austriacki. Koczwara szukał wykonawców słupów granicznych, odpowiedniego kamienia. Zachodu było wiele, ale dopiął swego. Po paru miesiącach upamiętnienie było gotowe. Na niewielkim wzniesieniu przy Imieltym Ługu, przy leśnej drodze, stanął siedmiotonowy kamień z brazylijskiego granitu, obok słupy graniczne: rosyjski i austriacki. Na granicie wyżłobiono napis: Pamiętamy. Ta droga od 1772 r. od pierwszego rozbioru Polski stanowiła granicę między Rzeczpospolitą i Austrią. Po trzecim rozbiorze Polski stała się granicą miedzy państwami zaborczymi carską Rosją i Cesarstwem Austro-Węgierskim. Przez 146 lat do 1918 r. dzieliła Polaków i polską ziemię. Tu stały słupy graniczne i wieże wartownicze. W 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę z inicjatywy jastkowickiego Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego „Dziedzctwo i Pamięć”.
Fundatorzy: Gmina Pysznica, Powiat Stalowowolski, Nadleśnictwo Janów Lubelski, Rodzina Koczwarów z Jastkowic. Wrzesień 2018 r.
Śródleśny cmentarz
Krętymi, wyboistymi leśnymi drogami wracamy do Kochan. Jedziemy obok siedziby Zbigniewa Koczwary. Przy drodze leśnej stoi ufundowane przez niego osobliwe upamiętnienie Kochan. Na dębowych i olchowych balach znajduje się ogromnych rozmiarów rogatywka przedwojennego podporucznika. Daszek czapki osłania pamiątkową tablicę informującą o dwóch ważnych i tragicznych wydarzeniach dla Kochan z czasów ostatniej wojny: pacyfikacji wsi i starciu polskich partyzantów z Niemcami. Jak mówi Poczwara, ta kompozycja plastyczna jest poświęcona nie tylko Kochanom, ale również jego dziadkowi kapralowi – Janowi Koczwarze, który zginął pod Stanisławowem w czasie wojny polsko-bolszewickiej.
Docieramy do śródleśnego cmentarza w Kochanach, który od 25 lat jest zabytkiem. Otóż we wrześniu 1993 roku, z inicjatywy wójta Pysznicy Zygmunta Cholewińskiego i ówczesnej przewodniczącej rady gminy Krystyny Bąk postawiono wtedy na zapomnianym już cmentarzu kamienny pomnik według projektu rzeźbiarza Stanisława Popka. Na nieforemnym kamieniu umieszczona została tablica z dedykacją: dla uczczenia pamięci 35 mieszkańców Kochan i 2 mieszkańców Dębowca zamordowanych przez hitlerowców we wrześniu 1942 r. w odwet za udzielanie partyzantom pomocy. Podane są również nazwiska ofiar i ich wiek.
Wśród zabitych było 20 dzieci. Dlatego zapewne kilka lat temu na tym cmentarzu Zbigniew Koczwara postawił kapliczkę z symboliczną Pietą. Kapliczka poświęcona jest matkom Kochan, które w czasie wrześniowej pacyfikacji utraciły dzieci. Dziś na cmentarzu znajdują się szczątki dziesięciu osób zabitych w czasie pacyfikacji, zwłoki innych osób rodziny przeniosły i pochowały na cmentarzach w Rozwadowie, Jastkowicach, Pysznicy i Zarzeczu. Teraz cmentarz jest zadbany, ogrodzony. Przy wejściu stoi tablica informacyjna o cmentarzu i tablica kamienna, którą postawiono z okazji stulecia odzyskania niepodległości. Na kamiennej tablicy wyżłobiono słowa pieśni poświęconej pamięci niewinnym i bezbronnym ofiarom Kochan i Dębowca – masakry dokonanej przez Niemców we wrześniu 1942 roku. Słowa napisał Zbigniew Poczwara, a muzykę skomponował Edward Horoszko. Tą pieśnią zaczyna swój występ jastkowicka grupa rekonstrukcyjna stylizowana na przedwojenne polskie wojsko.
Za pomnikiem ofiar, Koczwara umieścił planszę z napisem odwołującym się do wrześniowej masakry w Kochanach: Tego nie zrobili ludzie, to zrobili Niemcy dla swojej wyższości. Nie ma innej prawdy. Pamiętajmy! Dla niektórych ludzi treść tego napisu była kontrowersyjna, nawet nakazano mu napis usunąć. Koczwara jednak nie ustąpił. Opowiada jak zatelefonowała do niego prokurator z Tarnobrzega i stwierdziła, że ona myśli… tak samo. Plansza stoi więc nadal, wbrew politycznej poprawności.
Polskie jasełka
Wracamy do wsi, która de facto nie istnieje. Jest tu zaledwie kilka zabudowań. Przed pacyfikacją w 1942 roku mieszkało tu 80 ludzi. Spalona wieś już się nie podźwignęła. Teraz można ich zliczyć najwyżej na palcach obu rąk. Tu w siedzibie Koczwary powoli zaczynają się przygotowania do wystawienia jasełek. Otóż Koczwara kilka lat temu w swojej siedzibie na rozległym podwórzu wystawił po raz pierwszy plenerowe jasełka. Widowisko to stało się nadzwyczaj popularne. Aby zobaczyć Koczwarowe jasełka, bo Koczwara jest pomysłodawcą, reżyserem i materialnym realizatorem widowiska, do Kochan zjeżdżają się ludzie z wielu miast.
Najbliższe jasełka, jakie odbędą się na przełomie 2018 i 2019 roku prawdopodobnie obejrzy około 7 tysięcy ludzi. Wielką sceną było i jest podwórze, na którym postawiono zabudowania, trzej mędrcy wjeżdżają na trzech wielbłądach. Jest wiele atrakcji, jest gwiazda betlejemska z pióropuszem, a to co się dzieje na tej wielkiej scenie widzowie oglądają ze specjalnej trybuny mieszczącej trzysta osób. Do tego częstowani są proziakami upieczonymi przez aktorów widowiska w czasie trwania jasełek. Jaka powiedział jeden z widzów jasełkowego widowiska w Kochanach, dla niego jest to pokaz polskiej tradycji i polskiej kultury ludowej. Jest to też swego rodzaju upamiętnienie polskości.