Ceramika Harasiuki, przed laty jeden z czołowych zakładów produkujących materiały budowlane w naszym regionie, dziś jest zamknięty na cztery spusty, chociaż nie znajduje się w stanie upadłości. Produkcja została wstrzymana w 2012 roku, a pracownicy zostali na lodzie. Z niewypłaconymi zaległymi odprawami i wypłatami. Czy jest szansa na to, że jeszcze odzyskają swoje pieniądze, a zakład stanie na nogi?
Między innymi o tym dyskutowano podczas spotkania w Gminnym Ośrodku Kultury w Harasiukach, w którym oprócz byłych pracowników Ceramiki, wzięli udział wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, starosta niżański Robert Bednarz i wójt gminy Harasiuki Krzysztof Kiszka oraz poseł Piotr Olszówka.
Ceramika Harasiuki była największym zakładem pracy w harasiuckiej gminie i jednym z największych w powiecie niżańskim. Od 2006 roku zakładem zarządzał krakowski biznesmen, który skupując udziały od pracowników, zyskał pakiet większościowy. W 2011 roku część polskich pracowników straciła pracę, a ich miejsca zajęli robotnicy z Korei Północnej. Tania siła robocza nie pomogła. W połowie 2012 r. w zakładzie przeprowadzono grupowe zwolnienie. Pracę straciły 134 osoby, z czego ponad połowę stanowili mieszkańcy gminy Harasiuki. To prawie cała załoga, bo zakład zatrudniał 161 osób. W tym samym roku w zakładzie wygaszono piece i całkowicie zaprzestano produkcji.
Od 2012 roku zarządzający zakładem przerwał spłatę należności na rzecz Skarbu Państwa. – Z tego powodu Prokuratoria Generalna złożyła wniosek do sądu o wydanie zakładu na rzecz Skarbu Państwa. Od 2012 roku do października 2018 r. sprawa utkwiła w Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu. W październiku ub. roku Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu wydał wyrok nakazujący zwrot zakładu na rzecz Skarbu Państwa, wojewody podkarpackiego, ale niestety, jest odwołanie spółki od tego wyroku i sprawa jest obecnie w Sądzie Apelacyjnym w Rzeszowie – mówił wójt Krzysztof Kiszka.
Gdyby wyrok się uprawomocnił, dawałoby to zielone światło na wznowienie produkcji w Ceramice, choć może nie na taką skalę jak w latach świetności zakładu.
Część pracowników przedsiębiorstwa ma prawomocne wyroki nakazujące wypłatę należnych im zaległych wynagrodzeń. Mimo to do dzisiaj nie otrzymali ani złotówki. Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł zapewnił, że będzie interweniował u komornika i w Prokuratorii Generalnej.
– Nie może być tak, że prawomocne wyroki nadają się tylko do powieszenia na ścianie – powiedział wiceminister.
Pewien problem stanowi fakt, że zakład nie jest postawiony w stan upadłości. – Gdyby był syndyk, to sprawa byłaby o tyle prostsza, że my jako ministerstwo sprawiedliwości mamy nadzór nad syndykami – stwierdził Marcin Warchoł.
WIĘCEJ W PAPIEROWYM WYDANIU TYGODNIKA „SZTAFETA” – 27 CZERWCA 2019 R.
One Comment
Olla
jak to się dzieje że oszuści zawsze są górą nawet nad strukturami dużo większymi od nich w tym przypadku – państwowymi ? czy to nie odbywa się jednak przy mocnym wsparciu bardziej wpływowych ? patrz przypadki prywatyzacji kamienic w Wa-wie