Rozmowa z LUCJUSZEM NADBEREŻNYM, prezydentem-elektem Stalowej Woli
– Liczył pan na zwycięstwo już w pierwszej turze, czy raczej drugą turę brałby pan w ciemno przed wyborami?
– Cała moja strategia, przebieg kampanii i oferta dla mieszkańców była przygotowana tak, by wygrać w pierwszej turze. Bo z takim zawodnikiem jak Andrzej Szlęzak nie wygrywa się na punkty, ale przez nokaut. Wierzyłem w zwycięstwo w pierwszej turze, choć pewnie wielu wydawało się to niemożliwe.
– Jakie będą pańskie pierwsze kadrowe decyzje? Czy po sporze o wysokość opłat za wodę i ścieki toczonym w kampanii wyborczej polecą głowy w Miejskim Zakładzie Komunalnym?
– Nikogo w MZK nie będę ścinać. Na pewno w moich relacjach z szefostwem miejskich spółek będą decydować kwestie merytoryczne, a nie osobiste odczucia czy wrażenia wynikające z moich wcześniejszych dyskusji jako radnego z którymś z prezesów czy dyrektorów. Ja to wszystko odkładam w tej chwili na bok.
– To jak pan sobie wyobraża dalszą współpracę z osobami, które pan tak krytykował i vice versa w kampanii wyborczej?
– Teraz to będzie kwestia sprawdzenia, czy dana spółka, dany zakład budżetowy, realizowały odpowiednio swoje zadania, a przede wszystkim, czy ktoś widzi realizację mojego planu działania dla Stalowej Woli. Czy zgadza się, aby wprowadzić na przykład odpowiednią taryfę za wodę i ścieki, tak aby kształtować niższe koszty życia w Stalowej Woli.
Czy ktoś zgadza się, żeby zarządca nieruchomości był tym, który ma dobrze służyć, dobrze reprezentować wspólnoty mieszkaniowe. Czy ktoś, kto piastuje kierownicze funkcje jest w stanie przedstawić mi konkretne rozwiązania jak choćby darmowe bilety w komunikacji miejskiej dla seniorów. Czy ktoś, kto obecnie pełni funkcje kierownicze w spółkach i zakładach miasta utożsamia się z moją wizją rozwoju Stalowej Woli. Jeżeli ktoś nie będzie chciał realizować mojego programu, to trudno abyśmy współpracowali na siłę i wtedy będziemy musieli się rozstać.
– Jak mocno będzie więc zamiatać miotła nowego prezydenta?
– Chciałbym podkreślić, że przez lata jako radny poznałem niesamowity kapitał ludzki pracowników naszych miejskich spółek, zakładów i Urzędu Miasta. To wielki potencjał, który przez ostatnie lata był stłamszony. Bardzo się cieszę, że jako prezydent będę mógł wykorzystać te świetne pomysły, świetne rozwiązania, bo nikt lepiej nie wie, jak uzdrowić funkcjonowanie jakiejś struktury, niż ci, którzy tam pracują. Zamiast mówienia o miotle, powiedziałbym więc raczej o merytorycznej miotełce.
– Podtrzymuje pan swoją zapowiedź, że wiceprezydent Stalowej Woli zostanie wyłoniony w konkursie?
– Zdecydowanie. Wiceprezydent będzie wyłoniony z konkursu, i będzie jeden. Stalową Wolę zbyt wiele kosztował w minionej kadencji brak zastępcy prezydenta.
– Czy prezydent Szlęzak zadzwonił do pana z gratulacjami, mieliście jakiś kontakt po wyborach?
– Nie miałem przyjemności rozmawiać po wyborach z panem prezydentem. I powiem szczerze, że jakoś nie liczyłem na gratulacje.
– A jak pan sobie wyobraża przekazanie prezydenckiej władzy? Gdy dwanaście lat temu Andrzej Szlęzak pokonał Alfreda Rzegockiego, to przegrany prezydent właściwie zniknął na drugi dzień. Liczy pan na obecność Andrzeja Szlęzaka na pańskim zaprzysiężeniu?
– Na nic nie liczę, ale uważam, że to normalna sytuacja, iż ktoś, kto rządził Stalową Wolą i dobrze życzy temu miastu, przekazuje władzę swemu następcy. Jestem gotowy na współpracę ze wszystkimi, którzy widzą możliwości wspólnego działania dla dobra Stalowej Woli. Kiedy skończyła się kampania wyborcza to powinniśmy rozmawiać tylko i wyłącznie o dobrym rządzeniu i przyszłości Stalowej Woli.
– Słyszałem, że jako prezydent będzie pan otwarty na propozycje ze strony Andrzeja Szlęzaka dotyczące rozwoju miasta. Otwarty, po miażdżącej krytyce, jakiej w kampanii wyborczej poddał pan jego rządy. Gdzie tu logika?
– Ja mogę krytycznie albo nawet bardzo krytycznie oceniać pewne decyzje prezydenta Szlęzaka, ale po dwunastu latach jego rządów mówię bardzo wyraźnie: dziękuję panu prezydentowi Szlęzakowi za całą dobrą pracę, którą również wykonał na rzecz Stalowej Woli. I deklaruję wolę współpracy. Jeżeli w czymkolwiek miałby mi do przekazania jakiekolwiek uwagi czy informacje, które mogą mieć wpływ na przykład na pozyskanie inwestorów, na poprowadzenie jakichś inwestycji, to chętnie wysłucham uwag. Będą też otwarty na krytykę.
– I będzie miał pan absolutny komfort pracy z posłuszną sobie radą, bo zdominowaną przez PiS…
– To nie jest rada, która ma być posłuszna. Ona ma być twórcza, pracowita, aktywna. Każdy z radnych ma olbrzymi mandat zaufania pochodzący z wyborów w okręgach jednomandatowych. To diametralnie inna sytuacja niż dotychczas. Oczywiście moje zaplecze w radzie daje gwarancję, że program, który przedstawiłem dla Stalowej Woli będzie skutecznie realizowany. Ale jestem otwarty na dyskusję z każdym radnym, także z czwórką spoza PiS, i przyjmę każdy racjonalny argument, każdą dobrą propozycję. Będę też oczekiwał od radnych, siłą rzeczy szczególnie od tych z mojego ugrupowania, aby byli takimi dobrymi przekaźnikami do samorządu tego, co mówią mieszkańcy poszczególnych osiedli i ulic Stalowej Woli. Bo chcę przekonać do siebie także tę wielką grupę mieszkańców, którzy na mnie nie głosowali.
– Nie obawia się pan triumfalizmu w waszych szeregach po tak spektakularnym zwycięstwie?
– Najważniejsze osobiste zadanie dla każdego na samym początku tej kadencji, to nie nosić głowy w górze w poczuciu zadowolenia z wyniku jaki osiągnęliśmy, ale tym bardziej wziąć się do pracy. Bo to olbrzymie zaufanie, jakie otrzymaliśmy od wyborców, jest jednocześnie wielkim zobowiązaniem do tego, żeby ciężko pracować. Będę więc apelować do radnych, byśmy dobrze podzielili się pracą i wzięli pełną odpowiedzialność za to, co dzieje się w mieście. To jest kadencja wielkich oczekiwań i nadziei, które jako nowemu prezydentowi powierzyli mi mieszkańcy, i mam tego świadomość.
– Nasz prezydent, nasza rada, nasz powiat i starosta. Wszystko w rękach PiS. A wie pan, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – jak zauważył celnie pewien brytyjski lord. Nie boi się pan, że już za cztery lata skończycie jako zupełnie zdeprawowana ekipa?
– Znam to powiedzenie, dlatego absolutnie powtarzam, że taka władza nie ma nas zdeprawować, tylko ma nas absolutnie zmobilizować do pracy i skromności. Do pamiętania tego, że pycha z nieba spycha, że zbytnia pewność siebie i na przykład bezkarne podchodzenie do spraw głosowań, nie patrzenie na to, co mówią mieszkańcy, jest po prostu najkrótszą drogą do tego, żeby przegrać wybory. Proszę zauważyć, że nikt z radnych kończącej się kadencji, którzy byli w koalicji wspierającej prezydenta Szlęzaka, nie zdobył mandatu w ostatnich wyborach samorządowych czy to w radzie miasta czy powiatu. Nie pójdziemy tą drogą.
– Daje pan gwarancję, że w radzie nie będzie już samorządowego teatru, jaki w minionej kadencji mieliśmy za sprawą niektórych radnych PiS?
– Na pewno będzie to kadencja mniej teatralna, jak pan to określił, bo głęboko zmienił się też skład rady, nie mówiąc już o prezydencie. Mam nadzieję, że to będzie kadencja dobrej, merytorycznej współpracy. Również połączonych sił rady powiatu i sejmiku Podkarpacia, w których PiS także zdobyło większość. Takiego wspólnego działania na różnych szczeblach samorządu na rzecz Stalowej Woli. Oczywiście rada miejska nie ma być milczącym organem, który mechanicznie podnosi ręce w górę wedle życzeń prezydenta. Oczekuję od niej krytycznego podejścia, merytorycznych uwag i dobrych propozycji bez wygrywania osobistych ambicji.
Oczekuję, że radni, jeżeli przywołać jeszcze raz ten zarzut teatralności, nie będą wygłaszać pięknych przemówień i oracji, ale będą wypracowywać najpiękniejsze scenariusze dla Stalowej Woli.