Niżanka Paulina Kara jest autorką lalek artystycznych, które są wystawiane nie tylko w Polsce, ale także za granicą. I choć jej prace są inne niż te, które można oglądać na wystawach sklepowych, to jednak robią ogromne wrażenie i przyciągają grono odbiorców niecodziennej sztuki.
– Kiedyś ktoś mnie zapytał, dlaczego moje lalki są takie smutne, dlaczego są brzydkie. Może nie do końca grzecznie odpowiedziałam, ale stwierdziłam, że ładne są w supermarkecie. Moje lalki są jedyne w swoim rodzaju. Dla mnie lalka nie ma być ładna. Ma mieć swój charakter i wywoływać jakieś wrażenie, wcale nie musi być ono dobre – wyjaśnia. – Zrobiłam kiedyś lalkę „Pijaka Czesława”, który wygląda tak, jakby śmierdział i właśnie o to chodzi, żeby jak najwięcej oddać z mojej postaci. To co robię nie ma być ładne, całe w kwiatuszkach i koronkach. Oczywiście, takie lalki też umiem wykonać, ale są ich tysiące, są robione masowo. Są wszędzie, w sklepach, u kolekcjonerów. To, że moje lalki będą niepopularne przez to, że nie są piękne, w ogóle mi nie przeszkadza – mówi z rozmowie ze „Sztafetą” Paulina Kara.
Mimo wielu niekiedy smutnych emocji, które malują się na twarzach lalek Pauliny, cieszą się one dużym zainteresowaniem odbiorców. Niektóre z nich doczekały się wystawy na Ukrainie, z kolei sto innych zaprezentowano na wystawie zbiorowej w Szczecinie, czy na „Festiwalu Dialogu Czterech Kultur” w Łodzi.
CAŁY TEKST PRZECZYTASZ W PAPIEROWYM WYDANIU SZTAFETA – 21 STYCZNIA