LUCJUSZ NADBEREŻNY
– Dlaczego Andrzej Szymonik nie powinien zostać prezydentem Stalowej Woli?
– Przez całą kampanię nie mówię o konkurencji, tylko o swoim programie i moim nowym planie dla Stalowej Woli. Nie startuję przeciwko nikomu, ale dla realizacji swoich pomysłów.
– Ile wynosi obecne zadłużenie Stalowej Woli? O ile wzrosło za pana kadencji i dlaczego w kampanii wyborczej nie mówi pan nic o zadłużeniu miasta i perspektywach spłaty tego długu?
– Ostatnie półroczne sprawozdanie budżetowe wskazuje na zadłużenie w wysokości 136 mln zł. Rozpoczynając kadencję, zastałem jeszcze dług mojego poprzednika, który przekraczał 70 mln zł. Podczas pierwszej konferencji w tej kampanii powiedziałem, że startuję w tych wyborach również dlatego, aby wziąć odpowiedzialność za finanse miasta. Na każdym spotkaniu z mieszkańcami dokładnie tłumaczę, że Stalowa Wola korzysta z ostatniej szansy tak dużych środków europejskich i rządowych. W kończącej się kadencji zrealizowałem największy budżet inwestycyjny ostatnich lat, wynoszący ponad 315 milionów złotych. Ponad ćwierć miliarda złotych to wartość projektów dofinansowanych z zewnątrz. Aby wykorzystać tę szansę odpowiedzialnie, korzystamy z obligacji, mając jednocześnie zaplanowaną rzetelną ich spłatę. Wcześniej miasto też korzystało z niemałego kredytu, bo ponad 70 milionów zł, ale mieszkańcy nie widzieli tych środków zainwestowanych w ich podwórka, osiedla, rekordowe inwestycje drogowe, oświatowe, wychowawcze oraz ciekawe miejsca sportu i rekreacji. Korzystaliśmy z obligacji tylko na projekty inwestycyjne dofinansowywane z zewnątrz. Stoimy przed dylematem – albo skorzystamy z ostatnich takich środków europejskich, albo zatrzymamy się w miejscu i inne miasta odskoczą od nas znacząco w rozwoju. Mówiąc o długu, trzeba powiedzieć również jak został powiększony budżet miasta przez poprawę wszystkich innych wskaźników, np. poprzez choćby wpływy podatkowe i majątkowe. Budżet zwiększył się ponad dwukrotnie z kwoty 192 mln zł w roku 2015 do rekordowej kwoty 467 milionów zł w obecnym roku. Zbliżamy się więc do wcześniej nawet niewyobrażalnej kwoty budżetu miasta w wysokości pół miliarda złotych. Na przestrzeni 4 lat wydatki na same inwestycje wzrosły z wysokości 17 mln zł do ponad 211 mln zł. Jeszcze nigdy Stalowa Wola nie miała tak prorozwojowego i proinwestycyjnego budżetu. Nie przejadamy środków, tylko inwestujemy je w widoczne zmiany w naszym mieście. Często podczas spotkań z mieszkańcami słyszę opinię, że przez jedną kadencję zrobiłem więcej niż inni przez kilkanaście lat.
ANDRZEJ SZYMONIK
– Dlaczego Lucjusz Nadbereżny nie powinien zostać ponownie prezydentem Stalowej Woli?
– Wybór prezydenta traktuję jak zatrudnienie szefa do firmy. Ta firma nazywa się Stalowa Wola. Kandydowanie w wyborach, to taka swoista aplikacja o pracę. Tylko komisja rekrutacyjna, to prawie 50 tysięcy mieszkańców, którzy decydują, komu tę pracę powierzyć.
W mojej ocenie, lepiej zatrudniać kogoś doświadczonego, twardo stąpającego po ziemi, niż pełnego zapału młodzieńca, który zarządzając, co rusz wpada do banku po pożyczkę, bo interes się nie spina i brakuje kasy.
– Pana komitet twierdzi, że prezydent Nadbereżny zadłużył Stalową Wolę jak kiedyś Gierek Polskę. Ale kredyt czy obligacje – oczywiście w rozsądnych granicach – to normalna rzecz w rozwoju miasta. Dlaczego Stalowa Wola miałaby z nich nie korzystać?
– Co to znaczy w rozsądnych granicach? Jak wyznaczać te rozsądne granice? Dzisiaj to zadłużenie jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Musimy pamiętać o tym, że tylko poprzez zwiększenie budżetu, zadłużenie Stalowej Woli nie przekracza wartości granicznych, przy których wprowadzany jest zarząd komisaryczny.
Trzeba także odróżnić dobry kredyt od złego. Zaciąganie zobowiązań na przedsięwzięcia, które nie generują przychodu, a jedynie koszt, to nieroztropność. To tak, jak w budżecie domowym. Można na kredyt kupić mieszkanie, można także na kredyt kupić wycieczkę dookoła świata. Pierwszy powód zaciągnięcia kredytu jest jak najbardziej zrozumiały, drugi – w mojej ocenie – to lekkomyślność. Przy czym, w przypadku budżetu domowego koszty tej lekkomyślności ponosi dłużnik, a w mieście – przyszłe pokolenia. Tak jak budowy domu nie zaczyna się od zakupu farb do pomalowania ścian, tak wydawania pieniędzy nie zaczyna się od wydawania na przyjemności, tylko od realizacji takich zadań, które wygenerują przychód. A ten dopiero pozwoli te przyjemności zrealizować.
Stalowa Wola nie będzie miała żadnych przychodów z parku wodnego albo linowego. Przeciwnie, te przedsięwzięcia będą kosztowały w przyszłości, i to sporo. A myślenie, że dzięki tym zabawkom będzie przybywać mieszkańców w naszym mieście, to mrzonka.
Całą rozmowę przeczytasz w aktualnym papierowym wydaniu SZTAFETY – NR 42 (18.10.2018)
3 Comments
ROBI
mam male dzieci i b.czesto korzystamy z parku w ktorym wreszcie jest fajnie-TO B.DOBRZE, ZE ON JEST I BEDZIE ZA DARMO !!!
dlaczego za wszystko mamy płacić ???
Hsw
Urodzilem sie w czasach kiedy KP HSW koszarowal wszystkich’ ktorych udalo sie zlapac. Znam ten zaklad od podszewki. Stalownia, walcownia (groba,cienka), kuznia (stara,H4 nowa japonska ZKM). Teraz jest to « betonowa wies ». Interesuje mnie inwestycja w « stara » technologie Harwestera np.
Abdel
Kochani glosujcie na nich ONI i tylko oni tak duzo obiecuja