Trwają poszukiwania dzierżawcy „Hutnika”. Być może, gdy ukaże się ten tekst już będzie wiadomo, kto przejmie na dwadzieścia lat ten najstarszy lokal w Stalowej Woli. Jego historia sięga lat przedwojennych i Muzeum Regionalne, które jest właścicielem całego domu gościnnego „Hutnik” oczekuje od dzierżawcy sprostania wymogom wizerunkowym i architektonicznym związanych z tą placówką. „Hutnik”, teraz wizerunkowo podupadły, przez lata był wizytówką gastronomiczną Stalowej Woli.
Według przedwojennych planów urbanistycznych w Stalowej Woli zaplanowano budowę tzw. domu ludowego. Na tę inwestycję pieniądze miało wyłożyć państwo.
Przedwojenne początki
Na początku 1939 roku powstał projekt budynku, który po pewnych zmianach 1 czerwca 1939 r. zatwierdziło Ministerstwo Spraw Wojskowych. Gmach domu ludowego miał stanąć na placu przy ulicy G-L (obecnie 1 Sierpnia) dokładnie naprzeciw dzisiejszego domu kultury. W budynku o kubaturze 24,5 tys. m sześc. przewidziano: dużą salę teatralno-kinową, salę odczytowe-balową, pomieszczenia dla administracji, szatnie, garderoby, czytelnie wraz z biblioteką oraz restaurację. Koszt inwestycji określono na wcale dużą na owe czasy sumę miliona złotych.
Drugą placówką, w której miało kwitnąć życie kulturalne był planowany dom gościnny w kolonii urzędniczej. Oprócz hotelu i restauracji miały się w nim znajdować sale klubowe i odczytowe. Przed wojną budowy domu ludowego nie rozpoczęto, natomiast stawiano dom gościnny. Jego budowę doprowadzono do stanu surowego. Wojna nie pozwoliła na dokończenie domu gościnnego. Niemcy nie zamierzali wrócić do przedwojennych planów. Niedokończony budynek służył Niemcom jako magazyn, w tym również paszy dla koni. I tak było do końca okupacji.
Powrót do przeszłości
We wrześniu 1945 roku dyrektorem Huty został inż. Mikołaj Kowalewski. Był to człowiek techniki, ale również humanista. I on zadecydował o dokończeniu budowy domu gościnnego. Zamierzał z obiektu stworzyć swego rodzaju środowiskowy dom kultury. W działalności tego kulturalnego obiektu mieli uczestniczyć pracownicy Huty, a zwłaszcza inteligencja techniczna. Powrócono do przedwojennego planu domu gościnnego, przedstawiciele Huty jeździli po Polsce, poszukując odpowiednich materiałów na dokończenie przedwojennej inwestycji. Prace rozpoczęły się w 1946 roku. Kierował nimi inż. Tadeusz Węgrzecki. Obiekt uruchamiano etapami, już w 1947 roku część domu gościnnego była gotowa, nawet w dużej sali odczytowej na pierwszym piętrze obywały się wieczory poetyckie. Ostatecznie urządzenie domu gościnnego zakończono w styczniu 1948 roku.
W „Hutniku” utworzono tzw. klub fabryczny. Znalazły się w nim pomieszczenia na próby zespołów artystycznych, na odczyty, pokazy filmowe i na bibliotekę. W tym miejscu pewne wyjaśnienie dla interesujących się w historią kultury Stalowej Woli. Otóż w 1948 roku przy tzw. świetlicy mieszczącej się w hotelu nr 3 (dziś komenda policji), zorganizowano niewielką bibliotekę. Po paru miesiącach przeniesiono ją do wykończonego „Hutnika”. Biblioteka wtedy otrzymała patrona- Karola Marksa, zarządzał nią Związek Zawodowy Metalowców. Potem, gdy stanął dom kultury, bibliotekę im. Karola Marksa przeniesiono do tej placówki, w której funkcjonowała przez parę dziesiątków lat. Ostatecznie przeniesiono ja do innego obiektu przy dzisiejszej ulicy Siedlanowskiego. Tak więc spadkobierczynią historyczną dawnej biblioteki im. Karola Marksa jest obecna filia biblioteki miejskiej przy ul. Siedlanowskiego.
W końcu lat 40. w „Hutniku” odbywały się próby orkiestry dętej. Incydentalnie organizowano również w tym lokalu jej występy. W sali odczytowej na pierwszym piętrze odbywały się także posiedzenia Miejskiej Rady Narodowej. Jeszcze z początkiem lat pięćdziesiątych w Domu Hutnika pokazywano za darmo filmy, przeważnie dokumentalne i dla dzieci, były też, o dziwo, filmy amerykańskie. Z czasem zrezygnowano z seansów filmowych uznając, że dom kultury lepiej załatwi sprawę wychowania przez kulturę, oczywiście postępową, socjalistyczną, opartą na wzorach przodującego Związku Radzieckiego.
Budowniczy Kowalewski
W sierpniu 1948 roku do gabinetu Kowalewskiego przyszedł szef wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Teodor Duda. Towarzyszyli mu przedstawiciel Ministerstwa Obrony narodowej i nadrzędnego dla Huty Centralnego Zarządu Przemysłu Hutniczego. Duda zażądał zwolnienia kilkunastu inżynierów pracujących od czasów przedwojennych. Kowalewski stanął w obronie inżynierów, zresztą znakomitych fachowców i odmówił zwolnienia. To był początek tarapatów Kowalewskiego. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Najpierw został wyrzucony z egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PPR, a potem z PPR. Akcja opluwania Kowalewskiego w Hucie kierował ówczesny sekretarz PPR w zakładzie Zygmunt Anyszewski. Kowalewski odwoływał się do komisji kontroli partyjnej w Warszawie. Bez skutku.
Mikołaj Kowalewski tak po latach wspominał spotkanie z komisją partyjną.
– Powiedzcie towarzyszu dyrektorze, co zaszło u was w Stalowej Woli – zwrócił się przewodniczący. – W szczególności powiedzcie, dla kogo wybudowany został Dom Hutnika. Zrozumiałem, że przewodniczący został już poinformowany o mojej działalności w zakładzie.
– Dom Hutnika na razie jest na osiedlu jedynym miejscem, które spełnia rolę domu kultury, są tam sale zebrań, restauracja, kawiarnia, czytelnia czasopism technicznych. Ponieważ ten budynek został w stanie surowym postawiony jeszcze przed wojną i tak trwał przez całą okupację, zajęliśmy się jego wykończeniem. Była to najtańsza inwestycja w tym zakresie. Dom Hutnika został oddany do dyspozycji Związków Zawodowych.
– A czy wszyscy robotnicy tam uczęszczają?
– Nie, nie wszyscy, przeważnie z miejscowego osiedla. Większość pracowników dojeżdża z okolic i oni po pracy spieszą do swoich siedzib na wsi, czeka na nich robota, to są chłoporobotnicy.
– Widzicie towarzyszu – triumfująco podkreślił przewodniczący. – Może i nieumyślnie spowodowaliście w ten sposób rozłam wśród klasy robotniczej, wśród robotników miejscowych i dojeżdżających ze wsi. Czy nie uważacie, że to niewłaściwe posunięcie?
– Może to ma jakieś znaczenie w zakresie nierównomiernego korzystania robotników z dobrodziejstw cywilizacyjnych- odpowiedziałem.
– No, to dobrze, że przyznajecie się do błędu – podkreślił przewodniczący. – I jeszcze jedno, tam w kawiarni jest wystrój luksusowy, są nawet palmy. Gdzie w klubach robotniczych wyście to wiedzieli?
– W Moskwie. W 1940 roku w klubie przy zakładzie ZIS (zakład im. J. Stalina). Byłem tam w kawiarni o luksusowym wystroju; marmury, palmy – zaznaczyłem.
– Towarzyszu, ale zdajecie sobie chyba sprawę, że Związek Radziecki wyprzedza nas o 25 lat na drodze ku socjalizmowi! Dla nas to za wcześnie – zawyrokował.
Kowalewskiego do partii nie przywrócono. Udało mu się jednak, dzięki interwencji ministra Hilarego Minca, uniknąć aresztowania przez Urząd Bezpieczeństwa.
Po latach
Hutnik nieprzerwanie funkcjonował, jego prestiż rósł. Był też wizytówką Huty. Jego rola, jako ośrodka kulturalno-oświatowego zmalała zupełnie, gdy rozwinął skrzydła nowo postawiony dom kultury. W 1961 roku otwarto w Hutniku na I piętrze Zakładowy Klub Technika, który miał za zadanie gromadzić kadrę techniczną, przede wszystkim Huty, dla niej organizować spotkania, odczyty, rozrywkę, prowadzić dyżury doradców technicznych. Z początku ściągały do pomieszczeń klubu technika liczne grupy kadry technicznej, zwłaszcza młodej, ale potem klub nie miał czym już zaimponować; telewizja nie starczała, projekcje filmowe również, na odczyty chętnych nie było. Przez jakiś czas z pomieszczeń klubowych korzystali stalowowolscy brydżyści a także szachiści.
Przez jakiś czas w latach 60. Związek Zawodowy Hutników urządzał w soboty i niedziele tańce w „Hutniku”. Wtedy „Hutnik” był lokalem o najlepszej renomie w mieście. Restauracja miała swoje zabawy, a na piętrze „Hutnika” w Klubie Technika organizowano zabawy dla młodzież przy muzyce bigbitowej.
W końcu lat 60. związki zawodowe z Huty urządzały zabawy w „Hutniku”. Były też zabawy dla młodzieży przy muzyce bigbitowej w Klubie Technika. Dużą popularność zdobyły zabawy wydziałowe Huty, których uczestnikami byli pracownicy Huty z jednego wydziału i ich kobiety. Podobne organizowały także inne firmy z miasta. Pieniądze na tańce, napitek i przekąskę przyznawano m.in. za tzw. współzawodnictwo pracy, rozwój racjonalizacji albo cos podobnego, co dawało fundusze do wykorzystania, ale tylko na kolektywnych imprezach. Takie zabawy były zamknięte, odbywały się w „Hutniku”, Zakładowym Domu Kultury. Były też wielkie bale myśliwskie, te odbywały się w „Hutniku” i gromadziły stalowowolską socjetę. Powodzeniem i znacznym prestiżem cieszyły się bale Naczelnej Organizacji Technicznej, odbywające się również w „Hutniku”. Na bale i zabawy przybywały już bardzo dobrze ubrane pary. Nie do pomyślenia były siermiężne stroje i pijaństwo do upadłego. Restauracja miała bardzo dobra kuchnię, przyjmowano w niej wszystkich dostojników polskich i zagranicznych goszczących w Hucie i w Stalowej Woli. Dla premiera Piotra Jaroszewicza specjalnie trzymano sacharynę, bo on cukru nie używał. W „Hutniku” goszczono Edwarda Gierka a także Lecha Wałęsę, wielu ministrów, ludzi kultury i sztuki. W „Hutniku” organizowano prawie wszystkie ważniejsze konferencje.
Nowy właściciel
Hotel „Hutnik” łącznie z restauracją był własnością Huty, potem w 1991 roku przejęła go spółka Huty Stalowa Wola „Lasowiak”. Jednak na początku XXI wieku ówczesny prezes Huty, niezwiązany ze Stalową Wolą, zamierzał sprzedać cały budynek.
Restauracja łącznie z hotelem mogły dostać się w prywatne ręce. Nie mogłem na to pozwolić- powiedział po latach były prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak- Hutnik to przecież kawał historii Stalowej Woli, Hutnik to również prestiż i tradycja miasta.
Za zaległości płatnicze Huty dom gościnny Hutnik przejął w 2006 roku prezydent Szlęzak i przekazał go Muzeum Regionalnemu, podlegającemu władzom stalowowolskiej gminy. Tak więc formalnym właścicielem Hutnika jest Muzeum Regionalne, które cały obiekt restaurację i hotel wynajęło prywatnemu przedsiębiorcy. Teraz w „Hutniku” Muzeum Regionalne organizuje od czasu do czasu swoje kulturalne imprezy. Ma tu swoją salę im. Norblina. Ale prowadzeniem hotelu i restauracji jak na razie nie zamierza się zająć.
Dziś jeszcze nie można określić jak potoczą się losy tego najstarszego i stylowego kompleksu hotelowo-gastronomicznego w Stalowej Woli. Czy powróci do czasów swojej świetności? Czas pokaże.
One Comment
Harpo
Ciekawy tekst. Może warto rozwinąć wątek wizyt dostojników państwowych w Hutniku i mieście?