Kiedyś ich czarne uniformy, na widok których obowiązkowo łapano się za guzik „na szczęście”, były na porządku dziennym. Dziś takich widoków i okazji jakby mniej. Także widok „facetów w czerni” pracujących na dachach jest coraz rzadszy. Czy w dobie robotów i nowoczesnych „samoczyszczących” technologii tradycyjne kominiarstwo to zawód zanikający? Czy niedługo pozostaną nam już tylko naciągacze chodzący po domach i oferujący „kominiarskie” kalendarze?
– Nie jesteśmy zanikającą profesją. Oczywiście wchodzą coraz bardziej zaawansowane technologie kominowe, są różne konstrukcje ze stali kwasoodpornej, z ceramiki. Ale kominiarstwo to nie jest wymierający zawód, bo instalacje kominowe, systemy grzewcze i wentylacyjne cały czas potrzebują serwisu, konserwacji i okresowych przeglądów. Poza tym nasza opinia wymagana jest np. przy odbiorach budynków i uruchomieniach kotłowni. Sprawdzamy czy wszystko jest zgodne ze sztuką i warunkami technicznymi – mówi „Sztafecie” Krzysztof Osuchowski, współwłaściciel Zakładu Usług Kominiarskich w Stalowej Woli.
To jedyna tego typu firma w naszym mieście. Działa od ponad 25 lat. Oferuje usługi zarówno z użyciem tradycyjnych narzędzi kominiarskich (zestaw linowy z kulą, przepychacze, szczotki), jak i zaawansowanego sprzętu (kamery kominowe, kule z czujnikiem wskazującym dokładnie miejsce niedrożności przewodu, wykrywacze tlenku węgla, anemometry – urządzenia do pomiaru przepływu powietrza i temperatury).
Firma nie jest jednak bynajmniej monopolistą, bo rynek usług kominiarskich od lat jest otwarty (kiedyś był „zrejonizowany”) i w przetargach konkurują u nas zakłady nawet z… Gdyni czy Sopotu. Oczywiście są też i bliższe: z Kielc, Lublina, Tarnobrzega. Trzeba jednak pamiętać, że wolny rynek nie zwalnia właścicieli budynków i innych obiektów budowlanych z obowiązku korzystania z usług kominiarskich (okresowych przeglądów), o których mowa w rozporządzeniu MSWiA z 2010 r. w sprawie ochrony przeciwpożarowej budynków, innych obiektów budowlanych i terenów.
Inna sprawa, że oprócz kominiarzy (mistrzów i czeladników) usługi te mogą świadczyć także osoby mające „uprawnienia budowlane odpowiedniej specjalności”, co jednak nie zawsze oznacza, nomen omen, odpowiednią jakość i fachowość prac. Zdarza się bowiem, także w Stalowej Woli, że są one przeprowadzane tylko „z dołu”, od kotła czy pieca, bo wejście na dach i odgórny przegląd komina (z użyciem kominiarskiej kuli i szczotki) przekracza już możliwości takiego budowlanego „specjalisty”. Ale była też ekipa, tzw. skoczków (wskoczyli raz i śladu po nich nie było), teoretycznie kominiarska, swego czasu pracująca w Rozwadowie, po której firma pana Krzysztofa odbierała telefony od mieszkańców zdziwionych, że po czyszczeniu komina… gorzej się pali. Tacy to byli fachowcy.
Przegląd komina to sztuka
Tymczasem niewłaściwie eksploatowane i niefachowo kontrolowane instalacje grzewczo-kominowe dają znać o sobie niejednokrotnie w dramatyczny sposób – statystyki zdarzeń z udziałem tlenku węgla są zatrważające szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Trzeba też pamiętać, że kominy, elementy kominów oraz urządzenia grzewcze pracując stopniowo zużywają się (następuje np. samoistne zagruzowanie przewodu), są też narażone na działanie czynników atmosferycznych, i to właśnie profesjonalne przeglądy mają wyłapać wszelkie ich słabe punkty i tworzące się usterki.
Niestety, jak pokazuje praktyka, nieprawidłowych rozwiązań dotyczących systemów kominowych nie brakuje. Często przychodzi taki „malarz-kominiarz”, „hydraulik-kominiarz” czy „płytkarz-kominiarz” i przekonuje właścicieli, że on się zna, bo „ma firmę” i proponuje zmianę podłączeń wentylacyjnych czy spalinowych, „bo to wszystko jedno, co do jakiego komina”, a i „dużo ładniej będzie”. I tak kominy po prostu szybciej się wyeksploatowują.
– Sztuką jest wykonanie prawidłowego przeglądu kominiarskiego i ocena przydatności do dalszej bezpiecznej eksploatacji. Przeglądy kominowe są potrzebne i basta, nie wolno właścicielom lub zarządcom budynków bagatelizować tego tematu i traktować kominów po macoszemu, byle było taniej, byle by mieć to „z głowy”, byle tylko „nie wypisano mi za dużo usterek”. Takie podejście jest nieuczciwe i niebezpieczne – dodaje mistrz Krzysztof Osuchowski (21 lat w branży).
Drugi współwłaściciel stalowowolskiego zakładu, mistrz Władysław Kuczyński (31 lat w branży) zwraca uwagę na jeszcze jeden element. – W czasie budowy brak jest konsultacji z kominiarzami, którzy mogliby coś podpowiedzieć, doradzić. Nie ma też stanów surowych budynku. Poszczególne ekipy robią swoje, nikt nie zostawia po tym odpowiednich papierów, dopiero kominiarz ma to wszystko spiąć swoim protokołem i odebrać ten budynek. A powinny być trzy odbiory: stan surowy, przed podłączeniem przyborów gazowych i po ich podłączeniu – wyjaśnia.
Okresowa kontrola i czyszczenie
Jak często powinno się sprawdzać stan instalacji kominowych? Artykuł 62 Prawa budowlanego stanowi, że okresowa kontrola ich stanu technicznego powinna się odbywać przynajmniej raz w roku (swego czasu pewna wspólnota mieszkaniowa w Stalowej Woli, nie patrząc na przepisy, sama sobie ustaliła zakres i częstotliwość przeglądów!).
Oprócz tego wymagane są jeszcze czyszczenia. Przewodów wentylacyjnych – raz w roku, spalinowych – dwa razy w roku i dymowych – cztery razy w roku. Dotyczy to zwłaszcza budynków użyteczności publicznej i bloków wielorodzinnych. Tu czyszczenia dokonują kominiarze. W budynkach jednorodzinnych oraz w obiektach budownictwa zagrodowego i letniskowego czyszczenie może przeprowadzić ich właściciel.
Jak pozbyć się smoły
Fachowiec czyszczący komin od razu pozna czy system grzewczy jest eksploatowany prawidłowo i w jakim stanie jest sam komin: czy są np. ubytki zaprawy i jaki jest uboczny produkt spalania. Jeśli sadza jest puszysta i sucha to instalacja działa prawidłowo. Dzisiejsze kotły są budowane tak, aby były jak najbardziej wydajne, wiąże się to z tym, że temperatura spalin na wylocie jest stosunkowo niska. Spaliny po wejściu do komina rozprężają się i przebywając drogę do wylotu stygną, po osiągnięciu temperatury ok. 70 stopni Celsjusza zaczyna się z nich wykraplać kondensat i w ten oto sposób komin zostaje „zasmołowany”. Sadza jest lepka i klei się do komina, co może spowodować pożar w kominie, a przy temperaturze sięgającej 1200 stopni C jego popękanie, rozszczelnienie, zapalenie się więźby dachowej i pożar całego budynku.
Usunięcie smoły jest bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe bez ingerencji w konstrukcję komina. Mazistą sadzę można sfrezować powodując zmniejszenie grubości ścianek komina – bywa zwykle, że po frezowaniu konieczne staje się wyposażenie komina w odpowiedni wkład kominowy ze stali szlachetnej, np. żaroodpornej. Do usunięcia takiej sadzy służy specjalistyczny sprzęt: lanca z głowicą i łańcuchem. Dawniej, gdy nie było takich urządzeń, stosowano też tzw. wypalanie, czyli teoretycznie kontrolowany pożar w kominie. Usługa ta jest jednak niebezpieczna, wymaga pewnych szczególnych procedur i wyjątkowych środków ostrożności (zgłasza się ją straży pożarnej), więc niewiele zakładów kominiarskich chce się jej podjąć.
Dziś dostępne są też różne katalizatory, które dodaje się do kotła po to, by smoła nie osadzała się na ściankach komina. Najważniejszą jednak rzeczą jest prawidłowa eksploatacja urządzeń grzewczych, zgodna z instrukcją ich obsługi.
Ekonomia i ekologia
– Fachowość wykonania czyszczenia ma niebagatelny wpływ na pracę urządzeń grzewczych. Zdarza się tak, że po profesjonalnym czyszczeniu właściciele są zaskoczeni wydajnością swoich urządzeń grzewczych, („proszę pana, jak pan to zrobił, że ten piec tak grzeje?”, „proszę pana, na tym kotle nie można było osiągnąć temperatury powyżej 50 stopni Celsjusza!”), a to znaczy, że do tej pory głównie ogrzewali atmosferę na zewnątrz budynku, a nie swój dom – mówi Krzysztof Osuchowski.
Poza poprawą wydajności prawdziwy fachowiec kominiarski po obejrzeniu sadzy może ocenić czy kocioł C.O., kominek lub inne palenisko jest prawidłowo eksploatowane i ewentualnie doradzić, jak i czym palić, aby „cała para nie szła w gwizdek”, a urządzenia służyły jak najdłużej, czyli efekty: ekonomiczny i ekologiczny zostały osiągnięte. Trzeba też pamiętać, że przyczyną słabego palenia niekoniecznie jest zły stan komina, tylko podłączenie do niego urządzenia grzewczego. Ba, zdarzają się sytuacje, że po wyczyszczeniu komina… pali się gorzej. Dlaczego? Po prostu przy niefachowym czyszczeniu zasypane zostało wspomniane podłączenie, co w skrajnych przypadkach może prowadzić nawet do zaczadzenia.
Ptaki i ludzie
Co kominiarze znajdują w kominach? Najwięcej rzeczy znoszą do nich ptaki, głównie kawki, budując sobie gniazda (w ten sposób mogą unieruchomić nawet najbardziej nowoczesny system kominowy).
Sporo rzeczy zostaje też po ekipach budowlanych: różne druty, kantówki, młotki, kielnie, no i oczywiście… puste butelki. Trafiają się również stare gazety i inna makulatura.
Krzysztof Osuchowski wspomina też sytuację, którą sam sprokurował. – To miał być żart, byliśmy na czyszczeniu we dwóch. Jak wybierałem popiół, to zdjąłem swój zegarek, że niby wyciągnąłem go z komina. I to nie było dobre zagranie, bo właścicielka od razu powiedziała, już dokładnie nie pamiętam, że to jej zegarek albo jej męża. Sporo musiałem się natłumaczyć, żeby odkręcić całą sprawę. To był pierwszy i ostatni taki żart – opowiada.
Uwaga na wentylację!
Na koniec jeszcze kilka uwag o wentylacji. Tu także gwarantem prawidłowego wyczyszczenia przewodów i oceny skuteczności wentylacji jest mistrz kominiarski lub w przypadku samego czyszczenia dobrze wyszkolony czeladnik kominiarski (tzw. „pan Józek” lub inny „złota rączka” na pewno ma dobre intencje, ale nie wiadomo czy ma wystarczającą wiedzę, umiejętności oraz sprzęt, który nierzadko jest zaawansowany technicznie).
Władysław Kuczyński zwraca uwagę, że problemem jest tu także… termomodernizacja budynków, a właściwie oklejanie ich grubym, 20-centymetrowym nawet styropianem. W budynkach wymienia się stolarkę okienną, okienka w piwnicach, wszystko jest super szczelne, tylko kominy często pozostają te same. Jeśli więc budynek ma piecyki gazowe (termy), to pobierają one tylko powietrze z wewnątrz, bo nowe, spoza budynku, nie może być dostarczone.
– Skąd taki budynek ma zaciągnąć powietrze? W starych rozwiązaniach przewidziane były naturalne drogi infiltracji np. poprzez nieszczelności stolarki okiennej. Dziś zamyka się te możliwości, co na pewno nie poprawia bezpieczeństwa eksploatacji piecyków gazowych. A pomocne byłyby choćby nawiewniki w oknach – mówi.
Wspomina też interwencję w jednym z bloków przy ul. Okulickiego. W mieszkaniu na parterze, z termą w łazience, czuć było dym. Okazało się, że w kuchni był okap, który po wyprowadzeniu powietrza (500 metrów sześc. w ciągu godziny) zaciągał spaliny z innych kominów z całego pionu!
Krzysztof Osuchowski przypomina natomiast przypadek z bloku przy Alejach Jana Pawła II, gdzie nie wolno było używać okapów mechanicznych, a mimo to jego wlot doprowadzono do grawitacyjnego przewodu spalinowego. Poza tym był tu za mały nawiew w dolnej krawędzi drzwi łazienkowych (mała liczba otworów). Chłopak poszedł do łazienki wykąpać się przed studniówką i o własnych siłach już z niej nie wyszedł. Uratowano go, ale matka rwała sobie włosy z głowy.
I jeszcze ciekawostka. Wspomnieliśmy na początku, że nawet najnowocześniejsze systemy kominowe wymagają oczyszczania przez kominiarzy. Okazuje się jednak, że są takie, które tego nie potrzebują. Jak mówi Krzysztof Osuchowski, w IKEI mają taki kocioł i taki system kominowy z filtrami, który oczyszcza się sam. To supernowoczesne, bardzo rzadko spotykane rozwiązanie, nie stosowane w budynkach mieszkalnych.
Stanisław