Inżynierowie pracujący w Zakładach Południowych, a także w Hucie Stalowa Wola często poświęcali się nauce. Byli profesorami na uczelniach technicznych, wydawali książki poświęcone technice i rozwiązaniom technicznym, publikowali w czasopismach. W dorobku posiadali też patenty na swoje wynalazki.
Karierze naukowej poświęcili się m.in. przedwojenni inżynierowie Feliks Olszak (był rektorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie) Zygmunt Wusatowski, Aleksander Uklański, Kazimierz Radźwicki, Stanisław Przegaliński, Włodzimierz Karbownicki. Było też dwóch dyrektorów naczelnych huty, którzy uprawiali naukę. Jednym z nich był Mikołaj Kowalewski.
Z Katowic do Stalowej Woli
20 września 1945 roku do Katowic przyjechała ciężarówka ze Stalowej Woli. Dyrektor administracyjny Zakładów Południowych Józef Jasiak zabrał nią Mikołaja Kowalewskiego nowo mianowanego dyrektora stalowowolskich Zakładów Południowych, już wówczas nieoficjalnie nazywanych Hutą Stalowa Wola. Kowalewski po powrocie w maju 1945 roku z przymusowych robót w Niemczech zgłosił się do Centralnego Zarządu Przemysłu Hutniczego w Katowicach, który nadzorował zakłady hutnicze w Polsce. W tym czasie jedynie huta w Stalowej Woli już pracowała. Kowalewski w CZPH zajął stanowisko dyrektora do spraw kontroli.
W Stalowej Woli Mikołaj Kowalewski energicznie kierował zakładem. Zwiększała się produkcja, doprowadził po paru latach do osiągnięcia przedwojennego poziomu wytwarzania. W kilka miesięcy po objęciu stanowiska zobowiązał się ministrowi przemysłu Hilaremu Mincowi wykonać maszyny budowlane dla Warszawy, którą podnoszono z powojennych ruin. I tę pracę „Stalowa Wola” wykonała przed terminem; pustaczarki, dachówczarki, betoniarki i giętarki. Za dyrektury Kowalewskiego Zakład Hutniczy zwiększał produkcję, a mechaniczny po zaprzestaniu wytwarzania sprzętu artyleryjskiego, musiał znaleźć perspektywiczny asortyment, bo możliwości zakładu były daleko większe niż wytwarzanie części zamiennych do samochodów czy sprzętu wojskowego. Ustalenie nowego profilu mechanicznej produkcji nie było łatwo, zwłaszcza o produkcję o dużej seryjności. Wprowadził więc Kowalewski do produkcji maszyny hutnicze: nożyce, młoty, prasy, które wytwarzano na podstawie przedwojennej licencji firmy Omes-Eumco. W owych czasach modne było tzw. współzawodnictwo pracy. Huta uzyskiwała w nim bardzo dobre rezultaty, zdobywała sztandar przechodni. W tym czasie, w 1946 roku, zapoczątkowano eksport stalowowolskich wyrobów. Za Kowalewskiego rozwinięto szkolnictwo zawodowe. Oprócz gimnazjum przemysłowego uruchomiono w 1946 roku liceum przemysłu hutniczego. Wykończono dom gościnny „Hutnik”, który stał od przedwojnia w stanie surowym. Za to późniejsi partyjni władcy Kowalewskiemu czynili zarzut, że sprzyja burżuazyjnemu stylowi życia. Za Kowalewskiego w marcu 1948 roku, wprowadzono oficjalną nazwę Huta Stalowa Wola, w miejsce przedwojennej – Zakłady Południowe.
Kowalewski był członkiem PPR-u, ba, nawet członkiem egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego w Rzeszowie. Ta funkcja raczej wynikała pozycji stalowowolskiej Huty, które była wówczas zdecydowanie największym zakładem przemysłowym w ówczesnym województwie rzeszowskim.
Plany na przyszłość
Dla dyrektora Mikołaja Kowalewskiego istotnymi sprawami były: ustalenie właściwej produkcji dla Zakładu Mechanicznego, w ogóle perspektyw jego rozwoju, budowa nowej huty rozwój miasta. Te zagadnienia planował poruszyć na uroczystościach jubileuszu 10-lecia Huty Stalowa Wola. 10 lipca 1948 r. na jubileusz przybyli do Stalowej Woli dostojnicy państwowi, ministrowie Hilary Minc, Eugeniusz Szyr, Konstanty Dąbrowski, przedstawiciele PPR i PPS z Warszawy, związków zawodowych, wojewoda rzeszowski, dyrektor CZPH Ignacy Borejdo, były dyrektor huty Fryderyk Topolski. Goście, wzorem sprzed wojny, wzięli udział w śniadaniu z załogą, na którym podawano parówki, bułki i piwo. Obiad dla gości był jak na owe czasy wykwintny, jeszcze okazalsza była kolacja dla ścisłego 45-osobowego grona. Gości podejmowano jak najwspanialej, chodziło o to, aby przy okazji załatwić sprawę przyszłości Huty. Wtedy obiecano Stalowej Woli w planie 6-letnim szpital, przedszkole, żłobek, halę targową, nową rzeźnię, salę kinowo-teatralną, budynek gimnazjum, oraz budowę liceum mechanicznego a także internatu. Kowalewski w czasie spotkania dziękował władzom za te inwestycje. W czasie spotkania dyr. techniczny Stanisław Dietrych wskazał na konieczność rozbudowy stalowni, kuźni, walcowni i ciągarni. Widział potrzebę budowy warsztatów podwozi samochodowych, centralnej sprężynowni, rozbudowę co najmniej o 100 proc. Zakładu Mechanicznego, narzędziowni, poszerzenie wydziału grubej obróbki. Istnieją podstawy do dalszego rozwoju przemysłu w okolicy – mówił Dietrych. – Zdaniem kierownictwa zakładu wskazane było zbudowanie huty jakościowej na 200 tys ton, wspomnianej już wcześniej fabryki samochodów na uzbrojonym terenie dawnej huty aluminium, a w następnym etapie dużej fabryki łożysk.
Natomiast dyrektor administracyjny Józef Jasiak zajął się ogólnym programem rozbudowy miasta. Istniał już wtedy projekt (opracowany przez Zakład Osiedli Robotniczych) – rozwoju Stalowej Woli do miasta 50-tysięcznego. Jasiak poruszył sprawę komunikacji w mieście i do Huty, w związku z rozbudową Stalowej Woli przesiedlenia mieszkańców Pława na lewy brzeg Sanu, regulacji rzeki i zaapelował o uwzględnienie rozwoju placówek usługowych i gospodarczych w mieście.
Wkrótce ruszyła rozbudowa Huty i Stalowej Woli. Przyszła nagle, wraz z nimi nastąpiły zmiany na głównych stanowiskach w Hucie. Odwołano dyr. Kowalewskiego, dyr. Jasiaka, dyr. Dietrycha, a potem następca Kowalewskiego Stanisław Kawiński zabrał się za zwalniania starej kadry inżynieryjnej.
Dysydent
Nim jednak do zmian doszło, Kowalewskiego usunięto najpierw z egzekutywy KW PPR a potem do Huty skierowano nowego sekretarza PPR Anyszewskiego z zadaniem zebrania kompromitujących materiałów z działalności Kowalewskiego. Wkrótce też odbyło się zebranie członków PPR z udziałem sekretarza KW, dyrektora CZPH Borejdy. Kowalewskiego, mimo że Huta pod jego zarządem wykazała się, jak na owe czasy, dużymi osiągnięciami wytwórczymi, oskarżano, że współpracuje z inżynierami, bo ma przedwojenne nawyki rządzenia i naradzania się z inżynierami, a nie z robotnikami. Żadne wyjaśnienia nie pomogły. Kowalewskiego wyrzucono z PPR. Komitet Miejski PPR pisemnie tak argumentował powody usunięcia: Wykluczony został za całkowite odchylenie od linii partyjnej, działanie na szkodę robotnika, niedopatrzenie spraw produkcji a w związku z tym częste awarie. Niesprawiedliwe przydzielanie mieszkań. Używanie samochodów do celów prywatnych a nieprzydzielanie dla chorych. Kumoterstwo z dwójkarzem. Nieuwypuklenie poglądów prawicowych, niepoprawne współzawodnictwo pracy.
Kowalewski odwoływał się do Komitetu Centralnego PPR. Po wielu zabiegach w Warszawie wysłuchano go, nawet obiecano wysłać specjalną komisję do Stalowej Woli dla wyjaśnienia sprawy i na tym się skończyło.
Afera łożyskowa
Na powody czystek w swoich wspomnieniach M. Kowalewski wskazywał sprawę produkcji łożysk dla kolejnictwa. Inż. Filipowski, który wrócił z USA i przywiózł ze sobą komplet rysunków łożysk do wagonów kolejowych. Przekazał je inż. Karolowi Szaniawskiemu, troszczącemu się o znalezienie właściwego programu produkcyjnego dla Zakładu Mechanicznego. Szaniawski uznał, że łożyska dla kolejnictwa mogą być wcale znaczącą pozycją w produkcji Zakładu Mechanicznego, i co ważne o wysokiej seryjności. Dla Kowalewskiego ten pomysł był bardzo dobry.
W tej łożyskowej historii pojawia się inż. Drobot. Szczęśliwie przeżył okupację i zagładę Żydów. Po wejściu Armii Radzieckiej w 1945 roku został dyrektorem elektrowni w Rożnowie. Posadę tę porzucił po wypadku jaki sam spowodował, w którym utonęło kilka osób. Przeniósł się do Warszawy. Wkrótce ożenił się z krewną Jakuba Bermana, wtedy drugą osobą w państwie. Dzięki układom we władzach Drobot został radcą handlowym w Szwecji.
Inż. Drobot miał dobrą orientację; dostrzegł potrzeby kolejnictwa w zakresie łożysk tocznych i możliwości eksportu polskiego węgla do Szwecji. W tym czasie Polska eksportowała węgiel do Szwecji, a szwedzki koncern SKP liczył na duże dostawy łożysk dla polskich kolei i przymierzał się do eksportu. Drobot zaczął sprawę łożysk pilotować, wizytował stalowowolską Hutę. Na koniec pobytu w Hucie wygłosił odczyt dla towarzyszy partyjnych na temat… „Powstanie religii w społeczeństwach w ujęciu marksistowskim”. Drobot wyjechał ze Stalowej Woli bez wyjaśniania faktycznego celu swej wizyty. Zdaniem Kowalewskiego przyjazd Drobota do Stalowej Woli był związany ze sprawą łożysk i ich dostawy dla PKP. Tu chodziło o bardzo duże pieniądze.
Ministerstwo Komunikacji zwołało konferencję, na której znalazło się wiele osób, głównie z kolejnictwa, a także z zakładów produkujących dla kolei. Była tam też delegacja Stalowej Woli. Wynikła wówczas sprawa łożysk. Dyr. Małecki zapowiedział, że Ministerstwo Komunikacji zamówi w szwedzkim SKF i w Stalowej Woli komplety łożysk, które zamontuje się do wagonów – po trzy wagony towarowe na nowych łożyskach – i przekaże się je do eksploatacji na pół roku. Po półrocznej jeździe i odpowiednich badaniach Ministerstwo Komunikacji miało zdecydować, gdzie zamówi łożyska dla kolei.
Gdy Kowalewski po konferencji znajdował się jeszcze w budynku Ministerstwa Komunikacji, do dyr. technicznego Stanisława Dietrycha i dyr. Zakładu Mechanicznego Karola Szaniawskiego podeszło dwóch nieznajomych mężczyzn. Zagrozili, że jeśli podejmą się produkcji łożysk będzie to ich wiele kosztować. Przedstawiciele Huty zrozumieli, że uruchomienie produkcji przez Stalową Wole jest komuś nie na rękę. Kowalewski jeszcze tego samego dnia udał się do Komitetu Centralnego PPR, aby sprawę wyjaśnić. Wcześniej znajomy inżynier z Komisji Planowania przestrzegał go: Bądź ostrożny z tą produkcją. Obawiam się, że w dostawę łożysk ze Szwecji są zamieszane wpływowe osoby. W KC PPR na zapytanie o sprawę produkcji łożysk usłyszał: Będziemy sprawę śledzić. Coś tam słyszałem o zamiarach zakupu łożysk ze Szwecji.
Kowalewski zrozumiał, że w KC nic konkretnego się nie dowie.
Wyszedł z budynku KC i udał się do swego kolegi Borkowskiego, dyrektora w przemyśle spirytusowym, który był dobrym kolegą ministra przemysłu Minca. Od niego zatelefonował do domu. Żona drżącym głosem zakomunikowała, że „byli panowie z UB i kazali po powrocie natychmiast do nich się zgłosić”. Borkowski, gdy dowiedział się o treści rozmowy natychmiast zatelefonował do Minca i sprawę naświetlił. Minc pamiętał Kowalewskiego, wcześniej odbierał od niego meldunek o wykonaniu kilkudziesięciu kompletów maszyn budowlanych dla odbudowy Warszawy. Minc oświadczył Borkowskiemu: – Dyrektor Kowalewski może spokojnie wracać do Stalowej Woli, nic mu nie grozi.
I tak było rzeczywiście, gdy Kowalewski telefonował do kilku Urzędu Bezpieczeństwa w Stalowej Woli, Nisku i Rzeszowie wszędzie odpowiadano, że nikt go nie wzywał. Żadna też komisja z KC PPR nie przyjechała.
Z Ministerstwa Komunikacji przyszła dobra wiadomość. Stalowowolskie łożyska okazały się bardzo dobre, były lepsze od szwedzkich. Oddano je do badań. UB wtedy nakazał wstrzymać prowadzenie jakichkolwiek badań stalowowolskich łożysk.
Jaka dokładnie była rola radcy handlowego w Szwecji inż. Drobota w tej sprawie, Kowalewski nie wyjaśnia. Stalowa Wola kontraktu nie uzyskała. W sierpniu 1948 r. M. Kowalewskiego odwiedzili w Hucie wysocy funkcjonariusze bezpieki i nakazali zwolnić dobrych fachowców inżynierów i techników, zwłaszcza tych związanych z produkcją łożysk tocznych dla kolejnictwa. Kowalewski odmówił. Z początkiem października odwołano go ze stanowiska dyrektora.
Mikołaj Kowalewski
Pochodził z Wołynia. Urodził się 17 listopada 1902 r. w Dąbrowicy k. Równego. Dyplom inżyniera mechanika Politechniki Warszawskiej otrzymał w 1929 r. Początkowo pracował w przemyśle, następnie w filii Mechanicznej Stacji Doświadczalnej Politechniki Lwowskiej na Śląsku. Przed wojną został szefem produkcji hutniczej w Starachowickich Zakładach Górniczych. W czasie sowieckiej okupacji w latach 1939-41 pracował w Wilnie. W 1943 roku został wywieziony na przymusowe roboty do Glashütte w Niemczech. Wrócił do kraju w maju 1945 roku. Objął stanowisko dyrektora w CZPH w Katowicach. Potem został mianowany dyrektorem w Hucie Stalowa Wola. W hucie pracował od 23 września 1945 do 10 października 1948 jako dyrektor. Po odwołaniu został przeniesiony do Hajduckich Zakładów Hutniczych na stanowisko szefa produkcji, rok później do Biprohutu. Od 1951 roku związany był z Politechniką Częstochowską, najpierw jako profesor kontraktowy, a potem już jako pracownik naukowy. Od 1961 roku był kierownikiem katedry przeróbki plastycznej na tej uczelni. Jego kontakty umożliwiły zorganizowanie wielu praktyk studenckich w Europie Zachodniej.
Wykładał również na Politechnice Śląskiej, prowadził wykłady w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Katowicach oraz w filii AGH przy Hucie Warszawa, w której był także doradcą do 1977 r. W 1973 r. z Politechniki Częstochowskiej przeszedł na emeryturę.
Opublikował ponad 60 artykułów w krajowych i zagranicznych czasopismach naukowo-technicznych. Pracował społecznie w SITPH oraz Komisji Historii i Ochrony Zabytków Hutnictwa. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim OOP, Krzyżem Komandorskim OOP. Zmarł 21 września 1990 r.
One Comment
jak zacząć zarabiać w internecie
Fajny wpis, zdecydwanie potrzebny, bo zbyt wiele osób nie zastanawia się nad tym, co jest dla nich sukcesem, zaś sporo czasu spędza na kierowaniu się cudzymi definicjami w tej tematyce