– Czy jest jakakolwiek szansa na to, że odzyskam moje pieniądze z Międzyzakładowej Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej, działającej przy Hucie Stalowa Wola. Mam tam „utopione” ponad 7 tysięcy złotych. W zeszłym roku byłem wzywany na policję, składałem wyjaśnienia i na tym sprawa stanęła. Teraz kogo bym nie zapytał, to nikt nic nie wie – mówi „Sztafecie” rozżalony pracownik HSJ.
Nasz czytelnik wspomina, że do PKZP należał jeszcze od lat 90. – W styczniu 2017 r. złożyłem wniosek o wypłatę pieniędzy i rezygnację z członkostwa w kasie, ale zaraz wybuchła cała ta afera i dowiedzieliśmy się, że być może tych pieniędzy już nie odzyskamy – opowiada mężczyzna.
Sprawa „stalowowolskiego Amber Gold”, jak była niekiedy określana afera z PKZP, okazała się bardzo skomplikowana i rzeczywiście na pewien czas stanęła w miejscu. 31 października 2017 r. śledztwo w sprawie przywłaszczenia kwoty nie mniejszej niż 500 tysięcy złotych zostało zawieszone. Prokuratura uznała, że konieczne jest zasięgnięcie opinii biegłego z zakresu rachunkowości i księgowości.
Jest szansa, że śledztwo zostanie niebawem wznowione, bowiem pod koniec listopada do Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli takowa opinia wpłynęła. Jest ona dosyć obszerna i obecnie prokurator analizuje jej treść, w powiązaniu z materiałami zebranymi w śledztwie.
– Do tej opinii jest kilkadziesiąt załączników, więc ta analiza jeszcze jakiś czas potrwa. Myślę, że na początku 2019 roku powinny być z naszej strony podjęte jakieś decyzje odnośnie dalszych czynności – mówi „Sztafecie” prokurator Piotr Walkowicz, zastępca prokuratora rejonowego w Stalowej Woli.
Przypomnijmy, afera z Międzyzakładową Pracowniczą Kasą Zapomogowo-Pożyczkową wybuchła w pierwszym kwartale 2017 r. O niedoborach w PKZP „Sztafeta” pisała jako pierwsza w marcu ub. roku. Między innymi po naszych publikacjach Prokuratura Rejonowa w Stalowej Woli postanowiła wszcząć w tej sprawie śledztwo.
Według danych ze stycznia ub. r., do PKPZ należało ok. 220 osób. Wśród nich znajdowali się pracownicy m.in. HSW, Enesty, HSJ, Kuźni Matrycowej czy LiuGonga. Niektórzy mieli uskładane nawet ponad 10 tysięcy złotych.
Na początku 2017 r. zarząd i komisja rewizyjna PKZP złożyły rezygnację. Kasa de facto przestała funkcjonować, chociaż pieniądze wciąż były potrącane z wypłat jej członków. Nowych władz PKZP nie udało się wyłonić. Nie powołano też komisji likwidacyjnej.
Na specjalnym spotkaniu zorganizowanym przez związki zawodowe, członkowie PKZP usłyszeli, że w kasie może brakować miliona złotych, a może i więcej.
– Cała ta sprawa to według mnie takie stalowowolskie „Amber Gold”. Bo czym to się różni? Chyba tylko kwotami i mniejszą liczbą członków – opowiadał nam uczestnik spotkania zorganizowanego przez związki w kwietniu ub. roku.
Do czasu zawieszenia śledztwa, prokuratura przesłuchała w różnym charakterze ok. 200 osób. Zabezpieczono też 30 segregatorów zawierających między innymi dokumentację źródłową dotyczącą rozliczeń finansowych. Zebrano również kilkanaście tomów akt.
– Zebraliśmy pełny materiał dowodowy. Ustaliliśmy i przesłuchaliśmy wszystkie osoby pokrzywdzone oraz świadków w sprawie – mówił w lutym br. prokurator Piotr Walkowicz.