Na początku lat 50. Popularny był „Marsz sportowy” śpiewany przez młodzież. Była to tzw. pieśń masowa. Powstała na kanwie sowieckiej piosenki, której kompozytorem był Izaak Dunajewski a polski tekst napisał Wiktor Woroszylski.
Oto jej fragment:
(…) Aby ciało twe i duch były młode wciąż,
były młode wciąż, były młode wciąż
Czy to upał, czy to mróz, ty do celu dąż:
hartuj ciało jak stal!
Niech żyje sport! Niech żyje sport,
sport, sport żyje nam!
Więc dzielnie broń boiska dziś bram
i wiedz, że silną musisz mieć dłoń,
byś udźwignął i broń, i młot i broń.
Marsze i biegi
Dla mieszkańców Stalowej Woli, zwłaszcza dla młodzieży, sport był wyrazem aktywności, pewnego rodzaju lokalnego patriotyzmu a także pożyteczną rozrywką. Wtedy nie było telewizji, rozwiniętej radiofonii, mało dostępny aparat radiowy był przedmiotem pożądania. Imprezy sportowe przyciągały wówczas całe rzesze mieszkańców.
Od końca lat czterdziestych stawiano, jak w całym kraju, na sport masowy. W maju 1949 roku odbyły się pierwsze Biegi Narodowe. Organizował je ZKS Stal. Brali w nich udział obok sportowców także ludzie na co dzień ze sportem niezwiązani. Biegi Narodowe – jak relacjonował jeden z animatorów stalowowolskiego sportu Bogusław Kwiatkowski – odbywały się na stadionie ZKS Stal. W pewnych odstępach czasu startowały i finiszowały drużyny grupowo. Startowali wszyscy piłkarze ZKS Stal, wykazując dobrą kondycję, stawiali czoła wytrawnym biegaczom. Każdą finiszującą grupę witała orkiestra marszem. Po biegach, pierwsi trzej z każdej grupy otrzymywali nagrody jak np. swetry, kostiumy sportowe itp. Organizowano również marsze pod nazwą Szlakiem gen. Karola Świerczewskiego oraz „Marsze Jesienne”. Uczestniczyła w nich przede wszystkim młodzież. „W roku 1951 dzięki starannemu przygotowaniu ze strony Klubu na starcie Marszów stanęło 1313 osób. Wśród maszerujących widać było miejscową młodzież i zawodników Klubu ze wszystkich sekcji. Maszerował także Zarząd Klubu – pisze w swojej pracy o sporcie stalowowolskim Wiktor Kaczmarczyk – oraz dyrekcje zakładów produkcyjnych. Normy na odznakę SPO zdobyło w 1951 roku 1282 startujących. W 1952 roku w imprezach masowych KS Stal był jednym z przodujących zespołów w województwie rzeszowskim. (…) W Biegach Narodowych startowało 1500 osób, w Marszach Szlakiem gen. K. Świerczewskiego – 950, w Marszach Jesiennych – 2300, Święcie Kultury Fizycznej – 500, w Wyścigu Pokoju – 56…”
Jeden z uczestników masowego sportu Janusz Pikulski po latach tak wspominał imprezy: Wspomnę… o Marszu Jesiennym na 10 km w roku 1950. Startowało w nim 167 zawodników. Trasa biegła ze stadionu Stali w kierunku Niska i z powrotem. Dzisiaj, z perspektywy czasu sądzę, że udział w takim długodystansowym marszu był szaleństwem. Przecież większość startujących to byli amatorzy, ochotnicy nie przygotowani do pokonywania takiej odległości, do umiejętnego rozłożenia sił. Wtedy jednak wystarczyły chęci, ambicje, możliwości sprawdzenia samego siebie. Wysiłek był ogromny. Tuż po przekroczeniu linii mety zemdlałem, a jako pierwszy podniósł mnie ojciec. Nagrodą za I miejsce była książka „Pelle zwycięzca” Nexö. Wspominam także mój udział w amatorskim wyścigu kolarskim na trasie Stalowa Wola – Nisko – Stalowa Wola. Goniłem się wtedy na rowerze pożyczonym od kolegi, bo do mojego nie miałem opon. Wiedziałem, że stawką była nowa para opon i dlatego wszystko postawiłem na jedną kartę, żeby wygrać. Udało się, dzięki zwycięstwu mogłem skompletować własny rower…
Sportowe masy
Oczywiście było w tak zwanym sporcie masowym było wiele przesady i raczej demonstracji niż prawdziwej kultury fizycznej. Sport masowy miał wyłaniać prawdziwe talenty sportowe. W Stalowej Woli chlubiono się Czesławą Gryczką, która w finale centralnych Biegów Narodowych zwyciężyła a potem nawet reprezentowała Polskę na bieżni w zawodach międzypaństwowych.
Umasowieniu sportu miały służyć rozgrywki piłkarskie o Puchar Polski zainicjowane w 1951 roku. Puchar Polski rozgrywany jest do dziś. Stal Stalowa Wola wtedy wystawiła aż pięć zespołów, a ponadto w ramach więzi miasta z wsią przygotowała do występów siedem drużyn wiejskich z Bielin, Ulanowa, Zdziarów, Wólki Tanewskiej, Katów, Jarocina i Bukowiny. Potem Stalowa Wola opiekowała się LZS „Burza” Ulanów przekazując tamtejszej drużynie piłkarskiej kostiumy sportowe.
Stalowa Wola wysyłała swoje ekipy sportowe na wieś z pokazami i w celu organizowania imprez i zawodów sportowych. Wyniki tych eskapad były różne. Wieś nie była przygotowana do sportowej rywalizacji. Gdy wyjechano do Zbydniowa i Wrzaw, aby zorganizować trójbój lekkoatletyczny do odznaki Sprawny do Pracy i Obrony, w obu wsiach wystąpiło zaledwie 23 osoby i to wcześniej wytypowanych przez tzw. aktyw wiejski.
We wrześniu 1953 roku po raz pierwszy rozegrano w Hucie Stalowa Wola zakładową spartakiadę, w której mogli uczestniczyć pracownicy. Program spartakiady obejmował: lekką atletykę, siatkówkę, kolarstwo, strzelectwo, szachy, piłkę nożną. Zwycięzcy uzyskiwali tytuł mistrza zakładu. Dziś już spartakiad zakładowych nie organizuje się, bo i Huta już nie taka jak dawniej.
Sport masowy zawitał do szkół. Każde podwórko, każdy kawałek wolnej przestrzeni dzieci zamieniały w boisko. W modzie obowiązywał styl sportowy, zarówno wśród dorosłych jak i dzieci.
Dawny futbol i nie tylko
Sport masowy to jedno, a wyczynowy to drugie. Stalowa Wola żyła wtedy przede wszystkim piłką nożną, choć funkcjonowały inne sekcje sportowe. Pierwszego trenera piłkarskiego sprowadzono do Stalowej Woli w 1949 roku. Był nim Stanisław Malczyk z Krakowa. Malczyk wprowadził do zespołu młodych graczy m.in. Jerzego Famulskiego, Zdzisława Nowaka, którzy potem zaliczali się do najlepszych piłkarzy Stalowej Woli. Po kilku latach Stalowa Wola miała bardzo dobrą drużynę, jak na owe czasy i możliwości, w której grali m.in. Rudolf Patkolo, Zbigniew Opoka, Józef Będkowski, Ryszard Kozerski, Józef Hawryło.
W 1953 roku Stalowa Wola po zwycięstwie w rozgrywkach klasy A uzyskała prawo walki o wejście do III ligi. Dla przeciętnego kibica ze Stalowej Woli w sporcie liczyli się przede wszystkim piłkarze. Na ich mecze przychodziły tłumy ludzi. Wtedy nie było jeszcze płatnej gry, czasem zawodnicy dostawali dla lepszego odżywienia… cukier. Sportowcy pracowali lub uczyli się, nie było stypendiów, specjalnych zwolnień z pracy itp. Wielu młodych ludzi uprawiało kilka dyscyplin, jak choćby Ryszard Kozerski, który był dobrym piłkarzem, hokeistą i pingpongistą, albo Janusz Pikulski dobrym lekkoatletą i to w paru konkurencjach, siatkarzem oraz pingpongistą. W wspomnieniach zatytułowanych „Wszystko zaczęło się od szmacianki” tak pisał o swoim udziale w dawnym stalowowolskim sporcie: Marzenia spełniły się po wojnie, kiedy rozpocząłem grę w drużynie piłkarskiej juniorów. Drużynę piłki nożnej prowadził wówczas instruktor Karol Siekierski, a w maju 1949 roku po raz pierwszy w historii istnienia sekcji został zatrudniony trener pierwszej klasy Stanisław Malczyk, wielokrotny reprezentant Polski w tej dyscyplinie. Prowadził on I i II drużynę oraz trampkarzy. Występy w drużynie juniorów były dla mnie przykre w skutkach. Podczas ważnego meczu w Jarosławiu (…) złamano mi rękę (…) Z ręką w gipsie grałem jeszcze kilka meczów. Szczególnie utkwił mi w pamięci mecz z “Sanem” Rozwadów, podczas którego zawodnik znowu podłożył mi nogę (miałem uczucie, że łamie mi się druga ręka). W szoku poderwałem się i uderzyłem go w twarz. Za to przewinienie sędzia usunął mnie z boiska i otrzymałem sześć miesięcy dyskwalifikacji. Po tej przymusowej przerwie już nigdy nie wróciłem do czynnej gry w piłkę nożną (…) Bólem i chorobą okupione było zdobycie w Przemyślu I miejsca na zimowych mistrzostwach województwa w hali w skoku wzwyż i trójskoku.
Konkurencje lekkoatletyczne rozgrywane były w przedwojennej ujeżdżalni koni (…) Hala była nieogrzana, przenikliwe zimno szczególnie dało się we znaki zawodnikom, nie było właściwie warunków do przeprowadzenia należytej rozgrzewki. Liczne starty, zbyt forsowne treningi, brak odnowy biologicznej, sprawiły, że naderwałem ścięgno i groziła mi choroba zwyrodnienia stawów i trudno było liczyć na dalsze sukcesy. Musiałem rozstać się z lekką atletyką… Nadal trenowałem siatkówkę i tenis stołowy… Pamiętam, jak w 1946 r., kiedy zacząłem grać w ping-ponga brakowało sprzętu, piłeczek, rakietek. Posiadali je przedwojenni zawodnicy, tacy jak Edward Krotla, Aleksander Klarczyński, Romuald Judecki czy Bogusław Kwiatkowski. Pęknięte piłeczki klejono wiele razy acetonem, by nadawały się do dalszej gry (…) Sami robiliśmy sobie rakietki, a zamiast celuloidowych piłeczek, nieraz używaliśmy gumowych. Piłeczka ta była dużo cięższa, lecz rozmiarem zbliżona do oryginalnej, co zmusiło do trzymania rakietki tak jak obecnie trzymają ją Chińczycy. Kiedy opanowaliśmy już podstawy gry, włączono nas do drużyny (…) Stale brakowało nam sprzętu, zwłaszcza na treningach, a piłeczki przechowywał w domu kierownik sekcji (…) Razem z kolegami: Józefem Andruszką, Ryszardem Kozerskim, Piotrem Dzikim, Jerzym Famulskim, Józefem Gromkiem i innymi braliśmy udział w Wojewódzkiej Klasie Tenisa Stołowego, rywalizując z drużynami „Kolejarza” Przemyśl, „Spójni” Rzeszów, „Unii” Sanok, „Stali” Mielec i „Unii” Jasło. Udało mi się wówczas wygrać z ówczesnym mistrzem Polski juniorów. Żyliśmy nie tylko sportem wyczynowym. Kwitło życie towarzyskie, które początkowo skupiało się w świetlicy hotelu przy ulicy 1 Maja (dziś budynek komendy policji przy ul ks. Popiełuszki- przyp. DG), a później w baraku przy nowo wybudowanym stadionie… Największy sukces sportowy odniósł Józef Gromek, grał w piłkę nożną, ping-ponga, ale potem sukcesy odnosił… w szachach. W szachach był mistrzem Polski.
W roku 1953 zaczęła się wielka kariera stalowowolskiego boksu i jego wielka popularność. Ale to już następna historia.