Mieszkania od lat stanowią w Polsce nierozwiązany problem. W obecnym stuleciu nastąpił zastój w budownictwie mieszkaniowym. Co prawda rządzący obiecują sprawę rozwiązać, nawet jedna partia przed zwycięskimi wyborami kusiła Polaków trzema milionami mieszkań. Obietnica okazała się mrzonką.
Stalowa Wola przeżyła po wojnie trzy eksplozje budownictwa mieszkaniowego; w okresie tzw. planu 6-letniego, potem największą w latach 70. W czasach Gierka i wreszcie trzecią w okresie, jak to często się określa, „reżimu Jaruzelskiego”.
Plany i wykonanie
W 1948 roku Huta Stalowa Wola zarządzająca osiedlem przekazała Zakładowi Osiedli Robotniczych budownictwo domów w Stalowej Woli oraz opracowanie planu urbanistycznego miasta. Już wówczas było wiadomo, że Huta będzie rozbudowywana, przeto dla jej potrzeb należało powiększyć osiedle przyzakładowe. Głównym projektantem rozbudowy miasta była w owym czasie Hanna Szweminowa-Pater. Pod jej kierunkiem powstawała koncepcja planu zagospodarowania przestrzennego Stalowej Woli. Zakładano wówczas, że Stalowa Wola winna w 1955 roku, a więc w ostatnim roku planu 6-letniego, liczyć około 30 tysięcy mieszkańców, natomiast w piętnaście lat później około 40-45 tysięcy.
Rozbudowa miasta zaczęła się na dobre w 1948 roku. Co prawda pierwsze domy po wojnie wzniesiono na Ozecie, jednak już wiosną 1948 roku rozpoczęto prace przygotowawcze do budowy bloków mieszkalnych przy ul. Waryńskiego (dziś ks. Skoczyńskiego) i 1 Maja (ks. Popiełuszki). Miały to być domy administrowane przez hutę. Przewidywana rozbudowa huty miała pociągnąć za sobą wznoszenie nowych domów mieszkalnych. W końcu sierpnia, na podstawie dokonanego rozeznania w Ministerstwie Przemysłu i obietnic władz centralnych, huta spodziewała się, że w 1949 roku Stalowa Wola uzyska około 510 mieszkań. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Nastąpiły wyraźne opóźnienia, w 1949 roku postawiono pierwsze dwa bloki, których właścicielem miała być huta.
Wybudowano je u zbiegu ulic Waryńskiego (ks. Skoczyńskiego)i 1 Maja (ks. Popiełuszki). W tym czasie kończono stawianie nowych domów przy ulicy Nowotki i trwały prace przy budowie kolonii sześciu bloków przy ulicy Waryńskiego (ks. Skoczyńskiego). Wedle planów Zakład Osiedli Robotniczych miał przekazać Hucie w 1948 roku 4 domy (372 izby), w 1949 roku – 15 domów (918 izb), w 1950 roku – 10 domów (619 izb), w 1951 roku – 12 domów (1554 izby), w 1952 roku – 10 domów (1374 izby). Ale do realizacji zamierzeń nie doszło. Mimo szybkiego tempa robót, bloków w zaplanowanych ilościach nie przybywało. Dyrektor Państwowego Przedsiębiorstwa Budowlanego w lipcu 1951 roku informował Miejską Radę Narodową, że na Kolonii przy szosie oddano dwa bloki w opóźnionym terminie, ale za to oddano w terminie wcześniejszym blok przy ulicy 1 Sierpnia (…) Jeszcze w bieżącym roku rozpocznie się budowę 18 budynków, w tym 12 bloków mieszkalnych.
Uprzedzał jednak, że wykonawstwo będzie opóźnione, ponieważ nastąpił odpływ robotników, którym nie podobają się zarobki, jako że w innych firmach pracodawcy lepiej płacą. Inspektor Zakładu Osiedli Robotniczych, inż. Tadeusz Węgrzecki, potwierdził katastrofalny odpływ robotników, którzy wprawdzie przerwali pracę z powodu żniw, ale mało z nich do pracy wróciło… Dyrekcja PPB stwierdziła, że sytuacja nie poprawi się, a wręcz pogorszy, jeżeli PKS nie usprawni dowozu i odwozu robotników.
Na budowie
Państwowe Przedsiębiorstwo Budowlane, stawiające w pierwszych latach planu 6-letniego Stalową Wolę, nie potrafiło uporać się z terminową realizacją inwestycji. To była nie tylko kwestia dojazdu, braku materiałów, ale też niskiej wydajności pracowników i wręcz fatalnej dyscypliny. Bywało, że całe brygady budowlane łazikowały przez cały dzień po budowach Stalowej Woli. W owym czasie pracy było w bród, pobliskie wsie spenetrowały zakłady przemysłowe i budowlane, prześcigając się w uatrakcyjnianiu swych ofert pracy. Na dobre zadomowiły się w Stalowej Woli całe ekipy dwuzawodowców: uprawiających ziemię i zarobkujących w mieście. Praca w mieście była dla większości tylko uzupełnieniem dochodów, często wręcz stanowiła dogodne źródło uzyskania deputatu węglowego (np. w elektrowni i hucie). Kwalifikacje zawodowe zatrudnianych na budowach były na ogół niskie. W rejonie Stalowej Woli firmy budowlane na gwałt poszukiwały lastrykarzy, malarzy, monterów, elektryków, stolarzy, cieśli, murarzy, często bezskutecznie. Nadrabiano więc ilością pracowników. W Zjednoczeniu Budownictwa Miejskiego przy budowie Stalowej Woli w 1953 roku pracowało niewiele mniej niż 5 tysięcy ludzi. Niektóre ekipy z tej firmy zatrudniano również w innych miejscowościach np. w Sarzynie czy Krakowie. Przy budowie pracowali również junacy I Brygady „Służby Polsce”.
Budowa domów mieszkalnych nie była zsynchronizowana z inwestycjami komunalnymi. Dyrekcja huty już w 1949 roku zwracała się do Zakładu Osiedli Robotniczych, aby ten jak najrychlej rozwiązał sprawę zaopatrzenia miasta w wodę i prąd elektryczny oraz ogrzewania domów mieszkalnych. Kwestii tych do 1953 roku nie załatwiono zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców. Z czasem przyzwyczajono się do wyłączeń prądu elektrycznego, buntowano się przeciw pobieraniu opłat za centralne ogrzewanie. Uciążliwe były wyłączenia prądu, które dotykały przede wszystkim osiedla mieszkaniowego i to bez różnicy: dom mieszkalny, czy kino wyświetlające film. Braki w dostawach energii elektrycznej zdarzały się także w hucie, ale o wiele rzadziej.
Materiały budowlane dostarczano do Stalowej Woli pociągami, wyładowywano je przy zakładowej bocznicy, w pobliżu istniejących wówczas dwóch barakowych magazynów. Do prac przy wyładunku często zatrudniali się młodzi ludzie, albo drobni urzędnicy i robotnicy z huty, szukający dodatkowego zarobku. Przy wyładunku, zwłaszcza cegły, pracowały także dzieci. Materiały przewożono na place budowy przeważnie furmankami konnymi, ale też na przyczepach traktorowych, albo i samochodami.
Od 1952 roku Zjednoczenie Budownictwa Miejskiego – Zarząd Budowlany nr 1 było podstawową firmą, która prowadziła rozbudowę miasta. W tym przedsiębiorstwie pracowało kilka tysięcy ludzi. Mimo to nie mogło ono sprostać założonym harmonogramom budowy, ponieważ brakowało materiałów, robota na budowach na ogół była kiepsko zorganizowana, szerzyło się nieróbstwo i niechlujstwo w wykończeniu mieszkań. Często w organizacji prac budowlanych królowała szturmowszczyzna. Aby lokatorzy mogli się wcześniej wprowadzić do mieszkań, stosowano suszenie murów przy pomocy specjalnych pieców. Tak na przykład było przy oddawaniu bloku dla pracowników huty, przenoszonych do mieszkań w Stalowej Woli z wyremontowanych koszarów wojskowych w Nisku. Stale nasilająca się migracja wymuszała pośpiech.
Wielka rozbudowa
Po wojnie z ważniejszych obiektów w mieście łącznie do 1953 roku oddano do użytku 51 budynków mieszkalnych, a ponadto dom kultury, dwie pralnie mechaniczne, kawiarnię, dwa przedszkola, dwa żłobki, 19 lokali sklepowych, piekarnię, dwie nowe szkoły, warsztaty szkolne, internaty przy ul. Hutniczej i Niezłomnych, szpital i przychodnię, przyszpitalne prosektorium, wykończono ostatecznie gmach banku i dom gościnny. W owym czasie na ogół nie tynkowano budynków, czekając na lepsze czasy, jedynie dom kultury i tzw. ośrodek żywienia zbiorowego oraz budynek technikum mechanicznego, żłobek przy hucie, niektóre bloki mieszkalne (dziś ulice ks. Skoczyńskiego, Dmowskiego) wcześniej otrzymały elewacje.
W mieście postawiono kilkadziesiąt baraków, przeważnie drewnianych. Ich większe skupiska znajdowały się w rejonie ulic Niezłomnych i Wandy Wasilewskiej (dziś Ofiar Katynia), w pobliżu elektrowni, przy ulicy Podleśnej, Waryńskiego. Właścicielami baraków były przeważnie firmy budowlano-montażowe, które zazwyczaj po ukończeniu zleconych prac, gdy nie było szans na nowe zamówienia, zostawiały budynki, nie troszcząc się o ich los. Zdarzało się więc, że zajmowali je tzw. dzicy lokatorzy, rodziny przybyłe ze wsi. Głód mieszkaniowy mimo wznoszenia nowych domów wciąż nie był zaspokojony. Osiedle przyfabryczne, jakim mimo wszystko była Stalowa Wola, nie nadążało za potrzebami huty. Mieszkań trzeba było więcej nie tylko dla pracowników huty, ale również dla nowo powstających firm, dla nauczycieli, lekarzy, pracowników handlu itd. Jedni lokatorzy wyprowadzali się ze schronów i suszarni blokowych do nowych mieszkań, a drudzy zajmowali opuszczone lokale. Nasilenie budownictwa mieszkaniowego nastąpiło w latach 1950-1953. W 1950 r. wybudowano 182 mieszkania, w następnym już 389, w 1952 Stalowa Wola otrzymała 510 mieszkań, a w rok później 470. Mimo przekazania lokatorom znacznej ilości domów, nie pobito przedwojennego rekordu w ilości oddanych mieszkań w ciągu roku. Tempo budowy, jak na owe czasy, było całkiem szybkie. Prace budowlane wciąż dalekie były od pełnej mechanizacji. Bloki budowano z cegły, którą wnosili na wyższe piętra koźlarze, albo – co było wówczas nowością – podawano do góry przy użyciu specjalnych transporterów rolkowych.
Nowe mieszkania
Pierwsze bloki mieszkalne stanęły na Ozecie, były to domy stalowowolskiej elektrowni, później w 1949 roku zasiedlono dwa trzypiętrowe bloki u zbiegu ulic Waryńskiego (dziś ks. Skoczyńskiego) i 1 Maja (dziś ks. Popiełuszki). W 1950 roku wzniesiono kolonię sześciu domów przy ulicy Waryńskiego, tyleż samo przy Nowotki, domy przy ulicy Wolności i Narutowicza. W rok później rozpoczęto zabudowę ulicy 1 Sierpnia czterema blokami, jeden blok stanął przy ulicy Waryńskiego (ks. Skoczyńskiego). W 1952 roku definitywnie zakończono zabudowę ulicy Waryńskiego (ks. Skoczyńskiego) blokami w pobliżu kortów tenisowych. W tym samym czasie zamieszkali pierwsi lokatorzy przy ulicy Podleśnej. Wzdłuż szosy Rozwadów – Nisko wyrosły cztery bloki, dając początek ulicy Staszica. Oprócz tego do końca 1953 roku nowe domy stanęły przy ulicy Nowotki (dziś Dmowskiego), rozpoczęto zabudowę odcinka ulicy Mickiewicza od stacji kolejowej do Staszica. Wtedy też postawiono ostatnie bloki przy Nowotki, dwa domy u zbiegu ulicy 1 Maja (ks. Popiełuszki) i Wasilewskiej (Ofiar Katynia), stanęły trzy domy przy ulicy Niezłomnych. Huta dostała trzy hotele pracownicze 3-piętrowe, zlokalizowane przy ulicy Wasilewskiej, w pobliżu 1 Maja (ks. Popiełuszki) i Niezłomnych. Trwała jeszcze budowa następnych domów, m.in. przy ulicy Wolności, Staszica, Hutniczej. Różny był standard mieszkań, na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. W nowo wznoszonych domach nie było gazu, niektóre nawet nie posiadały instalacji centralnego ogrzewania. Potem sytuacja się odmieniła: domy były centralnie ogrzewane i miały gaz. Wszystkie budowano z cegły, w części pochodzącej z rozbiórki Wrocławia. Domy nie były wysokie, co najwyżej trzypiętrowe.
Sprawy mieszkaniowe w owym czasie należały do najdrażliwszych. Monopol na przydział miała przez całe lata huta. Pracownicy składali podania do kierownika swego wydziału (tak było nawet po 1953 roku, kiedy administrację osiedla przejęły władze miejskie), ten je opiniował i przekazywał do społecznej komisji działającej przy Radzie Zakładowej. Sprawy mieszkaniowe pochłaniają dużo czasu i są drastycznym punktem, który wywołuje niezadowolenie wśród załogi, a Rada Zakładowa nie jest w stanie pokonać trudności przy nieodpowiednim składzie komisji mieszkaniowej, do której wchodzi większość z dyrekcji i zaledwie jeden członek Rady. W niektórych przypadkach Rada Zakładowa nie jest informowana o przydziale mieszkań, co podrywa jej autorytet wśród załogi – głosiło sprawozdanie Związków Zawodowych Metalowców z 1951 roku.