Burkińczyk Préjuce Nakoulma wystąpił w 17 meczach Stali, nie zdobył ani jednej bramki
5.0 / 5
Stalowa Wola 10 października 2025

Nienawidzę ruskich pierogów

Do końca sezonu 2024/25 barw piłkarskiej Stali Stalowa Wola reprezentowało 45 obcokrajowców. Tak naprawdę było ich więcej, ale tych, którzy znajdowali się w kadrze pierwszej drużyny, lecz nie zagrali ani minuty w lidze, nie braliśmy pod uwagę. Najwięcej było Ukraińców - 17. Najwięcej meczów na szczeblu centralnym zagrał Nigeryjczyk Longinus Uwakwe, a najwięcej bramek dla „Stalówki” zdobył jego rodak Abel Salami.

REKLAMA

Pierwszym straniero w „Stalówce” był w połowie lat 50. ubiegłego wieku Węgier Rudolf Patkolo, choć w momencie, kiedy pojawił się w klubie z Hutniczej, posiadał już polskie obywatelstwo, które otrzymał będąc piłkarzem ŁKS Łódź.
Rudolf Patkoló, wcześniej Rezső Patkoló urodził się 13 października 1922 r. w Budapeszcie. Był wychowankiem Újpestu TS Egylet. W swojej ojczyźnie grał także w Gammie Budapeszt i Újpestcie Budapeszt. W 1943 roku został złapany podczas ulicznej łapanki i wysłany do obozu pracy we Frankfurcie. W pociągu do Niemiec poznał Janinę, która kilka lat później została jego żoną. Po wojnie zamiast na Węgry, pojechał z nią do Łodzi. Po ślubie zmienił imię na Rufolf, a w 1948 roku przyjął polskie obywatelstwo. Rok wcześniej wystąpił dwa razy w reprezentacji Węgier, a w roku 1949 osiadł w Polsce. Został piłkarzem ŁKS, następnie grał w Polonii Bydgoszcz i Wiśle Kraków. W 1949 roku zadebiutował w reprezentacji Polski w wygranym 3:2 towarzyskim spotkaniu z Bułgarią. Z orzełkiem na piersi wystąpił jeszcze dwukrotnie: przeciwko Czechom (0:2) i Rumunom (1:0).
W 1953 roku przeniósł się do Stalowej Woli, z którą związał się do końca życia, z krótką przerwą na grę w Kujawiaku Włocławek - z tego miasta pochodziła jego małżonka.

Wspaniały trener, wychowawca młodzieży, dobry człowiek

Po zakończeniu kariery piłkarskiej „Rudek”, bo tak zwracali się do niego koledzy, zdał egzamin trenerski I stopnia i zajął się szkoleniem młodzieży. Szybko zaskarbił sobie zaufanie i sympatię swoich podopiecznych, dzięki indywidualnemu podejściu, cierpliwości i zaangażowaniu.
Potrafił nie tylko pokazać, co i jak zrobić na boisku, ale przede wszystkim tłumaczył dlaczego – przekazując solidne fundamenty piłkarskiego abecadła. Szczególną wagę przykładał do techniki, ale równie uważnie śledził postępy swoich wychowanków w szkole. Nie wystarczało mu wiedzieć, kto dobrze trenuje i gra. Chciał wiedzieć, kto dobrze się uczy, jak się zachowuje, z czym się zmaga, jakie ma problemy. Znał ich oceny, rozmawiał z nauczycielami, jeździł do szkół, przychodził na wywiadówki. Wszystko zapisywał w notatniku, z którym się nie rozstawał. Dla chłopców był nie tylko trenerem, ale kimś znacznie ważniejszym; mentorem, przewodnikiem, czasem nawet drugim ojcem.
Wychował wiele piłkarskich pokoleń i największą ilość zawodników, którzy po wyjściu z kategorii juniora, odgrywali później kluczowe role w drużynach seniorskich.
W 1984 roku życie Rudolfa Patkolo (na zdjęciu ze swoimi podopiecznymi ze Stali Stalowa Wola) naznaczyła ogromna tragedia. Jego żona odebrała sobie życie, skacząc z trzeciego piętra bloku, w którym mieszkali. Po jej śmierci „Rudek” zupełnie się zagubił. Coraz trudniej było mu radzić sobie z codziennością. Obowiązki zaczęły go przerastać, a on sam stawał się z każdym rokiem coraz bardziej wycofany i zamknięty w sobie.
Zmarł w 1992 roku i został pochowany na Cmentarzu Komunalnym w Stalowej Woli. Choć dzisiaj Rudolf Patkolo nie pojawia się już w codziennych rozmowach kibiców, jego historia wciąż cicho wybrzmiewa w pamięci tych, którzy go znali. Był pionierem, wychowawcą, oddanym trenerem, człowiekiem, który nie tylko uczył futbolu, ale kształtował charaktery młodych ludzi. Zasłużył na więcej niż ciszę i zapomnienie.
Co kilka lat, jak bumerang, powraca temat: czy stadion przy ulicy Hutniczej nie powinien nosić jego imienia?

Reprezentant młodzieżówki ZSRR

Na kolejnego obcokrajowca w barwach Stali trzeba było czekać aż do czasu upadku muru berlińskiego i zmian ustrojowych w Europie.
W roku 1991 z ukraińskiego Szachtiora Donieck sprowadzono Wałerija Hoszhoderię i Vołodymyra Jurczenkę. Rekomendował ich Mychajło Sokołowski, asystent ówczesnego trenera Stali, Józefa Lesia. Po latach opowiadano, że do transferu doszło dzięki dwóm... magnetowidom, z którymi na Ukrainę udał się jeden z działaczy Stali, i to one pomogły uzyskać zgodę włodarzy Szachtiora na wyjazd swoich piłkarzy na... zachód.
Wałerij Anatolijowycz Hoszkoderia miał na koncie 192 mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej Związku Radzieckiego, był reprezentantem młodzieżówki. Z Szachtiorem wygrał Puchar ZSRR i dotarł do ćwierćfinału Pucharu Europejskich Mistrzów Klubowych. Drogę do półfinału zamknęło im FC Porto. Kiedy przychodził do Stali miał 31 lat. Był obrońcą.
Wołodymyr Eduardowycz Jurczenko opuścił swój kraj mając 28 lat. Wcześniej przez pięć sezonów występował na poziomie Pierwajej Ligi ZSRR.
Hoszhoderię kibice Stali polubli od razu. Był typem piłkarza, który nie odstawia nóg, a tacy zawsze mają szacunek.
– Taki był - wspomina trener Sławomir Adamus, który występował w jednej drużynie z tą dwójką Ukraińców. – Twardy, nieustępliwy, nie cofał nogi nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji. Miał serce do gry i taki instynkt obrońcy. Wiedział, gdzie się ustawić, jak przeciąć podanie, jak wyjść z opresji. Dużo widział na boisku. Do tego dysponował dokładnym dalekim podaniem, które potrafiło odmienić obraz gry w jednej chwili. Bardzo dobry piłkarz i fajny człowiek.
Jurczenko był napastnikiem, który nie imponował warunkami fizycznymi, ale nadrabiał wszystko charakterem i boiskowym sprytem. Niski, zwinny, wiecznie w ruchu. Cały czas był „pod grą”. W polu karnym zdawało się, że to piłka szuka jego, a nie odwrotnie. Strzelił kilka ważnych bramek, pokazując, że choć nie był typowym snajperem, potrafił znaleźć się tam, gdzie trzeba. W odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Strzelił dla Stali 10 goli i walenie przyczynił się do awansu do ówczesnej I ligi.
– To byli naprawdę dobrzy piłkarze, dobrze wyszkoleni, a przy tym skromni, uczynni i dobrze wspominam ich pobyt w Stalowej Woli - mówi trener Adamus. – Niedawno dowiedziałem się, że Walery zginął tragicznie w 2013 roku. Był starszy ode mnie o dwa lata.

Pierwszy piłkarz z Afryki

Hoszhoderia i Jurczenko przetarli szlak swoim rodakom. Po ich odejściu, praktycznie co lato lub w trakcie zimowych przerw między rundami, w Stali pojawiali się kolejni Ukraińcy. Nie odgrywali jednak większych ról. Stanowili raczej uzupełnienie kadry. Praktycznie całą dekadę trzeba było czekać na piłkarza zza wschodniej granicy, który był faktycznym wzmocnieniem „Stalówki”.
Andrij Hryszczenko - profesjonalista w każdym calu

Sytuacja zmieniła się w momencie pozyskania napastnika Aluminium Konin, Andrija Hryszczenki. Pech chciał, że trafił na jeden z najsłabszych okresów w historii naszej drużyny. W ofensywie mógł liczyć praktycznie tylko na siebie. Zakończył sezon z dziewięcioma golami na koncie i bardzo dobrym kontraktem z nowym pracodawcą, Górnikiem Łęczna. Stal spadła do III ligi (obecnie II).
– To był czas, kiedy nie wszyscy piłkarze w naszej drużynie ciągnęli wózek w tym samym kierunku. Na pewno do nich nie należał Andrzej, który był znakomitym przykładem profesjonalnego podejścia do swoich obowiązków. On nie ukrywał, że jest w Polsce, żeby zarabiać, ale też na każdym kroku zachowywał się jak zawodowiec. Każdy trener chciałby mieć w swojej drużynie takiego piłkarza - mówi trener Piotr Brzeziński, który pracował wtedy w Stali.
W rundzie wiosennej sezonu 2000/01 partnerem Andrija w ataku był pozyskany w przerwie zimowej, pierwszy w historii Stali czarnoskóry piłkarz, Nigeryjczyk Austin Hamlet. 21-letni napastnik zagrał w 17 meczach, zdobył trzy bramki i po sezonie wrócił tam, gdzie zaczęła się jego piłkarska przygoda w Polsce.
Od lewej: Janusz Nylec, Austin Hamlet i Daniel Purzycki

– W 1996 roku minęliśmy się w Łodzi. Ja odchodziłem do Górnika Łęczna, natomiast Austin podpisywał umowę w ŁKS-em. Po pięciu latach spotkaliśmy się w Stalowej Woli. Zapowiadał się na fest grajka, ale chyba nie końca tak jak chciał odnalazł się w naszej rzeczywistości. Austin wrócił do Nigerii, mieszka w Lagos i do dzisiaj mamy ze sobą kontakt. Czasami dzwonimy do siebie - - mówi Daniel Purzycki, który występował w jednej drużynie z Austinem.

Bende go zjad…

Drugim piłkarzem Czarnego Lądu, który zawarł umowę na grę w „Stalówce” był obywatel Burkina Faso, Prejuce Nakoulma. Pierwszym jego przystankiem w Polsce była Lubycza Królewska, mała wioska pod Tomaszowem Lubelskim. Miejscowa Granica pozyskała jeszcze dwóch innych piłkarzy z byłej Górnej Wolty: Davida Pataki i Davida Ziuna Paku Tshela. Z tej trójki tylko Nakaoulma znalazł uznanie działaczy. Szybko z wioski „wyciągnął” go Hetman Zamość. Stąd trafił do Stali.
– Początki w Polsce były bardzo trudne. Nic nie mam do Lubyczy, ładna wioska, mili ludzie, ale nic mi tam nie smakowało. Myślałem, że z głodu umrę. Po pierwszym tygodniu chciałem wracać do domu. Zmieniło się to po przeprowadzce do Stalowej Woli. Zacząłem poznawać nowe dania i polubiłem strogonowa i zupę fasolową. Inne też są dobre, ale ta najlepsza. Nie mogę się tylko przyzwyczaić do kiełbasy i do pierogów ruskich. Nie ma nic gorszego na świecie jak te pierogi - mówił SZTAFECIE w roku 2007 Prejuce Nakauolma, który nie pasował do koncepcji trenera Władysława Łacha (zastąpił Albina Mikulskiego).
Nowy szkoleniowiec przywiązywał dużą wagę do aspektów taktycznych, wprowadzając szczegółowe założenia dotyczące organizacji gry zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, a w niej „Prezesa” – jak zazywano Nakoulmę – trudno było dostrzec. Burkińczyk zagrał w Stali w 16 meczach ligowych, 1 pucharowym gola ani jednego nie strzelił.„Prezes” piłkarską przygodę w Polsce zakończył w Górniku Zabrze, a ostatnim jego klubem w karierze był francuskie US Orléans 45

Ze Stali trafił do Górnika Łęczna, później zaliczył krótki epizod w Widzewie, z którego przeniósł się do Górnika Zabrze i to był najlepszy dla niego okres w Polsce. Grał na Śląsku przez trzy sezony. W 87 meczach zdobył 24 goli.
28 października 2011 roku Górnik pokonał Jagiellonię 2:0, Nakoulma strzelił gola i został wybrany MVP meczu. A że od 1960 roku Stanisław Sętkowski, kibic Górnika nagradzał po każdym meczu w Zabrzu najlepszego piłkarza swojej drużyny... kogutem, więc okazały samiec kury trafił w ręce „Prezesa”. Zapytany przez dziennikarza Canal+, co z nim zrobi, powiedział „Bende go zjad”. Do dzisiaj filmik z tym nagraniem krąży w Internecie.
W 2014 r. zamienił Polskę na Turcję. Podpisał dwuletni kontrakt z Mersin İdman Yurdu SK, a po jego wypełnieniu został piłkarzem Kayserispor Kulübü Mersin İdman Yurdu, z którym podpisał dwuletni kontrakt. W 2016 r. przeszedł do Kayserisporu. Jego wartość rynkowa wzrosła w tamtym czasie do 2,5 mln euro. Szybkiego napastnika zapragnęło mieć u siebie francuskie FC Nantes. Nakoulma zaliczył udane wejście, szybko stając się ulubieńcem kibiców. Nad Loara spędził 1,5 roku. Wystąpił w 29 meczach, zdobył 9 bramek. Zakończył karierę piłkarską w US Orléans 45, w roku 2020. Miał 33 lata.

No i te Polki... Są piękne!

Nieco dłużej od Prejuce’a Nakoulmy występowali w Stali dwaj inni piłkarze, sprowadzeni do klubu przez trenera Albina Mikulskiego latem 2007 roku. Byli to: pochodzący z Bośni, posiadający także obywatelstwo australijskie, Aldin Hadžić oraz Węgier Gergely Ghéczy.
Bośniak przyjechał do Polski z Węgier, gdzie reprezentował drużynę mistrza tego kraju z sezonu 1999/2000 - Dunaújváros FC, a Węgier z Niemiec, z drużyny 1 FC Pforzheim - mistrza Cesarstwa Niemieckiego w sezonie 1905/06.
Obaj występowali w „Stalówce” w drugiej linii i prezentowali się jako gracze solidni, zdyscyplinowani taktycznie, choć bez większego błysku. Nie stanowili o sile zespołu, ale też trudno było mieć do nich poważniejsze zastrzeżenia. Wypełniali swoje zadania na boisku z należytą starannością, nie wychylając się jednak ponad przeciętny poziom ówczesnej drużyny. Ich obecność w zespole można uznać za bezpieczną, czyli nie psuli gry, ale też jej za bardzo nie wzbogacali. Z perspektywy czasu pozostają postaciami, które nie zapisały się w historii klubu w sposób szczególnie wyrazisty, natomiast zostali dobrze zapamiętani przez kibiców i swoich kolegów z drużyny. Jednym z nich był Tomasz Wietecha.Stal Stalowa Wola 2007 za kadencji trenera Władysława Łacha. Zoltán Gergely Ghéczy - trzeci z prawej, I rząd od góry, Aldin Hadžić - siedzi drugi z lewej

– Obaj byli w porządku. Wnosili do szatni dobrą atmosferę, bo z jednej strony pełen luz, a z drugiej profesjonalne podejście do piłki. Nie przypominam sobie, żeby wyglądali na poważnych, czy zmartwionych. Gergely zaimponował nam tym, że uczył się polskiego. I szybko łapał. Spokojnie można było się z nim dogadać w naszym ojczystym języku. Do dziś utrzymujemy kontakt. Nie wiem, w którym państwie aktualnie przebywa, ale chyba w Australii, choć nie wykluczam, że mogą to być Chiny czy Hongkong - bo to jego rewir po wyjeździe z Polski - mówi były bramkarz, obecnie kierownik drużyny Stali Stalowa Wola.
Węgier mógł się dogadać po polsku, natomiast problemy z tym miał Bośniak. Na szczęście w hotelu „Stal” mieszkał także Marcin Dettlaff, który dobrze posługiwał się angielskim, więc miał z kim pogadać. Dettlaff jednak latem został „odstrzelony” przez trenera i zarząd klubu, i Hadžić został bez tłumacza, ale nie został sam. Bośniacy to otwarty naród, więc pomocnik Stali na brak towarzystwa nie narzekał i nie przeszkadzało mu to, że w większości nie rozumie, o co chodzi ludziom, którymi się otacza.
– Lubię Polaków, bo tak jak my, jak Bośniacy, są gościnni i otwarci na drugiego człowieka. Wasza kuchnia też jest smaczna. No i te Polki. Są piękne! Zdecydowanie ładniejsze od Węgierek - mówił SZTAFECIE Aldin Hadžić po meczu z Lechią Gdańsk, kończącym rundę jesienną sezonu 2007/08.

Ten artykuł, a także kolejne odcinki z serii Obcokrajowcy w Stali Stalowa Wola są dostępne w wersji elektronicznej w naszym Sklepie Internetowym

Oceń artykuł: 
Aktualna ocena:  5.0

Udostępnij artykuł:

Oceń artykuł: 
Aktualna ocena:  5.0

Komentarze

gość
2025-10-12 09:24:01
głupi tytuł

Dodaj komentarz

Wpisz nazwę użytkownika
Wpisz treść wiadomości
REKLAMA
logo logo

Sztafeta w nowej odsłonie – szybkie newsy, lokalne historie i wszystko, czym żyje Stalowa. Zawsze na bieżąco, zawsze po sąsiedzku.

Mieięcznik Sztafeta

Dołącz do stałych czytelników

Kliknij i dowiedz się jak możesz zamówić stałą prenumeratę naszej gazety!

Zamów prenumeratę

Wydawnictwo Sztafeta Sp. z o.o.

Al. Jana Pawła II 25A/1010
37-450 Stalowa Wola

15 810 94 00 (Redakcja)

redakcja@sztafeta.pl

Twój koszyk

{{ formatPrice(item.price) }} zł
Suma: {{cart.total}} {{cart.currency=='PLN'?'zł':''}}
Realizuj zamówienie
Nie masz żadnych produktów w koszyku. Przejdź do sklepu