W sobotę w Nisku bramkarz Stali Łańcut miał... furę szczęścia w pojedynkach z Jakubem Mażyszem (Fot. Mariusz Biel)
Wcześniej jednak najlepszy snajper Sokoła i czołowy strzelec 4 ligi podkarpackiej ubiegłego sezonu nie wykorzystał trzech świetnych okazji podbramkowych. Po meczu nikt o to pretensji do niego nie miał. Taka jest przecież piłka nożna. Nie po każdym uderzeniu futbolówka wpadnie do bramki.
– Pewnie, że żal tych wcześniejszych sytuacji. Przypuszczam, że gdybyśmy prowadzili to, mecz zakończyłby się dla nas korzystnym wynikiem, a tak musimy się zadowolić tylko jednym punktem - mówi Jakub Mażysz. – Pozytyw to, że te sytuacje podbramowe stwarzaliśmy. To dobrze rokuje na kolejne mecze. Uważam, że grając w tym upale, nie musimy się wstydzić swojej gry, ale też trzeba przyznać, że drużyna z Łańcuta zawiesiła wysoko poprzeczkę.
– To prawda. Stal zaskoczyła wszystkich swoją grą i pokazała, że jest bardzo dobrą drużyną, po grze której można było odnieść wrażenie, że ma apetyt na zwycięstwo.
– Spodziewaliśmy się ciężkiej przeprawy. W pierwszej kolejce Stal pokonała faworyzowany przecież JKS i to na pewno nie było dziełem przypadku. Nasza obrona cały czas musiała mieć sie na baczności.
– W dwóch meczach zdobył pan trzy bramki, a jaka liczba usatysfakcjonuje pana na koniec sezonu? Ostatni, przypomnę, zakończył pan z 16 golami na swoim koncie.
– Nie myślę o tym. Naprawdę. To nie ma większego znaczenia, bo liczy się tak naprawdę tylko to, ile Sokół będzie miał punktów, a nie to, ile ja zdobędę bramek.
– Czy pana zdaniem obecna kadra Sokoła jest mocniejsza od tej z ubiegłego sezonu?
– Myślę, że tak, że te letnie transfery wzmocniły naszą kadrę, ale tak naprawdę to dopiero liga zweryfikuje, czy miałem rację czy nie.
Komentarze