Komendant obwodu AK Kazimierz Pilat „Zaremba” został aresztowany 9 marca 1944 r. przed południem. Jeszcze tego samego dnia wieczorem informacja o aresztowaniu komendanta obwodu „Niwa” dotarła do inspektoratu w Tarnobrzegu. Inspektor tarnobrzeski „Boryna” (major Stefan Łuczyński) zadecydował o podjęciu akcji odbicia „Zaremby” i uwięzionych czterdziestu żołnierzy AK.
Początkowo „Boryna” zamierzał podjąć akcję odbicia, wykorzystując własne siły i nawet wydał stosowne rozkazy.
„Świda” dowodzi akcją
W komendzie podokręgu AK w Rzeszowie uznano, że uwolnienie więźniów z siedziby gestapo w Stalowej Woli należy powierzyć oficerowi dywersji podokręgu Zenonowi Sobocie ps. „Świda”, który miał już za sobą udaną akcję opanowania więzienia w Jaśle i wydostania z niego żołnierzy podziemia.
„Świda”, będąc w Mielcu, rozpoczął dowodzenie 10 marca. Wtedy powierzył pełnienie obowiązków komendanta obwodu w Stalowej Woli(do odwołania) „Bystremu” (Ryszard Śliżyński). Ponadto polecił: …postawić natychmiast w stan pogotowia marszowo-bojowego specjalny zespół bojowy w składzie: „Kret” (Stanisław Bełżyński, wówczas zastępca oficera dywersji obwodu Nisko – przyp. autora) + 12 członków zespołu i zaopatrzyć w najlepszą broń krótką i maszynową oraz granaty. Wydania broni zażądać od dowódców placówek terenowych (…).
Zawezwał do siebie do pomocy oficera dywersji obwodu niżańskiego „Wójta” (Stanisław Sołtys). Zarządził, aby: przy czynnym współudziale Bystrego i of. informacji obwodu (Marian Dziubiński „Wilczur” – przyp. autora), szczegółowe rozpoznanie w kierunku: a) miejsca, w którym osadzeni są aresztowani ostatnio żołnierze Niwy, b) rodzaju osłony nieprzyjaciela nad przejściowym więzieniem, w którym przebywają aresztowani, c) sposobu nawiązania bezpośredniej łączności z Zarembą lub innymi z aresztowanych żołnierzy. Rozkazał przygotowanie kwatery dla dowództwa akcji w Rozwadowie i dodatkowo rezerwową w Nisku. Ponadto w rejonie Niska przewidzieć punkty, na których odbyłaby się koncentracja 5 oddziałów bojowych w sile 1 + 12 każdy.
Zenon Sobota zwrócił się również do komendy Podokręgu w Rzeszowie, aby: z uwagi na duże prawdopodobieństwo, że aresztowani żołnierze Niwy przewiezieni zostaną w najbliższych dniach, a może nawet godzinach do miasta Rozbratla (Rzeszów – przyp. autora) lub miasta Jesiotra (Jarosław – przyp. autora), aby stosowne inspektoraty przeprowadziły rozpoznanie czy do tamtejszych więzień nie przywieziono żołnierzy ze Stalowej Woli.
Gdyby tak się stało, wówczas „Świda” miał przeprowadzić akcję uwolnienia w którejś z tych miejscowości, z pomocą zespołów bojowych inspektoratu przemyskiego, względnie rzeszowskiego.
„Świda” wysłał rozkazy do dowódcy „Jędrusiów”, wtedy już scalonych z AK, „Sowy” (Józef Wiącek) i „Fuksa” (Stefan Rudnicki vel Mirski – komendant obw. Tarnobrzeg „Twaróg”), aby skompletowali oddziały 1 + 12 i zajęli rejon wyczekiwania na wschodniej granicy obwodu tarnobrzeskiego. Zarządził pogotowie bojowe dla oddziału AK „Tygrysa” (Mikołaj Turczyn) działającego na Zasaniu w obwodzie tarnobrzeskim. 11 marca „Świda” znalazł się w Rozwadowie, niedaleko miejsca, gdzie przed kilkoma zaledwie dniami, w czasie przeprowadzanej inspekcji obwodu Nisko pod względem dywersji, rozmawiał z komendantem „Zarembą”, właśnie na temat reorganizacji dywersji w „Niwie”. Zmobilizował wszystkie sąsiednie placówki, zwłaszcza pion dywersji. W akcji, która uzyskała kryptonim „31” mieli wziąć udział żołnierze z obwodu tarnobrzeskiego i niżańskiego, „Świda” sprowadził także swoich ludzi z Kedywu rzeszowskiego.
Przygotowania
Do akcji miały wejść oddział dywersyjny „Lwa” (Henryk Paterek), oddział partyzancki „Stalina” (Jan Orzeł – wtedy jeszcze nie nosił pseudonimu „Kmicic”), a dodatkowo jeszcze żołnierze AK z Pysznicy, Jastkowic, Rudnika, Niska, Rozwadowa.
Do Stalowej Woli i Rozwadowa zjechało kilkudziesięciu bojowców z Rzeszowa, Mielca, Tarnobrzega, Rudnika, a nawet Krakowa. Na dworcu „odbierały” ich siostry Zofia i Krystyna Skowronówny, pełniące role łączniczek.
Kłopotliwe stało się rozlokowanie przybyszów. Niektórych zakwaterowano w bazie Kedywu na „Górce” w Rozwadowie, dwudziestu w klasztorze kapucynów, innych w domach prywatnych w Rozwadowie, Stalowej Woli, Pławie, Charzewicach. Zgromadzono broń i materiały wybuchowe. Dni upływały w oczekiwaniu. 15 marca o godzinie 15.00 „Świda” raportował do komendy Podokręgu o stanie przygotowań do przeprowadzenia akcji. Początek akcji zapowiadał na 16 marca o godzinie 21.30. Wcześniej w Stalowej Woli zostanie włączony alarm lotniczy, przerwana łączność telefoniczna i telegraficzna. Akcje miały rozpocząć detonacje w kilku punktach Stalowej Woli.
Natarcie na budynek gestapo miał osobiście poprowadzić „Świda”. Donosił do podokręgu: Dla zabezpieczenia się przed natarciem ze strony Wehrmachtu rozmieszczonego w budynku gimnazjum, specjalny zespół bojowy w składzie 1 + 16 ostrzela ten budynek z 3 rkm w wypadku próby wyjścia Wehrmachtu z pomocą gestapo. W czasie akcji tankietki Wehrmachtu zostaną zniszczone butelkami zapalającymi. W rejonie Stalowej Woli miały funkcjonować specjalne grupy, który miały uniemożliwić przyjście z pomocą zaatakowanym Niemcom
Zezwolenie na przeprowadzenie akcji miał wydać okręg AK w Krakowie. Decyzja miała nadejść, jak postulował „Świda”: w formie depeszy dringend lub Blitz…
Czwartek 16 marca był chłodny, z rana niewielki mróz. Więźniowie znajdowali się wciąż w areszcie gestapo, ponieważ przyjęto dla nich obiady i polecono rodzinom przygotować na jutro brzytwy do golenia. „Kret” donosił „Świdzie”, że żadnych ruchów wojska i żandarmerii nie stwierdzono, a więc Niemcy nie spodziewają się uderzenia. Ale tego dnia na odprawie dowódców grup odwołano akcję, przesuwając jej rozpoczęcie na piątek.
Piątek, 17 marca. Grupy bojowe wychodzą o zmierzchu na stanowiska. Obsadzono drogę – Rozwadów – Stalowa Wola, blokując ją na wypadek odsieczy dla gestapo. To samo uczynili partyzanci zza Sanu z szosą na odcinku Nisko – Stalowa Wola. Drogę od Niska zatarasowano maszynami rolniczymi. Obsadzono rejon przeprawy przez San grup bojowych i uwolnionych więźniów, zorganizowano kwatery w Jastkowicach dla rannych, wyszukano przewodników, którzy mieli przeprowadzić odbitych akowców w rejon działania oddziału „Stalina” (Jan Orzeł). Żołnierze z Zasania zajęli stanowiska w Pławie, pojawiła się grupa „Tygrysa” (Mikołaj Turczyn), aby wspólnie z „Dzięciołem” (Józef Fedorowski) i patrolami „Stalina” strzec przeprawy na Księżym Kolanie. Przygotowano się do zerwania łączności telefonicznej i telegraficznej ze Stalową Wolą. Porozdzielano ludzi na grupy uderzeniowe.
Pierwsza, po wysadzeniu drzwi wejściowych, miała wejść do akcji grupa dowodzona przez „Kreta” (Stanisław Bełżyński), do której na ochotnika zgłosili się „Mały” (Zygmunt Kajzer), „Kot” (NN), „Ostoja” (Zbigniew Pilawski), „Groźny” (Feliks Ambrozik). Po opanowaniu budynku gestapo, trójka żołnierzy dowodzona przez „Wójta” (Stanisław Sołtys) miała uwolnić więźniów. W pobliżu zabudowań Steców, tuż przy kościele św. Floriana, ustawiono karabin maszynowy, który miał osłaniać wycofujących się żołnierzy po odbiciu więźniów. Tam też wystawiono odwody dla przewiezienia ewentualnych rannych. Patrole akowskie obstawiły całą dzielnicę niemiecką, grupa bojowa zajęła stanowiska w pobliżu budynku gimnazjum, gdzie stacjonowała kompania Wehrmachtu.
Wieczorem zaczął padać śnieg. Nie rozległy się jednak wybuchy ani syrena alarmowa z Zakładów ogłaszająca alarm lotniczy. Padł rozkaz wycofania żołnierzy ze stanowisk. Łącznicy zawiadamiali grupy szturmowe oczekujące na rozpoczęcie akcji. „Świda” przesunął akcję na drugi dzień, żołnierze niezadowoleni opuszczali stanowiska. Sprawozdanie placówki „Wilcze Łyko” (Rozwadów) mówi, że: ze względu na ostre pogotowie zarządzone przez wroga terminy wykonania akcji przesuwa się na dzień następny.
Taką samą przyczynę odwołania akcji podał „Stalin” (Jan Orzeł). Szeregowym żołnierzom oświadczono, że Niemcy coś zwąchali i wyszli z wojskiem w teren.
Odwołanie akcji
18 marca, w sobotę, znów pełna mobilizacja, wszyscy na stanowiskach. „Świda” wyjechał do Krakowa, wezwany do natychmiastowego stawienia się w komendzie Okręgu. Tu zlecono mu odbicie z więzienia przy ulicy Czarnieckiego akowca Władysława Banasia, który przesłał gryps powiadamiający zwierzchników, że dłużej nie wytrzyma zadawanych tortur i może zacząć „sypać”.
Przed rozpoczęciem akcji w Rozwadowie odbyła się odprawa, na której inspektor tarnobrzeski AK „Boryna” (Stefan Łuczyński) zakomunikował, że Kazimierz Pilat nie żyje. Richard Herbold, niemiecki lekarz, w prywatnej rozmowie przekazał tę informację dr Henrykowi Trojanowskiemu. Łącznicy znów udali się w teren zawiadamiać, że osiemnastego również nie dojdzie do akcji, z tak dużym nakładem starań i sił przygotowanej. Niektóre grupy nie chciały z początku podporządkować się decyzji dowódcy akcji. Zniechęcenie było powszechne, lecz rozkaz był jednoznaczny i wszyscy opuścili stanowiska.
W Stalowej Woli pozostał „Wójt” z grupą jedenastu członków Kedywu, z zadaniem zleconym przez „Świdę” – odbicia więźniów w czasie transportu. Oddział oczekiwał na taką okazję do 23 marca, bez skutku. Uczestnik nieudanej akcji Stanisław Dąbrowa-Kostka po latach wspominał: „Świda” został odwołany do Krakowa, właśnie ze Stalowej Woli. Miał tam zorganizować odbicie Władysława Banasia z więzienia przy ulicy Czarnieckiego. Był to rozkaz „Lutego”, komendanta Okręgu krakowskiego AK. Dla „Świdy” była to okazja do wybicia się. Akcja na małe więzienie przy Czarnieckiego w Krakowie była według „Świdy” prostym zadaniem. Do Stalowej Woli „Świda” wysłał rozkaz polecający odbicie więźniów w Stalowej Woli w czasie transportu, co było niemożliwe, jako że nie wiadomo kiedy i jaką drogą będą Niemcy wieźć wszystkich uwięzionych. Czekaliśmy w Stalowej Woli na rozpoczęcie akcji. Kwaterowaliśmy w klasztorze. Było nas około dwudziestu, nie wychodziliśmy z cel, dwaj braciszkowie, kapucyni, donosili nam jedzenie. W klasztorze tkwiliśmy kilka dni, a potem rozjechaliśmy się, nie wypełniając zadania.
Jaka była prawdziwa przyczyna przerwania akcji, dziś trudno dociec. W cytowanym wcześniej sprawozdaniu placówki „Wilcze Łyko” znajduje się stwierdzenie, że: ze względu na ostre pogotowie i wymarsz piechoty wroga na ćwiczenia nocne, akcja (mowa o 18 marca – przyp. autora) została przerwana.
Być może, iż przy podejmowaniu decyzji o wycofaniu się z zamiaru odbicia więźniów uznano za zbyt ryzykowne podjęcie akcji. Może też przeważyła informacja o śmierci Pilata. Jan Orzeł „Kmicic” stwierdził: Byliśmy po prostu za słabo uzbrojeni, starcie mogło nas kosztować zbyt wiele ofiar, a ponadto ludność byłaby narażona na represje.
A może po prostu na adres: Sarnowska, Rozwadów, Rynek 54/1 nie przysłano depeszy dringend ani Blitz podpisanej przez Wacława o treści: „Przyjadę w sobotę pośpiesznym”, co miało oznaczać zgodę „Godła” (Krakowa) na przeprowadzenie akcji.
Po kilku dniach przesłuchań w siedzibie gestapo Pilat już nie żył. Na zawiadomieniu z 1947 r. o mszy za duszę K. Pilata jego współtowarzysze walki napisali, że zginął 14, a żona „Zaremby”, zabiegająca o jego uwolnienie twierdziła, że 17 lub 18 marca 1944 r. Gdzie znajdują się jego szczątki, nikt nie wie. Przypuszczenia mówią o pochowaniu go w lesie obok dzisiejszej ulicy ks. Skoczyńskiego.
27 marca 1944 roku rozplakatowano niemieckie obwieszczenie z wykazem osób skazanych na śmierć. Czytali je również mieszkańcy Stalowej Woli. Na owym ogłoszeniu znalazły się dwadzieścia cztery nazwiska akowców ze Stalowej Woli. Wszystkich skazano na śmierć „za należenie do nielegalnej organizacji”. Rozstrzelano ich 5 kwietnia 1944 roku. Zginęli wtedy: Augustyn Karbarz, Wacław Grzędziński, Czesław Juda, Stanisław Jarawka, Mieczysław Serwatka, Lucjan Barglik, Władysław Gruca, Jan Jankowski, Piotr Wojtasik, Julian Darmas, Jan Sadurski, Zenon Kołodziejczyk, Zygmunt Stręciwilk, Rudolf Bisztyga, Bronisław Danielewicz, Mieczysław Latosiński, Aleksander Smalec, Czesław Łukasik, Kazimierz Stendiuch, Wiktor Łukasiewicz, Stanisław Bajak, Jan Jaśkiewicz, Tadeusz Przybyłek, Bolesław Kowalski.
Pilatową z synem, w obawie przed aresztowaniem albo zsyłką do obozu, ukrywano w domu Rudolfa Golika w Charzewicach. Później Golik zorganizował przerzut Pilatowej z trzyletnim synem do Zakopanego.