– Poprzedni tomik zatytułował pan „Spojrzenie w życie”, ten „Głębsze spojrzenie” – widać, że bacznie się pan przygląda, ale właściwie czemu, co tak skupia pana uwagę?
– Cały czas ten sam temat – życie. Życie i człowiek, to są dwa pojęcia, które do tej pory nie są zdefiniowane ani przez naukę, ani filozofię. Są to tematy tajemnicze, a na tyle istotne, że decydują o całym naszym życiu, o postawie, o aksjologii, o zachowaniach interpersonalnych, o relacjach. To wszystko bazuje na wartościach. Jak zdefiniujemy życie, tak później będziemy traktować życie swoje i innych.
– Bazuje pan na własnych doświadczeniach?
– Historia, filozofia, antropologia to były dziedziny z którymi spotkałem się i na studiach, i pogłębiałem sobie wiedzę poprzez różne publikacje.
Miałem to szczęście, że podczas studiów na KUL-u spotkałem ojca Mieczysława Krąpca, który bardzo głęboko wchodził w zagadnienia antropologii człowieka. Miałem też szczęście studiować, kiedy na KUL działał człowiek, który stworzył nową naukę – bioelektronikę – ks. Włodzimierz Sedlak. To on napisał książkę „Życie jest światłem”, ona mnie zainspirowała.
– Zaraz w pierwszym wierszu pisze pan „o ciasnej obroży”, co wzbudza w panu takie uczucie?
– Uważam, że jeśli nie będziemy transcendować poza to co widzimy zmysłami, to będziemy żyć w ułudzie. Życie nie sprowadza się do poznania zmysłowego, człowiek jest czymś więcej, ma zdolność przekraczania transcendencji, zdolność do myślenia abstrakcyjnego. My, nie musimy bazować tylko na tym, co nam zmysły dostarczają. Mamy jeszcze rozum.
– Możemy więc konfrontować jedno z drugim.
– Dokładnie. I możemy tworzyć wręcz rzeczywistości, które są spójnie logiczne. Mamy przykład Lema. Wszytko co napisał logicznie jest spójne, aczkolwiek nie ma odniesienia do rzeczywistości.
– Od publikacji poprzedniego tomiku minęło 16 lat, pisał pan w tym czasie?
– Cały czas pisałem. Znalazłem sobie taka formułę edycji chałupniczej. Praktycznie każdy egzemplarz był inny, to było na zasadzie drukowania i bindowania.
– To były naprawdę autorskie wydania.
– Tak, produkowałem je sam, od początku do końca. Prawie każdy tomik jest inny. W „Głębszym spojrzeniu” jest wybór wierszy z różnego okresu, natomiast mam ich jeszcze sporo i one czekają.
– We wstępie do książki, a także w części z prozą, pisze pan, o wadze słów, o tym że chciałby przywrócić słowom ich właściwe znaczenie, co konkretnie pan ma na myśli?
– Można do tego podejść z dwóch stron. Sofiści, którzy manipulowali słowem w greckich polis mieli tą świadomość, że okłamują, żeby ludzie odpowiednio zagłosowali. Później wszedł relatywizm. Sceptycy byli chyba pierwszymi, którzy uwierzyli, że na pewno nie ma nic pewnego. Sami sobie zaprzeczając już w to wierzyli. A teraz dochodzimy do sytuacji, że manipulacja to jest pewna socjotechnika, bo państwa się mienią demokratyczne, a nimi nie są. Jest więc to świadome manipulowanie ludźmi. Ich odbiorcy są podzieleni na dwie grupy: jedni wiedzą, że są manipulowani…
– …i się z tym godzą…
– …ale jest bardzo duża grupa ludzi, która wierzy w manipulację. Zazwyczaj to młodzi ludzie, którym się robi wielką krzywdę przez to, że te techniki się stosuje.
– Myśli pan, że to świadome działania?
– Mało tego, że świadomie, to jeszcze w układzie globalnym. To nie tylko w jednym państwie jest jakaś grupa manipulująca, to jest działanie międzynarodowe.
I to jest jeden aspekt słowa, ale jest drugi, głębszy. Dlatego ja sięgnąłem po inwokację, w której św. Jan pisze „Na początku było Słowo, a Słowo było od Boga i Bogiem było Słowo i przez nie wszystko się stało co się stało”. I tutaj dochodzimy do Sedlaka (duchowny, uczony, twórca polskiej szkoły bioelektroniki, elektromagnetycznej teorii życia oraz pojęcia wszechpróżni – red.). To, co my oglądamy tutaj, co nas otacza, to jest tylko możliwość odbierania bodźców przez zdolności percepcyjne organizmu, które posiadamy. My wiemy, że ten stan skupienia materii, a ja nawet mówię: energii, odbieramy jako ciało stałe. Ale przecież wiemy, że to jest zbudowane z atomów, atomy z elektronów i tak dalej.
– I wszystkie cząsteczki są w ciągłym ruchu.
– Mikrokosmos jest mniej poznany niż makrokosmos. Jeżeli my odbieramy na poziomie naszych możliwości, że coś jest ciałem stałym, to nie jest to odzwierciedlenie faktyczne rzeczywistości. Naukowo jest udowodnione, że mikrokosmos to stan skupienia energii, więc tu samo nasuwa się pytanie: co porządkuje tę energię? Na poziomie człowieka mamy genialny kod DNA. Jeśli ktoś mówi, że ślepa materia wyprodukowała coś, co nie ma nic wspólnego z materią, to ja mu gratuluję rozumu. To samo dotyczy pozostałej otaczającej nas rzeczywistości. Więc jeżeli słowo uznamy za przejaw świadomy, emanację bytu osobowego, to musimy uznać, że cała otaczająca nas rzeczywistość jest zbudowana racjonalnie. Życie jest emanacją bytu osobowego uporządkowaną logicznie.
Tu dochodzimy do sedna. Nasze postrzeganie, nasze bytowanie, jako bytu osobowego, sprowadza się do relacji. Jak się przyjmie odpowiednią aksjologię, że istnieje byt – bo musi takowy istnieć, który daje początek wszelkiemu istnieniu, inaczej to zapędzimy się w abstrakcję – to musimy uznać, że ten byt jest racjonalny, który stwarzając rzeczywistość nie stworzył jej po to żeby ją gnębić, tylko żeby ją kochać.
– A pomijając tę filozoficzną i religijną głębię, w takim codziennym życiu, uważa pan, że właściwie używamy słów?
– Teraz jest świadomie przeprowadzany proces zmiany znaczenia poszczególnych słów. Czyli słowom przypisuje się desygnaty, które są im przeciwne. To jest na pomieszanie dobrego i złego.
– W swoich tekstach nie ukrywa pan, że jest wierzący. We fraszce „Religia” napisał pan wprost: „Wszystko tłumaczy/ I chroni od rozpaczy”.
– I to nie jest tylko moje zdanie. Weźmy dwóch najsłynniejszych psychoanalityków Freuda i Junga. Pierwszy z nich nie miał odwagi się przyznać, ale Jung na łożu śmierci się wyznał, że miał w życiu kilka całkowitych trwałych wyleczeń, które nie były skutkiem terapii, tylko powrotu tych ludzi do korzeni, do wiary.
Problem wiary to najlepiej definiuje Jan Paweł II. Gdy pojechał na spotkanie z ateistami, spóźnił się. Pełna sala, on wchodzi spóźniony i mówi: Cieszę się, że widzę was tylu niewierzących, ja też jestem niewierzący. Konsternacja, a on dodaje: Ja nie wierzę, że wy nie wierzycie.
Każdy człowiek w coś wierzy, przyjmuje coś na wiarę, albo tezy naukowe, albo to co zostało objawione. Zanim ja doszedłem do tego żeby zaakceptować własną wiarę, w której się urodziłem, to zadałem sobie ten trud, że poznałem prawie wszystkie religie.
– Praktykował pan, czy to była tylko teoria?
– Oceniałem je intelektualnie. Chodziło mi o zwartość logiczną i konsekwencję. Z punktu widzenia oceny racjonalnej, po prostu nie znalazłem innej, oprócz wiary katolickiej, która by się tłumaczyła i obroniła.
Jest taka dziedzina nauki jak apologetyka, która odnosi się do wszystkich zastrzeżeń zarówno co do spójności wewnętrznej doktryny, jak i do zarzutów zewnętrznych. Miałem szczęście chodzić na wykłady do profesora Nagyego – przyjaciela naszego papieża, aczkolwiek nie zawsze się zgadzali – rewelacyjna postać jeśli chodzi o racjonalne podejście do tego co zostało objawione i niesprzeczności z nauką, bo często jest podnoszone, że religia kłóci się z nauką. Religia nie kłóci się z nauką.
– Jaki przekaz płynie do odbiorcy z tego tomiku?
– Zaznaczyłem to we wstępie: niech ludzie zaczną, przynajmniej trochę, bardziej szanować słowa, jako nośnik przekazu i jako to co buduje relacje. Słowa nic nie zastąpi. Jeżeli nie będziemy szanować słowa, nie będziemy dbali żeby ono było prawdziwe, a nie tylko służyło manipulacji ludźmi, nigdy nie zbudujemy dobrych relacji. Jeśli choć jedna osoba po przeczytaniu zastanowi się i powie jakieś dobre i prawdziwe słowo drugiej osobie, to ja już jestem zadowolony.
Rozmawiała Lilla Witkowska