Nadsańska wieś Zarzecze k. Niska w okresie międzywojennym odwiedzana była przez wielu luminarzy nauki, artystów, polityków. Działo się to za sprawą Stanisława Jerzego Hofmokla i jego żony Romany, ostatnich właścicieli tamtejszego majątku ziemskiego. Wśród okolicznego ziemiaństwa wyróżniali się aktywnością społeczną oraz ambicjami utworzenia w tej okolicy prężnego ośrodka kulturalnego.
Stanisław Jerzy Hofmokl był rodowitym lwowiakiem. We Lwowie poznał też swoją przyszłą żonę Romanę Zaleską, z którą zawarł związek małżeński w 1896 roku. Po sprzedaniu rodzinnego majątku żony znajdującego się w Łohodowej koło Lwowa kupili od Klemensa Kostheima w 1908 roku majątek w Zarzeczu, w tym dwór, lasy, pola uprawne i folwark na Klemensówce. Z czasem Zarzecze k. Niska zaczęło być lokalnym ośrodkiem życia kulturalnego i towarzyskiego. Stało się to za sprawą nowych właścicieli, których przez wiele lat odwiedzali przyjaciele i znajomi z kręgów artystycznych Lwowa. Dwór Hofmoklów był miejscem inspiracji twórczych artystów różnych profesji. Bywali tu: malarz Zefiryn Alojzy Ćwikliński, scenograf i rysownik Józef Maciej Wodyński, rzeźbiarz Henryk Kunzek. Do Zarzecza przyjeżdżali też: poetka Bronisława Ostrowska, jej mąż – rzeźbiarz Stanisław Kazimierz Ostrowski oraz ich córka – malarka i literatka Halina Ostrowska-Grabska, których łączyły koligacje rodzinne ze Stanisławem Hofmoklem (był ciotecznym bratem Stanisława K. Ostrowskiego).
Dziś z tamtych czasów pozostało niewiele upamiętnień. Najcenniejszymi są wiersze o Zarzeczu autorstwa cenionej dziś poetki Bronisławy Ostrowskiej, wspomnienia Haliny Ostrowskiej-Grabskiej zawarte w książce „Bric à brac”, a także jedyny zachowany obraz autorstwa Zefiryna Ćwikowskiego przedstawiający zarzecką zabytkową kapliczkę.
Halina Ostrowska-Grabska w książce „Bric à brac” wydanej przez Państwowy Instytut Wydawniczy w 1978 roku, z rozrzewnieniem wspomina przyjazdy do Zarzecza koło Niska. W rozdziale pt. „Suita zarzecka” szczególnie dużo miejsca poświęca starej kapliczce, którą darzyła ogromnym sentymentem. Czytamy tam: Poczta przy drodze z Niska do Ulanowa bliższa była dworu niż folwarku. Urzędująca w niej młoda, życzliwa córka poczmistrza, panna Feretówna, miała już list odłożony na wypadek, gdy przybiegnę przed oddaniem posłańcowi dworskiej poczty – a zdarzało się to często. Brałam wtedy list i biegłam do pustej kapliczki modrzewiowej, stareńkiej, wewnątrz błyszczącej jak pawie pióro barwami polichromii. W tej pachnącej przegrzanym drzewem pustej kapliczce czytałam kolejny list „wujcia” Kunia (Kunzeka – przyp. red.) czy dra Stacha Walewskiego, nie troszcząc się o kapiące łzy czy niewstrzymywany szloch. A potem, błogosławiona widać i pocieszona przez naiwnie malowaną Świętą Trójcę na plafonie, szłam spokojniejsza drogą zawsze szumiących olbrzymich srebrnych topoli do dworu, już przed obiadem – gdzie z konsternacją mówiono mi, że listów dziś do mnie nie ma.(…) Przedtem jeszcze przyjeżdżał na długie staże pejzażysta Zefir Ćwikliński, malarz pejzażu tatrzańskiego, którego urzekły drzewa, prześwity leśne i horyzonty zarzeckie. Uczyła się u niego bardzo uzdolniona do malarstwa moja kuzynka Janka. Ćwikliński parokrotnie malował ulubioną moją starą kapliczkę zarzecką i całe serie kwitnących tarnin i sadów.(…) Oto jeden z krótkich motywów symfonii zarzeckiej. Niech będzie do niego akompaniamentem żałosna historia kapliczki, tej kapliczki na rozstaju, do której biegałam na czytanie listów. Była z drzewa tej leśnej krainy, świerku, jodły, sosny czy modrzewia, myślę, że z początku XVIII wieku, formy architektury drewnianej powtarzają się jednak – trudno mi więc było to ściśle osądzić. Śliczna w proporcji, z wysokim dachem schodzącym nisko, z dzwonniczką, kryta oczywiście gontem, szaro-zielona. Ale po otwarciu drzwi olśniewała wnętrzem jak klejnot czy pawie pióro: polichromią dworsko-ludową. Plafon – Trójca Święta, blaknąca, wsysana przez drewno – to wcześniejsze naiwne malarstwo, a ściany, na wysokości powyżej metra, okolone były biegnącym wokoło szlakiem ornamentu niemalże klasycystycznym – może tu błądzę, bo motywy analogiczne spotyka się i na pasach słuckich, i w malarstwie ludowym: wazony z kwiatami skomponowane w prostokącie, przedzielone rozetami również zamkniętymi w prostokąt. Niżej do dołu biegła śliczna w kolorze imitacja marmuru – w dużej mierze przykryta ławkami i oparciami. Całe to malarstwo było na papierze, którym oklejona była cała kapliczka, podobnie jak w ulanowskim kościele „flisackim”, gdzie nawet łatwo ustalić datę polichromii, gdyż na odwrocie papier był zadrukowany gotykiem, może z jakichś gazet czy okólników. Zrobiłam kopię – dokumentację całej dekoracji wnętrza w kolorze. Wynotowałam mniej więcej wymiary. Odrysowałam śliczne, błękitnawe dzbanuszki – urny, z barwnymi tulipanami- lelujkami, zwisającymi wdzięcznie łodyżkami w dół do wypełnienia prostokąta. Dzielące je rozetki były chyba monochromiczne, rdzawo karminowe, harmonizujące z marmurkiem dolnej partii. Na opuszczonym pustym ołtarzu stała oparta kołtryna (odbitka z drzeworytniczego klocka na tkaninie lub papierze – przyp. red.) z tekstem ostatniej Ewangelii – drzeworyt stary, rzezany w miękkim drzewie z późnogotyckim liternictwem, pokryty szkłem podmalowanym od spodu zielenią, pęknięty, w czarnej ramce prymitywnie sklejonej. Zabrałam ten zetlały relikt, żeby go zakonserwować. (…) Zabiegałam również o zaliczenie kapliczki do chronionych zabytków. I stale, przez długie lata – już oddalona od Zarzecza, kołatałam i u tubylców, i u „zabytkowców” o opiekę nad nią. I oto, co się stało: kościół racławicki, parafialny, po drugiej stronie Sanu, nie wystarczał, potrzeba było kościoła po tej stronie rzeki. Kapliczka była zabytkową miniaturką. Istniał zaś w Jeżowie (Jeżowem – przyp. red.) stary kościół modrzewiowy, cenny, uznany za zabytek architektury drewnianej z dachem sięgającej ziemi. Stał na uboczu mało lub wcale nie uczęszczany. Postanowiono „przenieść” kościół z Jeżowa na miejsce kapliczki, a ją gdzie indziej. Tak zginęły dwa wyjątkowej piękności zabytki architektury drewnianej, gdyż de facto przeniesiono budulec, stare drewno, które zużyto istotnie na budowę zarzeckiego kościoła – bezstylowego, niezdarnego drewnianego budynku. Kapliczka zaś – raczej jej wrak, sklecony z prześwitujących czarnych desek, bez fundamentów, bez śladów polichromii, postawiony na czterech kamieniach, straszy na zarzeckim cmentarzu – czekając aż go rozsypie silniejsza jakaś burza.
Pisząc o dworze w Zarzeczu należy też wspomnieć, że Stanisław i Romana Hofmoklowie mieli jedną córkę Janinę, która wyszła za mąż za dyplomatę Tadeusza Woytkowskiego, syna Jana i Heleny z Muszyńskich. Po kilku latach udanego małżeństwa Janina zmarła przedwcześnie w 1923 roku. Pochowano ją zgodnie z życzeniem w Zarzeczu na wzgórzu dworskiego ogrodu, gdzie dotąd jej grób się zachował.
Osierociła sześcioletnią córkę Salomeę, którą starannie wychowywali dziadkowie. Jej pierwszą nauczycielką była znana społeczniczka Waleria Mirecka z Racławic. W 1935 roku Salomea poślubiła hrabiego Alfreda Wielopolskiego, późniejszego szefa kancelarii prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Młoda para osiedliła się w Zarzeczu na folwarku Klenensówka.
W czasie drugiej wojny światowej dwór Hofmoklów i Wielopolskich stał się azylem dla wielu uchodźców i osób poszukiwanych przez hitlerowców. Znaleźli tam schronienie między innymi: profesor Józef Kostrzewski z Poznania, który pisał w tym czasie „Pradzieje Polski”, Jerzy Sawicki – profesor prawa karnego na Uniwersytecie Warszawskim, po wojnie delegat Polski na procesie norymberskim, dr Stefania Łobaczewska – znawca dziejów rozwoju muzyki, jedna z najwybitniejszych muzykologów polskich, Edward Bertold – działacz ludowy, minister rolnictwa i reform rolnych w rządzie lubelskim powołanym przez PKWN.
Stanisław Jerzy Hofmokl zginął tragiczne podczas nocnego rabowania dworu 24 marca 1943 roku. Strzałem z pistoletu śmiertelnie go zranił Antoni Paleń pseudonim „Jastrząb”, bohater komunistycznego panteonu. Nad ranem, wyspowiadany w ostatniej chwili przez księdza Zmarzłego z Racławic, zmarł 74-letni mecenas, dziedzic z Zarzecza.
Dziś mieszkańcy doceniają zasługi Stanisława Jerzego Hofmokla, jakie poczynił dla wsi i jej społeczności. Nie zapomniano również o jego grobie, na którym dzięki Towarzystwu Przyjaciół Zarzecza k. Niska oraz wsparciu finansowym prawnuków dziedzica postawiono nowy nagrobek. Również cmentarna kapliczka została wyremontowana, i chociaż w żaden sposób nie przypomina tej dawnej, nie grozi jej że rozsypie ją jakaś większa burza.
Janusz Ogiński