Złamanie dobrych obyczajów i próba nienawistnego dyktatu koalicyjnej większości, próba upokorzenia największego klubu poselskiego w Sejmie – to główne zarzuty dwójki parlamentarzystów ze Stalowej Woli: senator Janiny Sagatowskiej i posła Rafała Webera (oboje PiS) oraz pochodzącego z Niska posła Marcina Warchoła (Suwerenna Polska) pod adresem nowej sejmowej większości, która nie zgodziła się na wicemarszałka Sejmu wysuniętego przez PiS. Podobnie było w Senacie.
13 listopada odbyły się inauguracyjne posiedzenia Sejmu X kadencji i Senatu XI kadencji (różnica w numeracji wynika z tego, że historyczne wybory w 1989 r. do Senatu były już w pełni demokratyczne).
Parlamentarny rozkład sił
Najwięcej poselskich mandatów ma obecnie klub PiS – 194, ale większość w Sejmie ma koalicja trzech sił: Koalicji Obywatelskiej (sojusz PO i trzech mniejszych ugrupowań) – 157 mandatów, Trzeciej Drogi (sojusz PSL i Polski 2050) – 65 mandatów i Nowej Lewicy – 26 mandatów. Razem ugrupowania te mając więc w Sejmie wyraźną większość – 248 mandatów.
Z kolei w 100-osobowym Senacie zdecydowaną większość ma tzw. Pakt Senacki, czyli sojusz KO, Trzeciej Drogi, Nowej Lewicy i senatorów niezależnych. Ma on 66 mandatów, a pozostałe 34 przypadły PiS.
Dla Rafała Webera to już trzecia z rzędu sejmowa kadencja, dla Marcina Warchoła – druga. Rekordzistką pod tym względem jest Janina Sagatowska, która już po raz szósty (czwarty z rzędu) zdobyła mandat w Senacie (tylko jeden senator, Jerzy Chróścikowski z PiS, w okręgu zamojskim, ma o jedną kadencję więcej). Całą „naszą” parlementarną trójkę zapytaliśmy o wrażenia z pierwszego dnia obrad obu izb polskiego parlamentu.
Antydemokratyczne działania senackiej większości
– Pierwsze moje wrażenia są bardzo niedobre, zarówno z Senatu, jak i z Sejmu. W obu przypadkach nie zgodzono się na wicemarszałków zaproponowanych przez nasze kluby. W Senacie swych przedstawicieli w prezydium tej izby mają nawet najmniejsze ugrupowania, i w tym celu zmieniono nawet regulamin Senatu, zwiększając liczbę wicemarszałków do 5. Ale gdy my, mający 34 senatorów zgłosiliśmy pana Marka Pęka, który już był wicemarszałkiem, to niespodziewanie odrzucono tę kandydaturę. To zawsze była decyzja klubu, kto ma go reprezentować w prezydium Senatu. Teraz złamano tę zasadę, próbując nam dyktować, kogo mamy zgłosić. To niedopuszczalne – mówi „Sztafecie” senator Janina Sagatowska.
Przypominamy jej więc, że w 2005 r. to PiS zablokowało kandydaturę Stefana Niesiołowskiego z PO na wicemarszałka Senatu. Według senator Sagatowskiej, ewentualne uwagi i zastrzeżenia do konkretnej kandydatury powinny być wcześniej publicznie zgłoszone, a ona mogłaby się wtedy do nich odnieść. Ale do Marka Pęka nie zgłoszono żadnych uwag, a jako wicemarszałek nie dopuścił się żadnych nieprawidłowości.
– Tak wygląda ich tzw. demokracja. Druga strona ma usta pełne frazesów, a w działaniu jest antydemokratyczna – podkreśla senator Sagatowska.
Ma jednak nadzieję, że po powołaniu komisji, Senat szybko zabierze się do merytorycznej pracy, sama zamierzać działać, jak w poprzednich kadencjach w komisji emigracji i łączności z Polakami za granicą, oraz, po raz pierwszy, w komisji obrony narodowej. – Trzeba robić swoje, mimo różnych niesprzyjających okoliczności – podsumowuje Janina Sagatowska.
Wiążą ich tylko stołki i żądza władzy
– Posłowie Platformy już od pierwszego dnia pokazali, że zasady demokracji i dobry obyczaj nie mają dla nich żadnego znaczenia, głosując przeciwko kandydaturze pani Elżbiety Witek na stanowisko wicemarszałka Sejmu. Nie zgadzając się, by ugrupowanie, na które głosowało prawie 7,6 mln Polaków miało wskazanego przez siebie wicemarszałka Sejmu – mówi poseł Marcin Warchoł. – To skandal i absolutny upadek sejmowych obyczajów. Od samego początku pokazują tym samym, że wyborcy PiS nie mają dla nich znaczenia, nie mają prawa do swojego reprezentanta w prezydium Sejmu. Oni mieli trzech wicemarszałków, gdy w poprzedniej kadencji byli w opozycji. Teraz nie pozwalają Zjednoczonej Prawicy mieć swojego jednego reprezentanta.
Zdaniem posła zapowiada to ze strony nowej większości jak najgorzej dla pracy Sejmu i przebiegu X kadencji.
– Wiążą ich tylko stołki i żądza władzy. Nie mają programu dla Polaków i społecznych propozycji. Przeciwnie – już słyszymy, że pieniędzy nie ma, że taniej to już było. Wyborcy PO niech się zatem łapią za kieszenie, bo taniej już było – zaznacza poseł Warchoł, który w nowej kadencji zamierza pracować w komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz w komisji ustawodawczej.
To traktowanie PiS-u po bandycku
– Wzniosły klimat inauguracji nowej kadencji już na początku został zepsuty przez decyzję sejmowej większości, która zdecydowała, że Prawo i Sprawiedliwość nie będzie mieć wskazanego przez nas wicemarszałka Sejmu RP. Pani Elżbieta Witek, mimo ogromnego dorobku życiowego i autorytetu, na który zapracowała przez lata marszałkowania, została teraz pozbawiona możliwości objęcia stanowiska wicemarszałka – mówi „Sztafecie” poseł Rafał Weber.
Jego zdaniem, gdyby zarzuty o łamaniu przez nią regulaminu Sejmu, naruszaniu Konstytucji czy nieodpowiednim zachowaniu miały oparcie w faktach, to byłyby wykorzystywane przez opozycję do tego, by ją odwołać w poprzedniej kadencji, a żadne takie próby się nie zdarzyły. Czyli nie było rzeczywistych podstaw, by panią marszałek odwołać. Odrzucenie jej kandydatury odbiera więc jako pretekst do próby politycznej zemsty na największym klubie poselskim w Sejmie.
– Nie było w najnowszej historii Polski sytuacji, w której największy klub sejmowy nie miałby wicemarszałka. Ten precedens nie ma nic wspólnego ze standardami demokratycznymi, na które tak ochoczo powołują się nasi oponenci. To rażące obniżanie poziomu debaty politycznej i traktowanie Prawa i Sprawiedliwości po bandycku – podkreśla poseł Weber.
Jego zdaniem, jedynym dotąd spoiwem opozycji była nienawiść do PiS-u, te sławetne osiem gwiazdek (j…ć PiS! – red.) wykrzykiwane na ulicach, a spoiwa programowego nie widać. Jeśli poseł Weber przestanie być wiceministrem infrastruktury, to w Sejmie zajmie się sprawami infrastruktury właśnie i transportu.
Trzeba przywrócić powagę obu izbom parlamentu
Była posłanka PO ze Stalowej Woli i obecna radna miasta Renata Butryn uważa, że działanie sejmowej i senackiej większości w sprawie wicemarszałków było jak najbardziej słuszne.
Przypomina, że PiS, tak jak wszystkie kluby, otrzymało miejsca w prezydiach Sejmu i Senatu. A ich kandydaci zostali poddani demokratycznemu głosowaniu. – To poseł ostatecznie decyduje, kto zasiądzie w prezydium Sejmu. Nie można dyskutować z taką formułą. Wszystkie regulaminowe zapisy zostały przy tym spełnione. To miejsce ciągle czeka na przedstawiciela PiS-u – podkreśla Renata Butryn.
Jej zdaniem, posłowie, którzy zasiadali w poprzedniej kadencji albo byli tylko obserwatorami prac Sejmu, mieli pełne prawo podjąć decyzję, że ktoś taki jak poseł Elżbieta Witek nie powinien objąć tak wysokiej funkcji. Bo to ona, jako pierwsza osoba w Sejmie i druga osoba w państwie nie przestrzegała zasad regulaminu i zasad demokratycznych.
– Jak można wymagać od posłów opowiadających się za demokratycznymi wartościami, żeby głosować na osobę, która bezczelnie zarządziła reasumpcję głosowania, tylko dlatego, że szeregowy poseł Kaczyński sobie tego zażyczył. Jak mogli głosować na kogoś, kto w twarz śmiał im się z tych demokratycznych reguł. Gdybym była tam na sali, to głosowałabym tak samo, jak wiele moich koleżanek i kolegów – mówi Renata Butryn.
W sprawie senatora Pęka nie jest tak kategoryczna, ale zauważa, że senatorowie musieli mieć powody, by odrzucić tę „kontrowersyjną kandydaturę”. Jej zdaniem, trzeba mozolnie odbudowywać powagę Sejmu i Senatu, bo ta bardzo obniżyła się za rządów PiS.
– A to oznacza, że takie osoby jak pani Witek, nie mogą sprawować tak wysokich funkcji. Bo przywrócenie powagi w obu izbach parlamentu, to także przywrócenie powagi i prestiżu osób stojących w nich najwyżej – podkreśla Renata Butryn.
Nie ma sobie nic do zarzucenia
Co konkretnie zarzuca nowa sejmowa większość byłej marszałek Elżbiecie Witek? To, że była „jedną z twarzy psucia prawa, psucia porządku parlamentarnego, psucia zasad funkcjonowania Sejmu”.
Jako przykład wskazuje się między innymi „reasumpcje niezgodne z prawem”, w tym tę ze słynnym, skierowanym do niej po cichu, co uchwyciły jednak sejmowe mikrofony, komentarzem „trzeba anulować, bo przegramy”, czy „Elżbieta, jest prośba szefa (Jarosława Kaczyńskiego – red.), żeby zrobić przerwę, bo chyba reasumpcję trzeba będzie zrobić”. Inne zarzuty to m.in. dopuszczanie Jarosława Kaczyńskiego do głosu „bez żadnego trybu”, tolerowanie chamskich odzywek posłów Zjednoczonej Prawicy czy nakładanie na posłów opozycji kar finansowych.
Jest też niedawne zawiadomienie NIK do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek, która swoimi zaniechaniami (brak nominacji w kolegium NIK) miała sparaliżować pracę tej Izby.
Elżbieta Witek powiedziała dziennikarzom, że nie ma sobie nic do zarzucenia jako marszałek i nigdy nie złamała regulaminu Sejmu, choć był to bardzo trudny czas (pandemia, wojna w Ukrainie).
– Przez tę ostatnią kadencję opozycja odwoływała prawie pół rządu, premiera, nigdy nie złożyła wniosku o odwołanie marszałka Sejmu. Więc gdyby coś było nie tak, to ten wniosek powinien wpłynąć – skwitowała. Przypomniała też, że anulowanie głosowania jest czymś, co jest zawarte w regulaminie Sejmu, co było stosowane także w poprzednich kadencjach, a przeprowadzane przez nią reasumpcje były zawsze uzasadnione i zgodne z przepisami.
„Chodzi o krwawą zemstę”
W przypadku senatora Marka Pęka (w poprzedniej kadencji niewielką większość w Senacie miał tzw. Pakt Senacki, czyli sojusz KO, PSL, SLD i grupy senatorów niezależnych), nie formułowano wcześniej aż takiej krytyki i zarzutów.
Przypomnijmy tylko, iż ostatnio został on ukarany przez komisję etyki za określenie senatorów Paktu Senackiego mianem „prorosyjskiej większości”. Zarzucał też marszałkowi Senatu Tomaszowi Grodzkiemu (PO) łamanie regulaminu izby i chowanie się za immunitet w związku z podejrzeniami o branie łapówek od pacjentów, gdy był lekarzem. Ale senacka większość ma mu także za złe styl prowadzenia obrad i traktowanie w kadencji 2015–2019, gdy Pęk był wicemarszałkiem z ramienia PiS, który zdominował wtedy Senat.
— Widać, że tu nie chodzi o prawdę, o moje wypowiedzi, tylko o krwawą zemstę. Trzeba wyeliminować z prezydium każdego, kto — w przypadku marszałek Witek — był autentycznym liderem, a w moim przypadku chodzi o to, że od czasu do czasu mówiłem ostro i wyraźnie prawdę o tym, co wyprawia marszałek Grodzki i jego ekipa — powiedział po przegranym głosowaniu senator Marek Pęk.
Jego zdaniem, „tamta wypowiedź, w tamtym kontekście, była dopuszczalna i mieści się w granicach demokratycznej krytyki” (chodziło o „prorosyjską większość”).