– W sobotę zostanie uhonorowany były dyrektor Huty Stalowa Wola, Zdzisław Malicki. Jedna z miejskich ulic otrzyma jego imię i odsłonięta zostanie pamiątkowa tablica. To niejako finał podjętych między innymi przez pana działań, jakie były początki tej inicjatywy, kto to wymyślił?
– Z tą inicjatywą wystąpił nasz stalowowolski oddział Stowarzyszenia Inżynierów Techników i Mechaników Polskich. Skupia on w większości byłych pracowników Huty Stalowa Wola. Po śmierci dyrektora Zdzisława Malickiego wystąpili z wnioskiem do prezydenta miasta. To był początek. Nie otrzymali odpowiedzi, więc wydawało im się, że temat nie ujrzy światła dziennego. Może i tak by było, ale przyszli do mnie, jako radnego i wiceprzewodniczącego Rady, prosząc o podjęcie działań, o nadanie sprawie biegu.
Wiadomo, że w ramach Rady Miasta, czy Urzędu Miasta, nie ma chętnych do zajmowania się tematem nadawania ulicom nazw zgłaszanych przez różne osoby, podmioty.
– Pisaliśmy w „Sztafecie” nie raz o długiej kolejce nazw czekających na rozpatrzenie.
– W tej tak zwanej miejskiej zamrażarce jest dwadzieścia jeden takich wniosków. Łącznie z ostatnim złożonym przeze mnie dotyczącym śp. Antoniego Kłosowskiego.
– Ale starania o nadanie imienia Zdzisława Malickiego zakończyły się pomyślnie, choć nie obeszło się bez przeszkód, m.in. zastrzeżenia wnosił IPN. Czyja to głównie zasługa?
– Jak już wspomniałem, pierwsza interpelacja była moja, złożyłem ją 22 lutego 2021 roku do pana prezydenta. Cały czas, wspólnie z Joanną Grobel-Proszowską pilotowaliśmy tę sprawę. Trzymaliśmy rękę na pulsie.
– Nie było oporu ze strony radnych.
– Ani ze strony radnych, ani samego prezydenta. Muszę przyznać, że on się ucieszył z tej inicjatywy, chciał jednak jako organ wykonawczy mieć podstawę prawną. Został więc przygotowany projekt uchwały i 10 listopada 2021 roku uchwała o nadaniu ulicy imienia Zdzisława Malickiego została przyjęta. Dotyczy to odcinka drogi łączącego ulicę COP-u z ulicą „Solidarności”. Proszę zwrócić uwagę na historyczny wymiar sąsiedztwa tych nazw. Osoba dyrektora Malickiego, jego lata pracy i pobytu w Stalowej Woli, symbolicznie łączą ideę COP-u z okresem przełomu, z czasem „Solidarności”.
Z powodu przynależności Malickiego do PZPR, uchwałę zakwestionowała wojewoda, nie mniej jednak finalnie została ona utrzymana w mocy. Duża w tym zasługa prezydenta Nadbereżnego. Uważam, że należą mu się wielkie podziękowania, bo od początku był z nami i nie negował ani tej uchwały, ani tej decyzji. Z wielkim szacunkiem i uznaniem odnosi się do osoby świętej pamięci Zdzisława Malickiego.
– W plebiscycie organizowanym przez „Sztafetę” na Człowieka Pięćdziesięciolecia dyrektor Malicki wygrał bezapelacyjnie.
– On wywarł ogromny wpływ nie tylko na zakład, ale też na miasto. Dzięki niemu Stalowa Wola tak się rozwinęła. Cała sfera socjalna, kulturalna, sportowa. Ile powstało wtedy bloków mieszkalnych, ośrodków wczasowych, żłobków, przedszkoli i tak dalej. Miasto przeżywało rozkwit, miało największą w swej historii liczbę mieszkańców – siedemdziesiąt dwa tysiące.
– Rządził w sprzyjającym mu okresie, ale trzeba przyznać, że potrafił też odpowiednio wykorzystać te okoliczności.
– My właśnie nie chcieliśmy żeby ten temat był spłycony, bo to osoba, która coś sobą reprezentowała w każdym wymiarze: społecznym, politycznym, gospodarczym. Sama przynależność w tamtym okresie do PZPR, do partii która była wiodąca, nie powinno dyskredytować. A do której partii można było wtedy należeć?
– Oprócz nadania imienia ulicy, wydana została też książka o Zdzisławie Malickim. Czyj to był pomysł?
– Przyznaję, że mój. Wystąpiłem z interpelacją żeby nie ograniczać się do nadania imienia ulicy. Zależało mi żeby było coś więcej, nie tylko na dziś, ale na przyszłość.
– Książka okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, pierwszy nakład rozszedł się błyskawicznie, w niespełna trzy miesiące.
– Pan prezydent wsparł mnie w tym działaniu od razu. 26 czerwca na promocję książki autorstwa Dionizego Garbacza do miejskiej biblioteki przyszło bardzo dużo ludzi. Książka ma powodzenie. Prezydent wyraził zgodę na dodruk i podczas uroczystości nadania imienia ulicy chcemy, aby ci którzy jej jeszcze nie posiadają, mieli możliwość ją w tym dniu otrzymać.
– Jak będzie wyglądała ta uroczystość?
– W sobotę, 30 września, zaplanowaliśmy wydarzenie w dwóch miejscach. Część pierwsza odbędzie się w miejskiej bibliotece, tam zaprezentowany zostanie film o dyrektorze Malickim, wstęp oczywiście wolny. Następnie autobusami przewieziemy wszystkich chętnych na ten odcinek drogi, który otrzyma imię Zdzisława Malickiego. Zapewniamy także powrót.
– Malicki był również pana dyrektorem.
– Huta mnie wychowała. Tam zacząłem swoją pracę zawodową jako elektromonter na wydziale remontów elektrycznych. Dyrektorem naczelnym Huty Stalowa Wola był wtedy Zdzisław Malicki. Trudno go było nie znać – lubił chodzić, nigdy nie odmówił przywitania, potrafił z każdym zamienić słowo.
– Czyli to nie był typ dyrektora rządzącego zza biurka.
– Zdecydowanie nie. Gdy przeszedłem na etat do organizacji młodzieżowej miałem z nim już bezpośredni kontakt, aż do chwili gdy odszedł z zakładu. To był trudny czas, powstanie „Solidarności”, strajki, przełomowe lata.
– Jak go pan zapamiętał?
– Bardzo skromny człowiek, zawsze był za załogą. Gdy już byłem na emeryturze miałem przyjemność odwiedzić go kilka razy w domu, ciągle wtedy rozmawialiśmy o hucie, wracaliśmy do wspomnień.
– To on z tej huty nigdy nie wyszedł…
– Wolał z huty odejść sam, z honorem, ale do końca życia huta została mu w pamięci. Renoma jej wyrobów, współpraca z zagranicą na bardzo wysokim poziomie, pracownicy, w tym wyspecjalizowana kadra, to dawało mu ogromną satysfakcję. To była prawdziwa matka-huta. Przewidywał jednak, że będzie w hucie źle, czuł to.
Gdyby huta przetrwała w tym wymiarze, w którym ją pamiętamy, czyli jako zakład zatrudniający około 25 tysięcy ludzi, to nie byłoby potrzeby szukania nowych inwestorów, a tak mamy w mieście trudną sytuację, bo się wyludnia i możemy sobie „gdybać”, wygłaszać różne uwagi co do decyzji, które prezydent, a tym samym rada miejska podjęła, ale my chcemy żeby Stalowa Wola dobrze funkcjonowała.
– Poza Malickim, kto jeszcze z tej „miejskiej zamrażarki”, według pana, powinien być szybko wyciągnięty i uhonorowany własną ulicą?
– Na pewno Antoni Kłosowski. Tłumaczenie, że za krótki czas minął od jego śmierci mnie nie przekonuje. To nasza lokalna historia, ile mamy czekać? Dwadzieścia lat, trzydzieści? Wielu z nas już wtedy nie będzie, i tych co tak mówią pewnie też.
Na pewno na upamiętnienie zasługuje też Stanisław Kluk.
Rozmawiała Lilla Witkowska
Precz z komuną!