W blokach Spółdzielni Mieszkaniowej w Stalowej Woli (to blisko połowa ludności miasta) kolejny już raz wywieszono listy z zadłużeniami poszczególnych klatek. Na koniec czerwca br. wszystkie zaległości w zasobach SM (mieszkania, lokale użytkowe i garaże) wyniosły ok. 5,6 mln zł. – Ponad połowa tych długów to nie są nasze opłaty, ale jesteśmy ich inkasentami. Taka sytuacja to draństwo. Dlatego rozważamy obecnie, jak pozbyć się inkasa za wodę i ścieki – mówi „Sztafecie” Artur Pychowski, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Stalowej Woli.
Zwykle po wywieszeniu list z długami, część zaległości jest spłacana, ale potem sytuacja wraca do „normy”. – Monitorujemy to na bieżąco. Niektórzy pytają nas, dlaczego na tych listach nie podajemy numerów zadłużonych mieszkań, bo może to zdopingowałoby niepłacących lokatorów do działania. Ale przepisy stanowią, że nie możemy tego zrobić – dodaje prezes Pychowski.
Zauważa też, że o ile kiedyś długi narastały w miarę „regularnie”, to teraz można zaobserwować, że najczęściej przybywa ich po okresie komunii i w czasie wakacji. Są to też zaległości stosunkowe niewielkie, 2-3 tys. zł, wynikające ze świadomego „poślizgu” (1-2 miesiące w opłatach). Z kolei na wysokie zadłużenie konkretnej klatki, od dłuższego czasu „pracują” zazwyczaj jedno-dwa mieszkania.
Zadłużenie nasze powszednie
Wielkość i struktura zadłużenia na koniec poprzedniego roku, podawane są w maju-czerwcu na kolejnych walnych gromadzeniach spółdzielni.
I tak na koniec grudnia 2022 r. wszystkie długi mieszkańców wynosiły 5,5 mln zł (za mieszkania i garaże 3,9 mln zł), co stanowiło 7,2 proc. w stosunku do naliczeń. Z kolei na koniec 2021 r. ogólne zadłużenie wyniosło 4,9 mln zł (za mieszkania i garaże 3,5 mln zł), co też stanowiło 7,2 proc. naliczeń.
Informacje wywieszone teraz na klatach podają stan zaległości na koniec czerwca br. Łączne zadłużenie w zasobach SM wyniosło wtedy 5,6 mln zł, z czego 4 mln to długi w opłatach za mieszkania i garaże.
– Te wielkości są bardzo płynne. Odzyskamy kilka lokali albo wyegzekwujemy należne kwoty i zadłużenie spada. Zostając prezesem w 2017 roku, założyłem, że suma wszystkich zaległości powinna zejść poniżej 5 mln zł, a wcześniej były czasy, że wynosiła nawet 7-8 mln zł. W 2017 r. długi stanowiły prawie 9 proc. wszystkich naliczeń, teraz jest to ok. 7 procent. Wiem, że kwota 5 mln zł złotych długów i tak robi wrażenie, ale proszę pamiętać, że ponad 3 mln zł to są stare długi, nawet 20-30–letnie, z czego, można powiedzieć, że ok. 1,5 mln zł to są zaległości praktycznie nieściągalne. Nie umarzamy ich jednak i tam, gdzie to możliwe, działamy. Niedawno np. udało nam się odzyskać blisko 30-letni, całkiem spory dług – informuje Artur Pychowski. Zapewnia też, że długi nie mają wpływy na bieżącą kondycję i płynność finansową spółdzielni (jej wartość brokerska to obecnie ponad 2,5 miliarda złotych).
Nie ma eksmisji na bruk
Praktyka jest taka, iż jeśli dług w opłatach za mieszkanie przekracza 8-9 tys. zł to spółdzielnia kieruje sprawę do sądu.
Wcześniej, po 3-krotnej zwłoce w opłatach, wysyłane są oczywiście wezwania do zapłaty, podejmowane są próby negocjacji i zawarcia ugody, rozłożenia długu na raty, umorzenia odsetek itp. W ciągu pierwszego półrocza 2023 r. SM skierowała 450 takich wezwań, a w sądach jest obecnie 13 spraw o eksmisje. Droga sądowa to jednak ostateczność (jest dość droga) i nie jest zbyt często podejmowana przez spółdzielnię. Tak czy inaczej kwota zasądzonych należności wynosi dziś około 1,8 mln zł, gorzej jest z ich wyegzekwowaniem.
– Nikogo nie wyrzucamy na bruk. Nawet jeśli jest to mieszkanie spółdzielcze lokatorskie. Są przecież różne sytuacje życiowe, staramy się układać z mieszkańcami, ale oczekujemy też poważnego podejścia drugiej strony – mówi prezes Pychowski.
W przypadku orzeczonej eksmisji, miasto ma obowiązek zapewnić lokatorowi lokal socjalny, ale tych praktycznie nie posiada. Miasto wypłaca też ok. 100 osobom tzw. dodatek mieszkaniowy. Bywa więc, że płaci bieżący czynsz za zadłużonego lokatora, ale stare długi dalej rosną i obarczają spółdzielnię.
Inkasent cudzych pieniędzy
A SM, oprócz swoich opłat za lokale mieszkalne, jest także inkasentem opłat wnoszonych na rzecz miasta i MZK: za wodę i ścieki, ogrzewanie i ciepłą wodę oraz za odpady.
I tak np. z opłaty wynoszącej łącznie 800 za mieszkanie, aż 500 zł stanowić mogą składniki niezależne od spółdzielni. W przypadku więc, gdy SM należna jest MZK np. 3 mln zł za centralne ogrzewanie, to musi uiścić tę sumę, mimo że mieszkańcy zalegają jej z tego tytułu, powiedzmy 30 tys. zł.
– To są opłaty od nas niezależne, nie mamy wpływu na ich wysokość, ale ich podwyżki idą oczywiście na nasze konto, bo to nam płaci mieszkaniec i od nas dostaje informację o wzroście tych opłat. Od lat twierdzę, że to chora sytuacja. To draństwo, bo każdy powinien zbierać swoje pieniądze. Ale podobno inaczej nie można. Rozważamy jednak obecnie, jak pozbyć się inkasa za wodę i ścieki, bo to jest do przeprowadzenia – wyjaśnia Artur Pychowski.
Wynajęli duży lokal
W przypadku lokali użytkowych, spółdzielnia ma jeszcze 8 wolnych takich pomieszczeń (po eksmisji odzyskała niedawno duży, ok. 300-metrowy lokal przy Wojska Polskiego).
Podpisała też umowę na wynajem dużego lokalu na piętrze, w pawilonach przy ul. KEN (po dawnym sklepie Pik-Pak). Na ponad 400 metrach kw. znajdzie się tu stacjonarny i wysyłkowy sklep oferujący akcesoria i gadżety do komputerów, telefonów i innego sprzętu elektronicznego.
Powierzchnia niewynajętych lokali użytkowych należących do spółdzielni wynosi obecnie blisko 2 tys. metrów kw.