– Od momentu ujawnienia afery z Pegasusem, inaczej patrzę na działalność służb pisowskich. Dla mnie to jest jedna wielka zorganizowana grupa przestępcza. I mam nadzieję, że już niedługo niezależna prokuratura tak to będzie kwalifikować – mówił w Stalowej Woli senator Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza.
1 lipca gościł w naszym mieście razem z żoną Dorotą, która jest jego adwokatem w śledztwie dotyczącym nielegalnej inwigilacji przez system szpiegowski Pegasus. Małżeństwo spotkało się z dziennikarzami, a potem z sympatykami PO.
Przypomnijmy: początkowo polskie służby zaprzeczały, że dysponują oprogramowaniem Pegasus, ale w końcu przyznały się do tego. Tymczasem kanadyjski ośrodek Citizen Lab ustalił, że telefon Krzysztofa Brejzy był 33 razy hakowany Pegasusem, od kwietnia do października 2019 r., czyli w czasie, gdy był on m.in. szefem kampanii wyborczej PO w wyborach parlamentarnych.
– Nie chcemy opowiadać tylko o naszej historii. Ona ma być wstępem do rozmów o Polsce i o stanie państwa. Chcemy też rozmawiać o przyszłości, ponieważ jesteśmy w przededniu wyborów parlamentarnych. To będą wybory o wszystko: czy będziemy kierować się na wschód, ku autorytaryzmowi, czy też pozostaniemy w kręgu cywilizacji państw zachodu. Polska nie zasługuje na PiS, Podkarpacie nie zasługuje na PiS. Czekamy na zmiany – mówiła w Stalowej Woli Dorota Brejza.
Senator Brejza zapowiedział natomiast, że afera Pegasusa zostanie wyjaśniona do końca, a osoby odpowiedzialne za nielegalną inwigilację muszą ponieść konsekwencje.
– Od 1,5 roku toczy się śledztwo, w którym jestem pokrzywdzony, nawet prokuratura Ziobry uznała, że sprawę należy zbadać. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że do czasu powołania komisji śledczej i uniezależnienia prokuratury od ludzi PiS i całego tego układu, ta sprawa nie będzie wyjaśniona – powiedział Krzysztof Brejza.
Jego zdaniem była to „największa operacja służb pisowskich ostatnich lat”, a na próbę zniszczenia go, jak ustalili dziennikarze, wydano 20 mln zł. Przez pół roku nielegalnej inwigilacji wgrano mu do telefonu gigabajt danych, manipulowano nimi, udostępniano sfabrykowane dane TVP, zastraszano różne osoby. Mówił, że służby nadały mu w tej sprawie kryptonim „grzechotnik”, bo tak obawiały się jego aktywności w kontrolowaniu władzy i patrzenia ludziom PiS na ręce. Zaznaczył zarazem, że w sprawie inwigilacji PO chce stworzyć w Polsce mechanizmy państwa zachodnioeuropejskiego.
– Tak, żeby np. każdy mieszkaniec Stalowej Woli mógł zwrócić się z pytaniem do instytucji kontrolnej, czy był inwigilowany. Bo nie może być tak, że gdy odważny obywatel Stalowej Woli, odważna radna czy radny wejdzie w spór z kimś z aparatu partyjnego PiS, to CBŚ z Rzeszowa albo delegatura ABW rozpocznie inwigilację, podsłuchy, zbieranie haków na te osoby – podkreślił Krzysztof Brejza.
Radni PO Renata Butryn i Damian Marczak poruszyli też wątek dostępu do informacji publicznej, przypominając że prezydent Lucjusz Nadbereżny od kilku lat uniemożliwia opozycji wgląd w dokumentację przydziału mieszkań, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobistych. Radny Marczak zapowiedział, że wkrótce sprawa ta zostanie zgłoszona do prokuratury.