– Ta książka jest nie tylko o Zdzisławie Malickim, ale też o Hucie Stalowa Wola. Jestem w 100 procentach pewny, że gdyby on żył, to by powiedział: – Słuchaj, zrób tak, a nie inaczej. Zrób o Hucie, żeby było. Bo Huta była dla niego sercem, wszystkim – tak o swojej najnowszej książce „Malicki Człowiek Stalowej Woli” mówił znany regionalista i dziennikarz Dionizy Garbacz.
Spotkanie z autorem odbyło się 26 czerwca w Bibliotece Miejskiej. Licznie przybyli dawni pracownicy Huty Stalowa Wola, była też najbliższa rodzina dyrektora Zdzisława Malickiego (1928-2020). To pod jego rządami (1965-1982), w latach 70. XX wieku HSW przeżywała intensywny rozwój, stając się znanym producentem maszyn budowlanych, szybko rosło także miasto.
Ulica, książka, mural
Radna Stalowej Woli Joanna Grobel-Proszowska przypomniała krótko, jak przebiegały starania o nadaniu jego imienia jednej z ulic w mieście. Z inicjatywą w tej sprawie, zaraz po śmierci dyrektora Malickiego, wystąpił miejscowy oddział Stowarzyszenia Inżynierów Mechaników Polskich, a rada miejska jednogłośnie poparła ten pomysł.
– Ciśnie mi się na usta taka myśl, że czasy Zdzisława Malickiego, internatów, absolwentów politechnik, absolwentów AGH już się nie powtórzą. Inżynierowie przyjeżdżali tu ze swoimi żonami, nauczycielkami, lekarkami i Stalowa Wola kwitła. I wydaje mi się, że mimo wielu wysiłków wielu ludzi, to już nie wróci. Ale miejmy nadzieję, że się mylę – powiedziała radna Proszowska.
Wspomnieniami o dyrektorze Malickim podzielił się też Jerzy Augustyn, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Stalowej Woli.
– Mamy moralne zobowiązanie, aby o takich ludziach jak dyrektor Malicki pamiętać oraz ich trwale upamiętniać. Był mądrym człowiekiem, oddanym Hucie Stalowa Wola i Stalowej Woli – podkreślił. Zaznaczył też, że oprócz książki, ulicy i tablicy (uroczyste odsłonięcie planowane jest 11 września br.), w przyszłości ma także powstać mural przedstawiający dyrektora Malickiego.
Huta i miasto w sercu
W końcu głos zabrał sam autor książki. Opowiadał o swojej wieloletniej znajomości i licznych rozmowach ze Zdzisławem Malickim. Rozmowach o Hucie przede wszystkim. Przyznał, że materiał do książki miał bardzo obszerny, a jednocześnie był ograniczony jej niezbyt wielką objętością, którą i tak nieco przekroczył. Dionizy Garbacz podkreślił też, że dyrektor Malicki na pewno życzyłby sobie, by była to książka także o Hucie, a może głównie o Hucie, bo ona była dziełem jego życia, była dla niego wszystkim.
– Jaki był prywatnie? Byłem pierwszym dziennikarzem, któremu opowiedział, w wywiadzie w 1974 roku, o swoim życiu osobistym, o bracie, rodzicach, o ojcu, który zaszczepił w nim miłość do książek. W innych wywiadach przewijała się tylko Huta i praca – wspominał Dionizy Garbacz.
Mówił też, że Zdzisław Malicki bardzo bolał nad późniejszymi losami Huty Stalowa Wola, nad jej podziałem. I przypomniał, że jak został jej dyrektorem naczelnym to Huta zatrudniała 13 tys. pracowników, a gdy odchodził, to w całym Kombinacie było ich 26 tysięcy.
– Nie potrafię o nim mówić encyklopedycznie, bezuczuciowo. Choć czasem nasze spojrzenie na rzeczywistość różniło się, to łączyło nas jedno: na sercu leżała nam i Huta, i Stalowa Wola – powiedział Dionizy Garbacz.
Świetny człowiek i fajny kumpel
Zdzisława Malickiego wspominała także jego córka Grażyna i syn Jerzy.
– Zazdroszczę Dyziowi, że tyle czasu mógł spędzić z moim tatą, gdy mnie już tutaj, w Stalowej Woli nie było. Zazdroszczę, że tyle o nim wie i cieszę się, że podzielił się tym w tej książce. Tato był świetnym człowiekiem, fajnym kumplem, można było z nim o wszystkim porozmawiać – wspominała córka, a Stalowej Woli życzyła, by powtórzyły się jej „dobre czasy Malickiego”, by pojawiły się osoby, które tak jak on „pociągną” miasto.
– Żadne z naszego rodzeństwa, ani nasze żony, ani szwagier nie mogły pracować w Hucie Stalowa Wola, choć niektórzy pewnie pragnęli tego. Ale ojciec postawił sprawę jasno. Tłumaczył, że żadne z nas nie wiedziałoby wtedy, czy swoje ewentualne sukcesy zawodowe zawdzięcza własnym zdolnościom i pracy czy też nazwisku lub koligacjom – mówił z kolei Jerzy Malicki.
Spojrzenie poza horyzont
Głos zabrał także prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny.
– Stalowa Wola, miasto o tak krótkiej, ale dynamicznej historii, potrzebuje swoich fundamentów, potrzebuje swoich autorytetów, potrzebuje swoich legend i potrzebuje swoich inspiracji. Bez wątpienie osoba, życie i przykład człowieka, jakim był dyrektor Malicki, jest taką, która czyni zadość wszystkim tym elementom, niezbędnym do tego, żebyśmy kształtowali również siebie jako miasto: skąd jesteśmy, kim jesteśmy i dokąd powinniśmy zmierzać – mówił prezydent Nadbereżny.
Zaznaczył też, że choć dyrektor Malicki działał w określonym politycznie, trudnym czasie, to stanowi piękny, inspirujący przykład spojrzenia poza horyzont. Zbudował bowiem w Stalowej Woli korporację w stylu zachodnim. I zrobił to w sposób najlepszy, bo swoje działanie oparł na człowieku.
– Był człowiekiem Stalowej Woli. Zawsze, niezależnie od okoliczności, nawet możliwości utraty funkcji i zaszczytów, należy pozostać człowiekiem. A dyrektor Malicki pozostał – podkreślił Lucjusz Nadbereżny.
Na koniec, po autograf, ustawiła się do autora książki długa kolejka (wszyscy uczestnicy spotkania otrzymali po gratisowym egzemplarzu). Muzyczną oprawą wydarzenia były występy nauczycieli i uczniów Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Stalowej Woli. Wydanie książki wsparł samorząd Stalowej Woli, a do druku przygotowało ją Wydawnictwo Sztafeta.