Jednym z najlepszych zawodników meczu Sokoła Nisko z Koroną Rzeszów był WESLEY OMURU. 17-letni piłkarz zadebiutował w tym meczu w roli napastnika. Wcześniej występował na prawej obronie.
Wesley piłkarską przygodę zaczynał w Stali Stalowa Wola. Był wyróżniającym się graczem w drużynach prowadzonych przez trenera Andrzeja Kasiaka i szybko zagięli na niego parol działacze rzeszowskiej Stali. Dwa lata później, po urodzonego w Rzymie juniora, sięgnęła Miedź Legnica. Omuru niewielką miał jednak szansę na grę w drużynie walczącej o Ekstraklasę, więc trafił do 3-ligowych rezerw. Zagrał w kilku meczach, zdobył jedną bramkę, lecz to było za mało, by wywalczyć sobie na stałe miejsce w drużynie i jego agent podjął decyzje o wypożyczeniu go do innego klubu. Wesley pojawił się na testach w „Stalówce”, jednak trener Łukasz Surma nie widział go w kadrze i wylądował w Nisku. Początkowo występował na prawej obronie, a w sobotę zadebiutował w roli napastnika. Sokół meczu nie wygrał, Omuru bramki nie zdobył, ale pokazał się z dobrej strony i prawdopodobnie już do końca sezonu będzie atakującym, a nie broniącym zawodnikiem czwartoligowca.
– W juniorach w Stalowej Woli grałem na dziewiątce, zdobywałem bramki i widząc, że nie idzie nam z przodu, że nie strzelamy goli, to sam zaproponowałem trenerowi Marcinowi Wołowcowi, żeby przesunął mnie do ataku – mówi WESLEY OMURU.
– Moim zdaniem dobrze zrobił, że się ciebie posłuchał, bo rozruszałeś grę Sokoła z przodu. W pierwszej połowie obrońcy Korony mieli z tobą prawdziwe urwanie głowy.
– I co z tego, jak nadal naszą największą bolączką jest brak skuteczności. Jak można myśleć o zwycięstwie, o trzech punktach, jak nie strzela się dwóch karnych? Ogólnie marnujemy sytuacje podbramkowe, a później się dziwimy skąd takie wyniki.
– No, ale ty ze swojej gry możesz być zadowolony.
– Zadowolony to byłbym wtedy, gdybyśmy wygrali z Koroną. Była do pokonania. Naprawdę tak na gorąco to trudno mi cokolwiek powiedzieć sensownego o meczu, który zakończył się remisem, a nie naszym zwycięstwem.
– Myślisz, że już zostaniesz na „stałe” w ataku?
– Nie wiem. O tym zdecyduje trener. Moim zdaniem, podkreślam tylko moim, wydaje mi się, że bardziej mogę się przydać drużynie grając z przodu. My już tak naprawdę nie mamy czego bronić, musimy atakować, zdobywać bramki i punkty.
– A czy zdążycie ich zdobyć tyle, żeby utrzymać dla Niska czwartą ligę?
– Zostało sześć kolejek. Wciąż mamy szanse na obronienie się przed spadkiem. Nie można liczyć na czyjeś potknięcia, ale myślę, że nasi rywale będą gubić punkty, poza tym nie wiadomo jak ułoży się sytuacja w drugiej, w trzeciej lidze na koniec sezonu, ile spadnie drużyn, więc trzeba się bić do samego końca.