– Od początku „Wniebogłosów” kieruje pan tym projektem. Tegoroczna edycja jest już szesnastym wspólnym przedsięwzięciem stalowowolskich chórów. Jak to się zaczęło?
– Po raz pierwszy postanowiliśmy zebrać stalowowolskie chóry przed beatyfikacją Jana Pawła II i zaśpiewać piosenki bliskie sercu naszego wielkiego papieża. Potem przez lata tematy przewodnie były bardzo różne, śpiewaliśmy pieśni patriotyczne, kolędy, ale i piosenki walentynkowe, ogniskowe.
„Wniebogłosy”, to przewrotna forma koncertu, polegająca na tym, że to nie chóry, ale właśnie publiczność jest najważniejszym wykonawcą. Chóry jedynie wspierają stalowowolan w śpiewaniu, pomagając utrzymać odpowiednią tonację i linię melodyczną. Pomysłodawcą „Wniebogłosów” jest dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli Marek Gruchota, którego zainspirowały „Krakowskie lekcje śpiewania” odbywające się od ponad 20 lat na krakowskim rynku z udziałem artystów teatru Loch Camelot. W 2011 r. zapytał mnie, czy chciałbym pokierować podobnym projektem lub też nieco go zmodyfikować i muszę powiedzieć, że od razu odniosłem się do tej propozycji z dużym entuzjazmem wiedząc, jak bardzo w owym wspólnym śpiewaniu mogą pomóc liczne chóry działające w MDK oraz w naszym mieście.
– Pomysł chwycił i wpisał się na stałe do programu imprez w mieście, w czym tkwi jego siła?
– To wydarzenie wielokopoleniowe, zawsze chcemy żeby zebrało się jak najwięcej osób. Moim zdaniem największą wartością „Wniebogłosów” jest to niezwykle silne zjednoczenie i poczucie wspólnoty u wszystkich uczestników, przedstawicieli wszystkich pokoleń stalowowolan.
– Dodajmy jeszcze, że przed każdym koncertem wydawany jest śpiewnik, co nie tylko bardzo ułatwia wspólny śpiew, ale stanowi trwałą pamiątkę po tym ulotnym wydarzeniu.
– Rozdawane podczas „Wniebogłosów” śpiewniki stanowią swoistą „pomoc naukową”, z której, jak ze ściągi, korzystają wszyscy śpiewający uczestnicy, z których wielu bierze udział w „Wniebogłosach” od lat i w swojej kolekcji posiadają wszystkie jego edycje.
Wielokrotnie zastanawialiśmy się czy nie zrezygnować z nich i posłużyć się nową technologią – ekranem ledowym. Doszliśmy jednak do wniosku, że śpiewnik też jest pewną wartością. Zawsze opatrzony jest wstępem autorstwa Marka Gruchoty przybliżającym tematykę koncertu.
Śpiewniki powstają we współpracy z Wydawnictwem Sztafeta. Autorką 15 pięknych okładek śpiewników jest pani Karolina Hołda, tegoroczną zaś, równie ciekawą, zaprojektowała pani Anna Jakobsche-Wiącek.
– Kto wymyśla temat przewodni kolejnego koncertu? Czym się kierujecie, rocznicami, osobistymi sentymentami?
– Nie ma reguły. Cały urok „Wniebogłosów” na tym polega, że nie trzymamy się ścisłych dat. Organizujemy je w różnych miesiącach, nie tylko w czasie majówek, stąd na przykład „Wniebogłosy” kolędowe. Pretekstem do jednego z koncertów był Dzień świętego Walentego.
– Ale w którymś momencie ktoś musi powiedzieć: tematem przewodnim koncertu będzie to i to. Proszę odsłonić nieco kuchni przygotowań.
– Sprawuję kierownictwo „Wniebogłosów”, więc to ja dokonuję wyboru piosenek, ale jestem otwarty na propozycje. Nie jestem autokratą. Co ważne, dostosowujemy utwory do możliwości wykonawczych uczestników koncertu. Bardzo pilnujemy żeby utwory nie były karkołomne od strony rytmicznej, melodycznej, żeby nadawały się do wspólnego śpiewu. Z tego powodu w tym roku zrezygnowaliśmy z utworów Krystyny Prońko i Ewy Bem.
– Śpiewającym przy fortepianie towarzyszył zawsze ten sam muzyk, Bartosz Kanach. W tym roku powiększył pan zespół muzyczny.
– Po raz pierwszy zaprosiłem też do współpracy w tym wydarzeniu kolejnych równie znakomitych muzyków, gitarzystę Rafała Latawca, basistę Jarosława Surdykę, perkusistę Jakuba Szwajkowskiego i w ten sposób, wszystkie piosenki otrzymały dodatkową szatę brzmieniową.
– Zdarzają się podpowiedzi z widowni, co chcieliby zaśpiewać następnym razem?
– Były takie sytuacje i było wiele pomysłów nie zrealizowanych. Na przykład myślimy o przebojach „Mazowsza”, które chcielibyśmy w najbliższym czasie zrealizować.
Piosenek jest dużo, jest co śpiewać, a Polacy śpiewać lubią. Obserwujemy w kulturze teraz takie zjawisko, że łatwość wyszukania, dostępu do piosenek, powoduje, że ludzie słuchają muzyki, natomiast sami coraz mniej śpiewają. Te koncerty są formą umuzykalnienia. Chcemy poprzez „Wniebogłosy” utrwalać tradycję wspólnego śpiewania.
– Długo trwają przygotowania koncertu?
– Proces przygotowania „Wniebogłosów” zaczyna się od powstania ich tematu, następuje wybór piosenek i przekazanie ich zestawu grafikowi, aby zainspirować go do pracy nad okładką śpiewnika. Następnie zaczyna się kompletowanie wersji nutowych utworów i przekazanie ich akompaniatorowi oraz chórom, aby wyćwiczyły ich wykonanie. Utwory są przypisywane poszczególnym chórom, ale oczywiście w czasie koncertu wszyscy śpiewają wszystko, tyle że rola chóru wybranego do danego utworu czyni z niego lidera.
Przy kompletowaniu materiałów staramy się nie korzystać z Internetu, ale docierać do źródeł, do wydawnictw muzycznych, aby odtworzyć piosenki w miarę najwierniej i podać ich autorów.
W tym roku ważnym elementem przygotowań były też próby z zespołem muzycznym.
– Czy tegoroczny koncert będzie różnił się czymś od poprzednich?
– Niespodzianką tegorocznych „Wniebogłosów” będzię udział w nich chóru pracowników MDK. W grudniu ubiegłego roku wpadłem na pomysł, aby wykorzystać wielką muzykalność moich współpracowników, na co dzień będących animatorami, instruktorami, organizatorami imprez czy też pracownikami działu technicznego. Przygotowałem ich do nagrania i wyemitowania z okazji Świąt Bożego Narodzenia kolędy, będącej formą złożenia życzeń świątecznych uczestnikom naszych zajęć, sympatykom MDK i mieszkańcom miasta. Nagranie z udziałem Rafała Latawca na gitarze i Jarosława Surdyki na gitarze basowej zrealizowane przez Mariusza Zarzecznego (dźwięk) i Mateusza Łojka (obraz) okazało się sukcesem. Nasz entuzjazm podczas tej muzycznej przygody sprawił, że postanowiliśmy pokazać się ponownie podczas tegorocznych „Wniebogłosów”, wykonując kompozycję zespołu Lombard „Przeżyj to sam”.
– Co jest najtrudniejsze przy organizacji tak dużego koncertu?
– Szesnaście wspólnych edycji spowodowało, że w zasadzie każdy wie co ma robić, nie mamy trudności organizacyjnych. Nigdy nie zdarzyło się, aby któryś chór odmówił uczestnictwa.
Ogromną rolę odgrywa akompaniament. W tym roku chciałbym serdecznie podziękować nie tylko Bartoszowi Kanachowi, ale całemu zespołowi, bo oni spotykali się oddzielnie z każdym chórem, sporo czasu na to poświęcili.
– Które „Wniebogłosy” były najważniejsze, albo najbardziej zapadły panu w pamięci?
– Chyba te pierwsze. To było coś nowego z czym nie mieliśmy jeszcze doświadczenia. Bardzo miło to wspominam.
Rozmawiała Lilla Witkowska