Dzisiejsze chmury nad Rozwadowem są radosne i odbija się w nich blask od lśniącego nowością Rynku. Po wielu latach oczekiwań rozwadowska starówka odzyskała młodość, jakiej jeszcze nie miała na przestrzeni ponad trzystu trzydziestu lat istnienia tego galicyjskiego miasteczka.
Historią Rozwadowa zajmowało się wiele osób, największą postacią pozostaje tu ks. Wilhelm Gaj-Piotrowski. Całe swoje życie naukowe poświęcił m. in. historii Rozwadowa, jej kulturze, dziejach szeregu miejscowości (Dolnego Nadsania) nadsańskich związanych bezpośrednio lub pośrednio z rodziną Rozwadowskich.
„Od Rozwadowa, Łańcuta, Leżajska
Lecą obłoki jak światłe łabędzie.
Na sinym niebie ta flotylla rajska
Jak szczęście, którego nie będzie.
Niedogonione i nieodgadnione
Spływają śladem od Sanu
Cienie przelotne, ptaki zielone …’’
/Jarosław Iwaszkiewicz/
Narodziny miasteczka
W roku 1690 na mocy przywileju lokacyjnego od króla Jana III Sobieskiego, Gabriel Rozwadowski mógł założyć nową osadę według własnej koncepcji. Gabriel Rozwadowski podczaszy łukowski, będąc właścicielem wsi Charzewice i okolicznych majątków wybrał najmniej urodzajne tereny wsi Charzewice i przeznaczył na tę osadę. Jak widzimy, jej nazwę wziął od swojego nazwiska rodowego.
Będąc dziedzicem Charzewic i Pilchowa dysponował rozległymi lasami od granicy Pława po Jamnicę oraz Turbię, stąd też drewno z okolicznych lasów używane było przez pierwsze półwiecze do zabudowy miasteczka. Na rozwój, kształt, charakter zabudowy miały wpływ także zdarzenia losowe.
Na przestrzeni historii Rozwadów nawiedzały pożary, powodzie, nieurodzaje czy też uporczywe głody i epidemie. Największe i najbardziej dokuczliwe straty powodowały powodzie Sanu, szczególnie, kiedy przychodziła wiosna, i latem. Kilkanaście powodzi nawiedziło Rozwadów, co odnotowane jest w kronikach klasztornych. Pożary, głód i zarazy miały negatywny wpływ na rozwój miasteczka. Społeczność coraz bardziej ubożała.
Rozwadów Lubomirskich
W roku 1723 Książę Lubomirski przejmuje w posesję całość nadsańskich włości Rozwadowskich, dokupując parę nadsańskich wsi, tworząc dwa rozległe rejony dóbr. Początkowo nie interesuje się zbytnio nimi, oddając w dzierżawę i czerpiąc z nich dobre dochody.
Miasteczko Rozwadów się nie rozwija, po prostu wegetuje. Pod koniec swojego życia, z chwilą powiększenia się rodziny, zainteresowanie Rozwadowem jest w centrum uwagi księcia Lubomirskiego. Staje się on siedzibą klasztoru kapucynów, podnosząc w ten sposób prestiż miasta.
Pomysłem ks. Jerzego Ignacego Lubomirskiego, aby podźwignąć zubożałych mieszczan Rozwadowa, było wyjednanie dla miasta przywileju targowego u Króla Augusta III w 1744 roku. Miasteczko staje się niebawem centrum handlu w tym regionie. Lubomirski zachowuje pierwotną nazwę miasta, widząc dobre gospodarowanie i rozwój przez rodzinę Rozwadowskich. Lubomirski zapewne drugim przywilejem wprowadza nowy herb dla Rozwadowa.
Pierwsza kolej
W roku 1886 do Rozwadowa przybywa pierwszy pociąg, tym samym miasteczko otrzymuje połączenie z Dębicą (jej ówczesna nazwa brzmiała Dembica). Przybycie Kolei Galicyjskiej Karola Ludwika do Rozwadowa to otwarcie „okna na świat”.
W roku 1889 Rozwadów otrzymał drugie połączenie, z Przeworskiem, a tym samym możliwość podróży do Przemyśla, Lwowa, czy też do Jasła przez Ustrzyki Dolne. Połączenie zaś z Lublinem Rozwadów otrzymał dopiero w roku 1914.
Z chwilą odzyskania niepodległości prowadzono prace przy uzbrajaniu w twarde nawierzchnie dróg kołowych z Rzeszowa do Rozwadowa przez Nisko i dalej do Nadbrzezia (prawobrzeżna część Sandomierza) i Tarnobrzega. Inne trasy to Rozwadów – Kolbuszowa przez Bojanów i Majdan.
Dopiero po wielu latach stworzono połączenia z Rozwadowa do Kraśnika i Lublina, do Grębowa i Tarnobrzega. Inne trasy komunikacyjne to Rozwadów – Chwałowice przez Dąbrowę i Radomyśl nad Sanem. Po trzydziestu kilku latach Rozwadów staje się dużym węzłem komunikacyjnym.
Emigracja i ożywienie handlu
Dogodny system komunikacyjny w dużym stopniu rozszerzył możliwości zarobkowania. Rozpoczęła się masowa emigracja w poszukiwaniu sezonowej pracy, zmiany lokalizacji na dłuższy okres czasu czy też osadzania się w innych regionach, bardziej atrakcyjnych w danej chwili.
Tutejsi mieszkańcy zaczęli nawiązywać kontakty z innymi środowiskami, niekiedy z obcych krajów czy kultur. Następuje ożywienie handlu, docierają nowe wyroby fabryczne, niekiedy tańsze. Poprzez wprowadzenie maszyn i urządzeń następują zmiany w produkcji rolniczej, zmienia się też tradycyjna produkcja ludowa, m.in. zanika tkactwo, garbarstwo, kożusznictwo czy też wypał wapna.
Następuje wzrost przemysłu drzewnego, powstają tartaki parowe oraz fabryka terpentyny i produktów pochodnych przy jej produkcji. Import cementu daje możliwość rozwoju betoniarstwa co w przyszłości zostaje wykorzystane w budowie domów. Istnieje możliwość eksportu wyrobów gorzelniczych i runa leśnego, w które obfituje region.
Społeczność żydowska
Od chwili otrzymania przywileju lokacyjnego w 1690 roku Gabriel Rozwadowski w zakładanym miasteczku osadzał starozakonnych. Pod koniec 1720 roku byli oni właścicielami 30 domów i postawili pierwszą bożnicę. Zorganizowali swoją gminę żydowską (kahał) oraz utworzyli szkołę dla małych chłopców (cheder). W roku 1826 na 700 mieszkańców Rozwadowa było 300 Żydów. Pod koniec XIX wieku gmina żydowska posiadała dwie synagogi, cmentarz, szkołę i dwóch rabinów. Zamieszkiwało ją ponad 1600 Żydów. Około roku 1900 już ponad 70 procent ludności Rozwadowa stanowili Żydzi.
W roku wybuchu I wojny światowej Rozwadów zamieszkiwało 2600 Żydów na ogólną liczbę 3600 mieszkańców, w tym kilkunastu akatolików. W okresie międzywojennym liczba Żydów zmalała, ale i tak stanowili większość. Rozwadowski handel prawie całkowicie był opanowany przez Żydów, również rzemiosło i lokalny przemysł był w ich rękach.
Wojna całkowicie zmieniła sytuację życiową tej nacji: część bogatych Żydów na początku wojny opuściła Rozwadów udając się w kierunku wschodnim do Lwowa. W październiku 1939 roku Niemcy przepędzili ich do sowieckiej strefy okupacyjnej, część ich zamieszkała w okolicznych miejscowościach na wschodzie Sanu, m.in. w Ulanowie, Radomyślu czy Zaklikowie. Część udała się w kierunku Lwowa, Krakowa czy Rzeszowa. Część zginęła w miejscowościach, do których się udali, część w Związku Sowieckim, a tylko niektórym udało się wyemigrować do Ameryki czy Izraela (tylko nieliczni utrzymywali kontakty ze znajomymi z Rozwadowa, a na przestrzeni lat kontakty te zanikały w sposób naturalny).
Tak czy inaczej, w czasie okupacji niemieckiej los tutejszej ludności żydowskiej był przesądzony, a w roku 1942 Niemcy postanowili ostatecznie „rozwiązać” kwestię żydowską. 20 lipca 1942 roku pozostających w Rozwadowie Żydów zgromadzono na Rynku i przygotowano do wywózki koleją.
Uzupełnić wiedzę w tym temacie możemy poprzez ostatnio wydaną książkę Dionizego Garbacza – „Żydzi w Rozwadowie i Stalowej Woli. Czas wojny i okupacji” czy też z książki Elżbiety Skromak – „Żyd twój sąsiad”, wydanej staraniem Muzeum Regionalnego.
Kościół farny
Ostatni kościół parafialny w Charzewicach, do którego w tym czasie należał Rozwadów, chylił się ku ruinie już w roku 1727, a pożar w roku 1736 zniszczył go całkowicie. Ówczesny proboszcz wybudował prowizoryczną kaplicę na dawnym placu w Charzewicach. Jerzy Ignacy Lubomirski zdecydował o budowie świątyni w obrębie miasta w roku 1738 lub na początku następnego, na terenie obecnej fary, którą oddano do użytku w roku 1740. Jej konsekracji dokonano w roku 1742. Władze rządowe 16 grudnia 1798 r. zamknęły kościół farny, dlatego też przeniesiono parafię z pierwszej drewnianej fary do kościoła kapucynów.
W czasie wielkiego pożaru, który nawiedził Rozwadów w roku 1801, rozwadowska fara uległa częściowemu zniszczeniu. Od tamtego czasu, aż do 16 lipca 1907 roku, parafia użytkowała kościół kapucynów jako własny kościół parafialny. Nowy, neogotycki kościół farny budowano w latach 1898-1907 w miejscu byłej drewnianej fary. 16 lipca 1907 roku nastąpiło poświęcenie nowo wymurowanej fary z wysoce artystycznym wystrojem wnętrza – piękna polichromia i witraże.
Należy też wspomnieć o grupie zakonników pomagających czynnie przy budowie rozwadowskiej fary, gdzie o. Hieronim Ryba został wyróżniony przez ordynariusza przemyskiego biskupa Sebastiana Pelczara, aby wstępnie poświęcił rozwadowską farę i odprawił pierwszą mszę św. On to, wspólnie z ks. Janem Jaklem i ks. Michałem Dukietem, jest uważany za współfundatora rozwadowskiej fary.
Powojenne trudy i kolejna wojna
Po I wojnie światowej jak front przesuwał się coraz dalej, życie zaczynało powracać do normy. Powracali urzędnicy, zaczęto organizować szkołę, gdzie początkowo nauka odbywała się w domach. W budynku szkoły był szpital wojskowy, po kilku miesiącach wojsko opuściło szkołę. Brakowało ławek i sprzętu na wyposażenie klas, przynoszono z domów krzesła, stoliki i inne rzeczy. W budynku „Sokoła” uruchomiono kino. Były duże problemy z żywnością. Papierosy sprzedawano na kartki, nie wspominając o tłuszczu, mięsie czy cukrze.
Miasto po wojnie odbudowywało się powoli, przystąpiono do ponownego zorganizowania straży pożarnej, powołano Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, a w jego budynku założono klub mandolinistów „Lutnia”. Niebawem powstaje klub piłki nożnej „San”. Prawie cała rozwadowska młodzież jest skupiona w działalności „Sokoła”, prowadzone są szkolenia z przysposobienia wojskowego.
II wojna światowa przynosi kolejne nieszczęścia i tragedie. W połowie września Niemcy zajmują Rozwadów i Stalową Wolę, przejmując strategiczne dla nich Zakłady Południowe, a w niedługim czasie uruchamiają produkcję militarną na potrzeby III Rzeszy. Niemiecka okupacja trwa do sierpnia 1944 roku. Po okupacji niemieckiej przyszła kolejna – sowiecka.
Rozwadów mojego dzieciństwa
Minęło już kilka lat od zakończenia wojny. Na rozwadowskim Rynku nie ma już ratusza. Został zniszczony i następnie zburzony podczas działań wojennych. Rynek jest pełen zieleni, strzeliste topole górują nad pozostałą zielenią, taką jak krzewy jaśminów czy też wierzby płaczące.
Na mojej drodze do szkoły podstawowej rosną dwie okazałe morwy, które obficie owocują. Zieleni na rynku jest tak dużo, że nie ma problemu schowania tornistra po lekcjach, przedłużając sobie zabawę w tym rejonie. A jak były uzbierane drobniaki i stać nas było na lody, to udawaliśmy się do Dominika. Wokół Rynku dziesiątki sklepów różnej „maści”, wspomnę tutaj fantastyczną księgarnię, gdzie na witrynie stały dostojnie książki.
Inne miejsce to zaczarowany sklepik ze słodyczami u Pana Czanka i te zaczarowane czerwone lizaki, a w słojach różne gatunki cukierków i innych smakołyków. Sklepy były różnorodne: od typowo spożywczych i mięsnych, do obuwniczych, z guzikami i pasmanterią, z materiałami na ubrania i nie tylko. W bocznych uliczkach znajdowały się także zakłady fryzjerskie, szklarz, szewc, kaletnik.
W centralnym miejscu Rynku, naprzeciw pomnika „z gwiazdą” była restauracja. Przechodząc obok niej słychać było gwar, a wydobywający się zapach nie należał do przyjemnych. Pamiętam, jak wspominano to miejsce – tam to jest jak w ulu. Wybrukowana kostką bazaltową szosa, po deszczu była szczególnie niebezpieczna dla jadących na motorach. W rejonie restauracji, gdzie był zakręt, tam najczęściej były upadki.
Miło wspominam czasy, kiedy z kolegami wypuszczaliśmy się w dalsze ulice i rejony, odkrywając je. Ciekawym miejscem był duży targ przy murach klasztornych. Tam to się działo, czego tam nie było! Obserwowałem sprzedaż koni i ceremonię z tym związaną. Ileż tam było zwierząt z domowych hodowli, ptactwa. Sprzedawano wszelkie wyroby rzemieślnicze, jakie produkowano w regionie, pamiętam różnie zabawki wykonane z drewna czy garnki gliniane. To był istny supermarket pod chmurką. Po takim jarmarku ekipa sprzątająca Rozwadów miała sporo pracy.
Pieczywo od Skrucha i Kotwicy
Rynek rozwadowski w tamtym czasie był bardzo czysty. Ekipa sprzątająca, można powiedzieć, że na okrągło sprzątała go i zamiatała, zresztą na zewnątrz się nie jadło, stąd też mniejsze zaśmiecenie. Po chleb biegało się do Pana Skrucha, a po rogaliki i kajzerki do Pana Kotwicy.
Pamiętam, jak to w niedzielę odwiedzałem sklepik Pana Krawczyka i kupowałem dla mojego sąsiada, byłego kolejarza – maszynisty Pana Konstantego, tygodnik „Przekrój” i mniejsze lub większe pudełko papierosów „Dukaty” lub „Wawele”. Miałem takie specjalne przyzwolenie, że mogę zakupić te papierosy, uzgodnione wcześniej ze sprzedawcą. A gdy w sklepiku byli inni kupujący, sprzedający tłumaczył, skąd takie pozwolenie. Po drodze oglądałem „Przekrój” i już wiedziałem że pozostałe drobniaki, a czasami też bonus w postaci złotówki, był mój.
Jaki był mój Rozwadów pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych, wspominam w wierszu „Spacer po Rozwadowie”.
Henryk J. Giecko
Spacer po Rozwadowie
Od Sanu i od Bełku ciepły wiatr dziś wieje
zapraszam Cię na spacer, opowiem rozwadowskie dzieje
wielu zaczarowanych miejsc już tu nie ma,
wielu ludzi już nie spotkamy
wspomnienia nam pozostają, a o nie zawsze dbamy
rynek pozostał ten sam i ma cztery ściany
nie ma już knajpki „Pod gwiazdą”, bo tak się potocznie zwała
niejednego z niej męża żona siłą wyciągała
nie ma już zaczarowanej księgarni,
gdzie w witrynie wielkie księgi stały
i zawsze mnie do siebie swą mocą przyciągały
nie ma już zaczarowanego sklepiku,
gdzie olbrzymie czerwone lizaki były
i w słojach się kolorowe cukierki prawie nie mieściły
a Pan Czank w białym fartuchu ze słoja cukierki wyjmował
czasami też jeden kolorowy, a jakże, podarował
wszyscy tu się znali od księdza do piekarza,
znali Mikołaja i znali Ludwika lodziarza.
nie ma już tutaj jarmarków, gdzie koguty piały,
gdzie konie sprzedawano, gdzie kozy płakały
nie ma cioci Karolci, Felka ani Tolka,
nie ma szewca, piekarza ani szklarza Bolka
na rynku nie spotkamy grupy kolejarzy
a ich pomnik na plantach rozwadowskich ciągle mi się marzy
jedynie w Farze na swym tronie Matka Boska od zawsze pozostaje
i co dzień nam swoich łask moce rozdaje
nasz spacer już się kończy w ponad trzystuletnim „starym” Rozwadowie
jak nie opowiedziałem Ci wszystkiego, Twój dziadek Ci dopowie
Henryk J. Giecko
Tak . Tak to w Rozwadowie bylo. Urodziam sie w Rozwadowie i do dzisiaj czuje to tego miasteczka wielki sentyment. Pamietam lody u Dominika i piekarnie Pana Skrucha i Kotwicy. Ksiedza Ppaje i Malinowskiego i oczywiscie Karolcie i Dziunie. A takze Pana Ignaszewskiego ktory „chodzil za swiatlem” Stare dobre czasy.
Tak, to taki wspomnień czar 🙂