Konkurs walentynkowy “Sztafety” rozstrzygnięty. Publikujemy wszystkie nadesłane do redakcji historie miłosne.
Jestem pielęgniarką, pracuję w szpitalu. Jeszcze całkiem niedawno jeździłam do pracy maluchem (niestety, pensja w szpitalu wcale nie jest za dobra). Gdy były mrozy maluch stał na parkingu i szyby zamarzały, i świata przez nie nie było widać. Podwoziłam koleżankę do domu, która po drodze miała dać zastrzyk małemu pacjentowi. Koleżanka wpadła na pomysł – wyciągnęła spirytus do odkażania, nalała na waciki i przetarła szybę. Mróz trochę puścił i już było coś widać. Ujechałyśmy ok. 5 km, ciągle przecierając szybę, i zatrzymuje nas policja do kontroli… Uchylam szybę, a tu jak buchnęło spirytusem, to policjanta cofnęło. Oczywiście kazał dmuchać… Pomimo że alkomat nic nie wykazywał, moje tłumaczenia łącznie z pokazaniem butelki, na nic się zdały…
Groziło mi zabranie prawa jazdy. Ja w płacz, koleżanka śmieje się głupkowato, i co? Jedziemy na komisariat.
Wyobraźcie sobie Państwo, jak my wyglądałyśmy w fartuchach pielęgniarskich na komisariacie… (po nocnym dyżurze zawsze mamy wolny dzień i zabieramy fartuchy do domu do prania). Strachu najadłam się niesamowicie, bo co ja bym poczęła bez prawa jazdy?
Historia jednak skończyła się na szczęście na pouczeniu o przecieraniu szyby spirytusem i mogłyśmy spokojnie pojechać do domu. Minęło kilka dni od tego zdarzenia, miałam niedzielny dyżur w szpitalu, była godzina ok. 22, mam pacjenta do przyjęcia ze złamana nogą. Idę na izbę przyjęć po pacjenta i co???
Okazuje się, że to policjant, który zatrzymał mnie do kontroli. Oj, śmiechu było co niemiara, nawet chciałam poczęstować go słynnym spirytusem. Koniec końców, jak wyzdrowiał, umówiliśmy się zamiast na spirytus, to na randkę. Spirytusu nie piliśmy, ale dziś jest moim Mężem. Najlepszym Mężem na świecie.
Agnieszka
Ja, z moim kochanym mężem Marcinem, poznaliśmy się w szkole – na studium ekonomiczno-informatycznym. Nie wiedząc, jak do niego zagadać na pierwszym semestrze, zaczęłam chować mu zeszyty, przed każdą lekcją, do biurka nauczyciela. Na jednej z lekcji z wychowawczynią, która uczyła nas rachunkowości, zapytała się go dlaczego nie pisze, a on po prostu poskarżył, że jakaś wcielona złością istota schowała mu wszystkie zeszyty jakie miał. Wychowawczyni zaczęła się śmiać i powiedziała, że musi się przyczaić i obserwować, kto go tak podrywa, dodając że każdy sposób jest na to dobry. On siedział taki naburmuszony, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. On spojrzał na mnie takim wzrokiem jakbym mu obiad zjadła. Wychowawczyni powiedziała do mnie, że to nie ładnie śmiać się z kolegi, jak ktoś mu dokucza. I że powinnam pomoc koledze szukać zeszytów. Odpowiedziałam, że dołożę wszelkich starań, aby pomóc mu odszukać zeszyty i pomogę szukać, kto taki niedobry, że takie dowcipy się go trzymają. Po lekcji podeszłam do biurka nauczycielskiego, wyciągnęłam zeszyty i oddałam mu je uśmiechając się do niego.
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać ze sobą i tak to trwa po dzień dzisiejszy, już 20 lat. Zachowanie dziecinne, ale jakie skuteczne.
Iwona
Pierwsze spotkanie… Zalotne spojrzenie… Szybsze bicie serca… Tak wiele emocji towarzyszy mi myśląc o tamtych chwilach, spotkaniach i rozmowach.
Z mężem jesteśmy Milenijnym rocznikiem, poznaliśmy się przez ówczesną platformę komunikacyjną „gadu-gadu”, lata temu była bardzo popularna. Przypadek sprawił, że zaiskrzyło między nami, mimo że kontakt był przez długi czas tylko wirtualny.
Nastał czas, że zdecydowaliśmy się na pierwsze spotkanie. Umówiliśmy się w niewielkiej rudnickiej restauracji. Każde z nas zaprosiło swojego przyjaciela, aby czuć się bezpieczniej i pewniej. Jednak, kiedy nasze spojrzenia się spotkały wiedzieliśmy, że towarzystwo naszych przyjaciół nie było nam potrzebne. Początkowo nie rozmawialiśmy, nastała niezręczna cisza, jednak to były tylko spostrzeżenia naszych przyjaciół, bo my wiedzieliśmy, że rozumiemy się bez słów.
Dla mnie chwile pierwszego spotkania były magiczne, niesamowite przyciągwanie, chemia, motyle w brzuchu, wszystkie te symptomy opisujące zakochanie dało się odczuć miedzy nami. W jednej chwili jesteś samotny, a w drugiej – płoniesz miłością bezinteresowną.
Nasze wspólne bycie razem trwa już 14 lat. Ogień i żar miedzy nami dalej się tli, można by rzec, że jesteśmy od siebie uzależnieni, ale to nałóg, który jest szczęściem wzajemnym.
Ewelina
Moje pierwsze spotkanie z moim mężem: Mieliśmy razem iść na Sylwestra z polecenia koleżanki, nie znaliśmy się wcześniej. Przyjechał do mnie żeby się poznać, pojechaliśmy do Sandomierza, trochę spacerowaliśmy, a na tym Sylwestrze zaiskrzyło… To był rok 2014.
Angelika
Pierwsze spotkanie z moją drugą połówką może wydawać się na pierwszy rzut oka zwyczajne, banalne. Otóż, pierwsze nasze spotkanie nastąpiło w szkole, bez fajerwerków, bez gołębi, bez romantycznej atmosfery. Był to pierwszy dzień naszej edukacji w technikum, zobaczyłem ją, piękną, młodą, uśmiechniętą, od razu zwróciła moją uwagę, ale z początku traktowałem wszystkich z dystansem, jako że tylko część znajomych postanowiło pójść ze mną do tej samej szkoły, a reszta to były nowe twarze, nowe znajomości. Wiadomo, jak to bywa pierwszego dnia w nowej szkole, nastąpiło przydzielanie nas uczniów do klas, a że było nas wyjątkowo mało, to wszyscy uczniowie zostali przydzieleni do jednej klasy, ale byliśmy podzieleni na różne kierunki, a ona była na tym samym kierunku co ja.
Zaznaczyć trzeba, że mój kierunek był przepełniony dziewczynami, ale to ona zwracała na mnie największą uwagę. Rozmowa z nią utwierdziła mnie w przekonaniu co do niej. Od początku zdawała mi się bardzo sympatyczna, miła, skromna, opanowana, a co najważniejsze czułem, że łatwo się dogadujemy, bo mamy podobne do siebie charaktery. Po prostu była w moim typie, ale na początku nie zdawałem sobie sprawy, że dojdzie w naszej relacji do eskalacji i zostaniemy parą. W końcu nasza relacja była budowana przez całe technikum i odważyłem się wyznać co czuję, od co najmniej drugiej technikum, na początku czwartej klasy na wycieczce szkolnej. Już nawet nie pamiętam po co tam pojechaliśmy, prawdopodobnie były to targi dla przyszłych studentów, ale nie to jest ważne, a to że na ławce w parku, gdy mieliśmy wolną chwilę, wyznałem co czuję i do tej pory intuicja z pierwszego wejrzenia mnie nie zawiodła. Około cztery lata po tym wydarzeniu, jesteśmy narzeczeństwem i planujemy ślub.
Wydaje mi się, że każda miłość jest od pierwszego wejrzenia, ale nie każdy o tym na początku wie. Każdy dłużej, lub wolniej analizuje, czy to ta jedyna.
Bartłomiej
Nigdy nie zapomnę tego czasu, kiedy poznałem moja żonę. Było to w 2007 roku. Pracowałem jako fizjoterapeuta w jednym z ośrodków rehabilitacji w Rudniku nad Sanem. Przychodziła wtedy na zabiegi moja teściowa. Pamiętam, że miała problem z kolanami. Nawet zabiegi pamiętam: prądy diadynamic i magnetronic.
W trakcie zabiegów pamiętam jak powiedziała mi jedna rzecz: PANIE TOMKU. MOJA CÓRKA PRZYJDZIE TUTAJ NA PRAKTYKI. MOŻE SIĘ PAN NIĄ ZAOPIEKOWAĆ?
Powiedziałem, że się zaopiekuję. Słowa dotrzymuję do dzisiaj. A od tego czasu minęło prawie 16 lat.
Ale nie o tym. Kiedy moja żona Agnieszka przyszła na te praktyki, nogi mi się ugięły. Z tego co pamiętam, to byłem tak oszołomiony jej wdziękiem, że nie pamiętałem jak miała na imię. Jak sobie o tym przypominam, to aż się sam w duchu śmieję. Jak się dowiedziałem to dziewczyna nie miała „życia”. Wiedziałem – to jest ONA. Od tamtej porty starałem się, jak najwięcej czasu spędzać z nią. Każdą wolną chwilę. Zabierałem do pracy, odwoziłem do domu po pracy. A ona zawsze robiła tosty i herbatkę w kubkach, których nie mogłem złapać za ucho, bo było takie małe. Zastanawiałem się wtedy, jak mogę z tego pić, jak złapać? Siedzieliśmy wtedy u niej w pokoju na wąskiej kanapie. Ona z jednej strony, ja z drugiej. Grzecznie, jak para zawstydzonych nastolatków.
Aż nareszcie przyszedł wrzesień 2007 roku. Dokładnie 28 września. Jechałem wtedy na pierwszy zjazd na studia. Pierwszy weekend bez siebie. Wtedy właśnie pierwszy raz się pocałowaliśmy. Na holu ośrodka Caritas. Był to krótki ale namiętny buziak. Potem wspólne wypady do kina, randki, a o resztę nie pytajcie.
Pomimo, że minęło 16 lat, a było dużo wzlotów i upadków, to wiem, że kocham moją żonę ponad życie. I wiem także, że życie bez niej nie na sensu.
Kocham ją i będę kochał do końca mojego życia.
Tomasz
Moje pierwsze spotkanie z moją drugą połówką nastąpiło na Placu Piłsudskiego podczas Dni Stalowej Woli w trakcie jednego z koncertów. Było o tyle ciekawe, że zostałem poproszony do tańca i tak zaczęła się nasza znajomość, która trwa do dzisiaj.
N
Moje pierwsze spotkanie z moją miłością, a teraz już i od 15 lat moim mężem, przebiegało tak: poszłam się spotkać z nim żeby się zapoznać, bo poznaliśmy się przez portal randkowy. Poszłam tam z koleżanką, bo to w niej miał się zakochać, ale na szczęście on nie był zainteresowany nią tylko mną i tak to się rozwinęło. Jako swatka zeswatałam się sama, zamiast koleżankę. Od tamtej pory jesteśmy już razem 20 lat, a 15 lat w szczęśliwym małżeństwie z dwójką dzieciaków. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Iwona
HISTORIA NASZEGO SPOTKANIA W FORMIE WIERSZYKA NAPISANA
W słoneczne i piękne majowe popołudnie
Poczułam się radośnie, miło oraz cudnie!
Bo poznałam wtedy super chłopaka
A na domiar tego takiego przystojniaka
Od pierwszego wejrzenia go polubiłam
A w jego towarzystwie miło czas spędziłam.
Na przywitanie piękną czerwoną różę mi podarował
Dał buziaka w policzek i po prostu mnie oczarował .
Nasza pierwsza randka miała miejsce w „Biesiadzie”
W karczmie o typowo góralskim klimacie.
Zjedliśmy tam wtedy pyszny obiad oraz deserek
A potem wybraliśmy się na wspólny spacerek.
Cały czas trzymał mnie za rękę i posyłał mi spojrzenia
I poczuliśmy, że to miłość od pierwszego wejrzenia.
Przez wiele miesięcy dobrze się poznawaliśmy
I dlatego często w podróże się wybieraliśmy.
Byliśmy w Łańcucie, Zamościu i Sandomierzu,
A także w królewskim mieście Kazimierzu
Po kilku miesiącach powiedział „Kocham Cię”.
A ja oczywiście odwzajemniłam to uczucie
I ta nasza znajomość trwa do dnia dzisiejszego
I wreszcie wiem, że poznałam tego jedynego.
Oboje bardzo dobrze się rozumiemy i kochamy
I przed sobą żadnych sekretów nie mamy.
Jesteśmy dopasowani jak dwie połówki jabłuszka
A gdy się widzimy, to mocniej biją nam serduszka
Kocham go bardzo prawdziwie i szczerze
I naprawdę w Naszą miłość wierzę!
Magdalena