22 czerwca 1906 roku rozpoczęła się przed krakowskim sądem rozprawa, która głośnym echem odbiła się w galicyjskiej prasie. Na ławie oskarżonych zasiadło trzech gimnazjalistów: Franciszek Jasnos z Ulanowa, Edward Murdzyński z Rzeszowa i Antoni Wilusz z Krakowa.
Młodzieńcy poznali się w Gimnazjum św. Jacka w Krakowie w roku szkolnym 1904/1905. W tym czasie Jasnos i Murdzyński uczęszczali do klasy VI, a Wilusz do klasy VII. Wszyscy pochodzili z szacownych rodzin, bo tylko takich uczniów przyjmowało wówczas elitarne, krakowskie gimnazjum. A jednak do szkoły się nie garneli. We wrześniu 1905 roku spotkawszy się w jednej z krakowskich kawiarni uznali, że pobieranie nauk to zbędny wysiłek i solidarnie postanowili gimnazjum porzucić, oczywiście nie informując o tej decyzji rodziców. Do rozstrzygnięcia pozostała jeszcze jedna ważna kwestia. Ówczesny Kraków oferował ogromną paletę najróżniejszych rozrywek, ale aktywny w nich udział wymagał odpowiednich zasobów. Rzecz jasna kieszonkowe otrzymywane od rodziców nieświadomych nowych planów swoich pociech, nie mogło nawet w małym stopniu pokryć potrzeb gimnazjalnej spółki. Narady przyjaciół od św. Jacka trwały kilka wieczorów i przyniosły garść pomysłów. Jeden z nich byli gimnazjaliści postanowili wcielić w życie.
Dla poległych w Mandżurii
Młodzieńcy uznali, że najłatwiej będzie wykorzystać uczucia patriotyczne rodaków i postanowili ich naciągnąć na sfinansowanie wieczorku artystycznego, z którego dochód miał trafić na pomoc dla wdów i sierot po Polakach poległych podczas wojny w Mandżurii. Pomysł wydał im się doskonały i szybko przystąpili do realizacji planu. W drukarni Anczyca w Krakowie zamówili 100 sztuk programów według własnego projektu. Ulotka zapraszała do udziału w wieczorku „muzykalno-wokalnego”, z którego dochód zostanie przeznaczony na wdowy i sieroty po Polakach poległych na Wschodzie. Impreza zorganizowana staraniem młodzieży gimnazjalnej miała odbyć się 10 października w sali Sokoła. Kilka koron potrzebnych na opłacenie kosztów wydruku zdobył Janson sprzedając swój płaszcz i kołdrę. Zaraz po odebraniu ulotek z drukarni młodzieńcy przystąpili do realizacji drugiej części planu. Program wieczorku artystycznego sprzedawali wśród mieszczan. „Na przemian dwóch z nich wchodziło do sklepu lub mieszkania upatrzonej osoby i prosiło bardzo zgrabnie, aby pan dobrodziej lub pani dobrodziejka raczyła zaszczycić swoją obecnością wieczorek, który na cel tak szlachetny urządza młodzież szkół średnich w Krakowie.” Ceny biletów na programach nie było, ale gimnazjaliści podawali je w zależności od rozeznanej na miejscu zasobności klienta. W ciągu 10 dni młodzi „przedsiębiorcy” obeszli większość sklepów, adwokatów i lekarzy w mieście, wszędzie spotykając się z życzliwym przyjęciem i realnym wsparciem. Ulotki sprzedawali średnio po 2 korony, a całe przedsięwzięcie dało całkiem pokaźny zysk w wysokości około 400 koron. (Wówczas mundurowy policjant zarabiał około 670 koron rocznie).
Rajd po miastach Galicji
Wyczerpawszy zapas broszur i krakowską klientelę zamówili nowy nakład, tym razem 150 sztuk i pełni entuzjazmu pojechali pociągiem do Lwowa. W Krakowie pozostał tylko Murdzyński, bo swoją działkę przepuścił i nie miał pieniędzy na bilet. Wprawdzie koledzy obiecali mu podesłać parę koron ze spodziewanego w stolicy województwa plonu, ale słowa nie dotrzymali, chociaż lwowska wyprawa byłym gimnazjalistom sowicie się opłaciła. Działali zgodnie z wypróbowaną w Krakowie metodą. Sprzedając programy obchodzili sklepy, urzędy i osoby prywatne. Przedstawiali się jako lwowscy studenci i informowali, że 10 procent uzyskanego ze sprzedaży biletów dochodu zostanie przeznaczone na lwowskie Towarzystwo Szkoły Ludowej. Interes szedł świetnie. We Lwowie udało się oszustom uzbierać około 500 koron. Pieniądze jednak w większości pozostawili w miejskich restauracjach i kawiarniach, grając w karty i doskonale się bawiąc. Pozostało im zaledwie 50 koron, z którymi pojechali do Przemyśla, a stamtąd po jednym dniu do Krakowa. Tam Jasnos i Wilusz (bez udziału chwilowo obrażonego na nich za nieprzysłanie pieniędzy Murdzyńskiego) sprzedali pozostałe programy, zebrawszy około 100 koron.
Dla rodaków w zaborze Rosyjskim
W kilka dni po tym interesie Jasnos dogadał się jednak z Murdzyńskim i już bez Wilusza założyli nowy komitet. Tym razem spółka postanowiła urządzić 15 grudnia w Sokole wieczorek na rzecz „rodaków cierpiących nędzę w zaborze rosyjskim.” Program imprezy i bilety zamówili w drukarni Koziańskiego. Sprzedawali je w Krakowie, gdzie zarobili 50 koron. Potem szczęścia próbowali w sklepach w Tarnowie, tam do kieszeni wpadło im 60 koron. Stamtąd pojechali do Ręszowa i uzyskali blisko 50 koron. Najhojniejszy okazał się Lwów, i tu w czasie 5 dni zbierając po sklepach, towarzystwach ubezpieczeniowych i w dyrekcji kolei państwowej uzyskali 300 koron. W drodze powrotnej wstąpili na jeden dzień do Przemyśla (50 koron), na kilka godzin do Jarosławia (20 koron) i na chwilę do Łańcuta (3 korony). Po powrocie do Krakowa przedsiębiorcza spółka postanawiała zawiesić działalność, bo o gimnazjalistach wyłudzających pieniądze zrobiło się głośno nie tylko na krakowskim bruku, ale także w miejscowej prasie.
Raut fiołkowy
Pieniądze jednak szybko się skończyły i gimnazjalna spółka w różnych układach wznowiła działalność. Panowie urządzili tourne po miastach Galicji zbierając datki na „głodnych i rannych rodaków w Królestwie.” Kwestowali w pociągach na „dar narodowy 3 Maja”, sprzedawali cegiełki na „wykupienie w Konstantynopolu domu w którym umarł Mickiewicz”, itp. Ostatecznie w ręce władz oszuści wpadli urządzając „raut fiołkowy”. Informacja o dobroczynnej imprezie ukazała się ogłoszeniem w dziennikach krakowskich. Młodzi oszuści przygotowali także 500 zaproszeń, bilety oraz afisze. Zaproszenia zostały rozesłane do bardzo wielu osób w Krakowie i całym kraju. Do zaproszeń zostały dołączone przekazy pocztowe z adresem „komitetu rautu”. Zaledwie jednak zaczęły napływać pieniądze „wkroczyła policyja i położyła temu koniec.” Wszyscy trzej byli gimnazjaliści zostali aresztowani i trafili na ławę oskarżonych. Jednak przysięgli choć orzekli o winie obwinionych, uwolnili ich od odsiadki. Taki wyrok młodzieńcy zawdzięczają prawdopodobnie dobrze ustosunkowanym i zamożnym rodzicom. „Przy sposobności, p. radca Raczyński, przewodniczący trybunału, upomniał uwolnionych, aby się poprawili, bo widocznie przysięgli werdyktem swoim chcieli im dać sposobność poprawy i wejścia na drogę uczciwej pracy.”
Bartłomiej Pucko