27 stycznia 2023 r. minęło 25 lat od śmierci w dalekiej Kandzie plutonowego Bolesława Dzierżka z Kotowej Woli. Żołnierza 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, uczestnika bitwy pod Monte Cassino, czołgisty z legendarnego 4. Pułku Pancernego Skorpion.
To on, trawiony tęsknotą za rodzinnymi stronami, w lipcu 1946 r. tak pisał z Londynu do matki, nie wiedząc, że ta od prawie 7 lat już nie żyje, pisał na odwrocie dedykowanego jej zdjęcia, na którym stoi w mundurze i z przypiętymi wojennymi odznaczeniami: – Mamuś moja Mamuś lepiej siedzieć w chałupie a te mendaliki wszystkie powiesić na… ścianie.
Nie wiedział też wtedy, że za dwa lata czeka go wyprawa za Ocean i życie na dalekiej obczyźnie. Że minie aż 20 lat od opuszczenia Kotowej Woli w 1939 r., nim odwiedzi ojczyste strony i znów przekroczy próg rodzinnej chałupy.
Historię Billa Dzierżka, bo takim imieniem nazywano go w Armii Andersa, opisałem w obu wydaniach książki o „żołnierzach znad Wisły i Sanu walczących w bitwie pod Monte Cassino” (2015 i 2020). Myślę, że warto przypomnieć ją także na łamach „Sztafety”.
Rowerami na wojnę
Bolesław Dzierżek urodził się 21 listopada 1912 r. w Kotowej Woli (był to wtedy dawny powiat tarnobrzeski w ramach CK Austro-Węgier). Był synem Jana i Marii z Sarnowskich, miał trzech braci i cztery siostry.
– Mój ojciec, Henryk, najmłodszy z braci, zapamiętał, jak pod koniec sierpnia 1939 roku bracia Bolek i Mietek pojechali rowerami do Rozwadowa na punkt mobilizacyjny. I wtedy ślad się po nich urwał. Bolek odnalazł się po latach w Anglii. Mietek, jako oficer był więźniem Starobielska i został zamordowany przez Rosjan w Charkowie – opowiadał mi Bolesław Dzierżek z Tarnobrzega, który imię otrzymał po stryju „od Andersa”.
To on ma w domowym archiwum bogaty zbiór jego dokumentów i opisanych fotografii: przedwojennych z Polski i tych późniejszych – z Iranu, Iraku, Palestyny, Egiptu, Włoch, Anglii i Kanady. Z woli stryja otrzymał też jego wyjściowy mundur, beret i odznaczenia.
Z kolei Lucyna Galek ze Zbydniowa, siostrzenica żołnierza, otrzymała od niego album z unikatowymi wojennymi i rodzinnymi zdjęciami. Inna siostrzenica, Leokadia Kuziora z Pysznicy, dostała drewniany obraz Matki Boskiej z Dziecięciem, który Bill zawsze woził w czołgu.
Niewola, łagry, Armia Andersa
We wrześniu 1939 r. Bolesław Dzierżek, walczący w 39. Pułku Piechoty Strzelców Lwowskich, dostał się do sowieckiej niewoli i trafił do łagrów w Archangielsku na Dalekiej Północy, a stąd do Armii Andersa, z którą w marcu 1942 r. ewakuował się do Persji (Iranu). Na jednym ze zdjęć napisał: – Piątka sybiraków, dobrych kolegów z czasów ciężkich przeżyć w wojsku i u Stalina. Na innym z kolei pisze o szóstce sybiraków „po opuszczeniu raju na ziemi i oddychnięciu całą piersią na Perskiej ziemi w dowód nowego życia”.
Bolesław był kierowcą i mechanikiem warsztatowym w 4. Pułku Pancernym Skorpion, i z nim przeszedł swój bojowy szlak: od Monte Cassino po Bolonię.
– Wuj bardzo niechętnie opowiadał o swoich wojennych przeżyciach. A o bitwie pod Monte Cassino mówił tylko, że gdyby przyszło mu walczyć na pierwszej linii, to na pewno by nie przeżył – wspominał Andrzej Karaś, wieloletni wójt gminy Zaleszany (jego matka, Stanisława, była siostrą Bolesława).
– To były rozmowy o wszystkim, tylko nie o wojnie. Mówił o Kanadzie, o swej pracy i rodzinie, ale nie o swoich wojennych losach. Nie pisał też listów – potwierdza bratanek Bolesław Dzierżek.
Rodzinne dramaty
Po wojnie Bill pozostał w Anglii, skąd w 1948 r. wyjechał do Kanady. Nim osiadł w Toronto, gdzie w 1955 r. zatrudnił się jako lakiernik w fabryce Forda, imał się różnych zajęć: pracował na farmie, nosił walizki w hotelach, a nawet… poszukiwał złota w rzekach w pobliżu Edmonton.
W Kanadzie ożenił się z Magdaleną Nają, z którą miał córkę Marysię. Niestety, w maju 1966 r. żona zmarła na chorobę nowotworową. W lutym 1970 r. spotkał go kolejny dramat – przy porodzie umarła wraz z dzieckiem jego ukochana córka Marysia, mająca wtedy zaledwie 20 lat.
Adoptował i ściągnął bratanicę
– Kiedy stryjowi zmarła żona, zaczął starania, by ściągnąć naszą rodzinę do Kanady. Chciał mieć blisko najmłodszego brata i opiekę na stare lata. Nie otrzymaliśmy jednak zgody polskich władz i mimo różnych odwołań do wyjazdu nie doszło. Ojcu, w 1969 roku pozwolono tylko na trzymiesięczny pobyt w Kanadzie – opowiadał Bolesław Dzierżek.
Wcześniej, w 1962 r. Billowi udało się natomiast ściągnąć do Kanady bratanicę, 18-letnią Łucję Dzierżek. Stało się to możliwe po tym, jak ją… formalnie adoptował.
Wiele lat później, w sierpniu 1997 r. odwiedziła go w Kanadzie siostrzenica Lucyna Galek. – Wuj czasami tak mi się uważnie przyglądał. Kiedy zapytałam, dlaczego, to powiedział, że jestem bardzo podobna do jego matki – wspominała.
Na ojczystej ziemi
Pierwszy raz po wojnie Bolesław Dzierżek odwiedził Kotową Wolę i rodzinne strony latem 1959 r. Spotykał się tu wtedy z innymi żołnierzami gen. Andersa z pobliskiego Majdanu Zbydniowskiego: Józefem Chciukiem i Krzysztofem Woźniczką. Odwiedził też Częstochowę i Zakopane. W sierpniu 1965 r. rodzinne strony ojca odwiedziła córka Marysia. Bill Dzierżek był jeszcze w Polsce w roku 1971 i 1975. Ostatni raz przyjechał do kraju w sierpniu 1979 r. na kościelny ślub siostrzeńca Mieczysława. Myślał nawet o wykupieniu sobie miejsca na cmentarzu w Zaleszanach, ale ostatecznie do tego nie doszło.
– Zawsze bardzo serdecznie odnosił się do swojej licznej rodziny w Polsce i pomagał jej jak tylko mógł. Materialnie też. W każdych świątecznych życzeniach zawsze było te parę dolarów. Pamiętam też paczki żywnościowe otrzymywane na święta. On nie był krezusem, nie znalazł tam złota, ale o nikim nie zapominał, a kogo tylko mógł, to ściągał do Kanady – opowiadał bratanek Bolesław.
Andrzej Karaś przytoczył natomiast taką historię: – Po jednych z odwiedzin w Kotowej Woli, Bill z żoną wracali pociągiem do Stalowej Woli. Szli więc piechotą na stację w Zbydniowie, a po drodze spotkali dwóch sąsiadów, dobrych znajomych i rówieśników wuja. Zaczęła się rozmowa i wspomnienia, a w pewnej chwili Bill, który na obu rękach nosił zegarki z bransoletkami, ściągnął je i ofiarował im w prezencie na pamiątkę. Mimo wojennych i osobistych przeżyć, pozostał wesołym, pogodnym człowiekiem.
100 lat rodzeństwa Dzierżków
Bolesław Dzierżek zmarł 27 stycznia 1998 r. Spoczywa na cmentarzu w Toronto, obok drugiej żony, Marii. W testamencie zapisał, że cały majątek ma zostać spieniężony i podzielony między rodzinami Dzierżków i Naja. W sumie było to aż 36 spadkobierców.
Mowę pożegnalną nad jego grobem wygłosił Jarosław Sawarski, 20-letni wówczas syn Danuty, siostrzenicy Bolesława.
– Bill był człowiekiem skromnym. Nie uważał się za bohatera, dla niego cała walka i poświęcenie były obowiązkiem patriotycznym. Pamiętam, że gdy w liceum w Kanadzie, gdzie się uczyłem, przygotowałem prezentację o Bolesławie Dzierżku i żołnierzach generała Andersa oraz o zwycięstwie pod Monte Cassino, to wuj był bardzo ucieszony, a mój nauczyciel bardzo zaskoczony. Bo w Kanadzie nic nie wiedziano, że dokonali tego Polacy, zdradzeni potem przez sojuszników i – jak Bill – pozbawieni wolnej ojczyzny. Pamiętam, że od tamtej pory wielokrotnie, widząc mnie na przerwie, mój nauczyciel uśmiechał się, robiąc palcami gest zwycięstwa „V” i krzycząc „Cassino!” – wspominał Jarosław Sawarski.
Co ciekawe, pokolenie rodzeństwa Dzierżków trwało dokładnie 100 lat. Najstarsza, Stanisława, urodziła się bowiem 18 stycznia 1911 roku, a najmłodszy, Henryk, zmarł 15 stycznia roku 2011.
Świetnie napisany artykuł – bardzo ciekawa historia. Wspaniałe było to pokolenie Polaków…