Od 1 stycznia 2023 r. w Polsce obowiązuje tzw. unijna dyrektywa Omnibus. Ma ona m.in. przeciwdziałać nieuczciwym promocjom, nakładając na sprzedających obowiązek podawania trzech cen przecenionego towaru: promocyjnej, regularnej i najniższej ceny tego produktu z ostatniego miesiąca.
Do tej pory mogliśmy tylko podejrzewać, że sprzedawcy tak manipulują cenami, czyli sztucznie je podnoszą, by potem je obniżyć w ramach rzekomych „promocji” czy fałszywych wyprzedaży.
Omnibus ma więc zapobiec sytuacjom, gdy jednego dnia np. telewizor dostępny jest w cenie, powiedzmy 999 złotych, a kolejnego jest „przeceniony” z 1999 złotych na 1299 złotych.
Takie działania były dość często zgłaszane do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w szczególności pod koniec roku, kiedy mamy akcje typu Black Friday, Cyber Monday, Black Weekend czy tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
Teraz takie praktyki mają być niemożliwe, a rzetelność sprzedających ma weryfikować Inspekcja Handlowa (ta może nałożyć karę nawet do 40 tys. zł) oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (ta może „przyłożyć” jeszcze większe kary). Ale jak zawsze, diabeł tkwi w szczegółach i handlowych sztuczkach, po które dalej mogą sięgać nieuczciwi sprzedający.
Koniec rekordowych obniżek
Branżowi specjaliści przyznają, że sieci handlowe będą musiały zmienić swoje zwyczaje. Sugerują też, jakiego rodzaju „trików” można spodziewać się już wkrótce. Zwłaszcza że obecnie promocje to jedna z ulubionych ich form zachęcania do zakupów.
— Na pewno przy obecnej dyrektywie część dotychczasowych trików, które stosują niektóre sklepy, przejdą do przeszłości. Nie będzie już można opowiadać o wiecznym „wietrzeniu magazynów” sklepów z elektroniką. Zniknie też Black Friday w obecnym kształcie. Klienci zobaczą, że obniżki cen rzędu 70 proc. po prostu się nie zdarzają. Prawdziwa wyprzedaż może objąć jedną-dwie sztuki na sklep, a nie wielotysięczne partie. W ich przypadku obniżki ceny są zazwyczaj symboliczne – komentuje Tomasz Szacoń, właściciel firmy doradczej Retail Poland Consulting, który negocjuje dostawy produktów z największymi sieciami w Polsce. Jego zdaniem, znikną też promocje w stylu „kupuj bez VAT” czy „raty 0 proc.”.
– Polacy to lubią, ale to nie istnieje. Koniec końców, ktoś to finansuje i bierze na siebie – wyjaśnia Szacoń.
Kup dwa i zapłać mniej
Wydaje się zatem, że najpopularniejszym rozwiązaniem stanie się teraz znany już schemat, czyli „kup dwa i zapłać mniej”. Tego typu akcje są już spotykane w wielu sklepach, a wszystko wskazuje na to, że ich popularność może.
Można się zatem spodziewać, że takie właśnie promocje, które już na stałe zagościły do dużych sieci spożywczych, teraz trafią też do innych sklepów, które dotychczas stroniły od takich form. Łatwo wyobrazić sobie, że do telewizora dołączone będą w ten sposób jakieś akcesoria albo usługi. I właśnie dzięki temu sklepy te unikną konieczności informowania o dawnej najniższej cenie. Przykładowo, sklep z elektroniką nie będzie musiał jej podawać, jeśli w skład promocji wchodzi zakup konsoli i jednej z gier.
Także rzucające się w oczy informacje o cenach to rzecz, która teraz stanie się jeszcze cenniejszym orężem sklepowego marketingu. Gdy używanie sformułowań takich jak „promocja” czy „okazja” będzie trudniejsze, przebicie się z odpowiednio „krzyczącymi” kolorami (czerwony, żółty, pomarańczowy) znacznie zyska na znaczeniu.
Numer na kupony i kody
Sklepy poszukują też sprawdzonych wcześniej rozwiązań. Ich zastosowanie trzeba będzie jednak zawęzić. Wśród przedsiębiorców, którzy nie chcieli informować o najniższej cenie z ostatnich 30 dni, pojawiały się pomysły stosowania kuponów lub kodów rabatowych, co miało pozwolić na „obejście” stosowania nowych przepisów. Okazuje się jednak, że to nie będzie takie proste.
Dlaczego? Bruksela liczyła się z możliwością takiego obejścia nowego prawa. Jeśli promocja jest adresowana do wszystkich lub większości klientów (gdy np. każdy może wpisać podany kod lub może zapisać do newslettera i uzyskać zniżkę), to należy stosować nowy przepis.
Najniższej ceny z ostatnich 30 dni nie będzie trzeba jednak podawać w przypadku, gdy obniżka ma charakter spersonalizowany, to znaczy uprawniony jest do niej konkretny konsument, a to uprawnienie wynika np. z faktu, że konsument wcześniej dokonał u tego sprzedawcy określonych zakupów i uzyskał prawo do zniżki na kolejne. Podobna sytuacja dotyczy programów lojalnościowych np. polegających na długotrwałym gromadzeniu punktów.
Zniżka na urodziny i rocznicę ślubu
Specjalne oferty mogą też wiązać się z ważnymi rocznicami – wtedy też nie trzeba podawać nowej ceny. Sklepy będą mogły tworzyć spersonalizowane promocje dla konkretnych konsumentów, np. z uwagi na ich urodziny czy rocznicę ślubu.
A jeśli sieciom spożywczym bardzo będzie zależeć na tym, by przekonać klientów do promocji i jednocześnie nie podawać najniższej ceny z ostatniego miesiąca, zawsze pozostanie im skrócenie terminu ważności produktu. Gdy jest on krótszy od 30 dni, dyrektywa Omnibus nie obowiązuje.
Ja kupuje już tylko w sklepach, które się od razu dostosowały do dyrektywy. Dużo marketów mam blisko, a wole jechać dalej do takiego media expert bo widzę, że traktują klienta (i prawo) poważnie.
Dobrze powiedziane. Minął prawie miesiąc a niektóre sklepy nawet nie mają cen z 30 dni. W ME widziałem, że akurat przestrzegają