Przed wojną w Stalowej Woli nie odbył się ani razu bal sylwestrowy. Zresztą tradycja takich zabaw jeszcze mocno się nie ugruntowała. Młoda część zasobniejszej kadry techniczno-urzędniczej w okresie karnawału i na czas przyjścia Nowego Roku wybierała się przede wszystkim do Lwowa. Połączenie kolejowe z tą stolicą województwa było szybkie i niezawodne. Jazda tzw. lukstorpedą trwała nieco dłużej niż dwie godziny.
Pierwszy bal w Stalowej Woli, nie licząc zabaw ludowych, odbył się 2 lutego 1939 roku. Był to bal karnawałowy z wielką pompą, odbył się w ówczesnym kasynie hotelu nr 1. Dziś kasyno i hotel nr 1 to po prostu Urząd Miasta. W części dawnego kasyna teraz obraduje Rada Miejska.
– Bal był wspaniały; panie w balowych toaletach, panowie we frakach, słowem – szyk i elegancja – wspominał Adam Wilczyński, wówczas młody inżynier pracujący w Zakładach Południowych. Uczestnikami balu była przede wszystkim kadra inżynierska i wysocy urzędnicy nowo uruchamianych Zakładów Południowych. Był konkurs tańca, wybierano królową balu, którą notabene została żona wspomnianego Wilczyńskiego – Halina.
W czasie okupacji mowy o balach sylwestrowych nie było, zresztą obowiązywała godzina policyjna. Co najwyżej w niektórych w mieszkaniach prywatnych zbierano się na wspólnej zabawie. Tradycja zabaw w prywatnych mieszkaniach funkcjonowała jeszcze w latach powojennych i później w latach 50. i 60. Były to tak zwane prywatki. Zapewne jeszcze dziś można spotkać się z tą formą sylwestrowej zabawy.
Wybuch sylwestrowego szaleństwa nastąpił z początkiem lat 50. Zabawy witające nowy rok organizowano w gospodzie (dziś sala konferencyjna komendy policji), w domu gościnnym „Hutnik”, gospodzie przy ówczesnej ulicy 1 Maja (dziś siedziba TVK Diana). W tych balach uczestniczyli w zdecydowanej większości pracownicy Huty Stalowa Wola. Ale były tez zabawy środowiskowe w przedszkolach, szkołach, które miały sale gimnastyczne. Największa zabawa odbywała się w auli Technikum Hutniczego przy ul. Hutniczej. Była też zabawa w stołówce tzw. baraków leśnych, rozebranych na początku lat 60. Była zabawa w stołówce tzw. Meksyku – zespole baraków, w których mieszkali pracownicy firm budujących miasto i Hutę (dziś jest to rejon ulic Niezłomnych, szkoły nr 4 i ulicy Siedlanowskiego).
Najokazalszy bal w Stalowej Woli przez lata odbywał się w domu kultury. Wtedy jeszcze w sali widowiskowej była płaska podłoga, więc na niej odbywały się tańce. Cały hol, loże i balkon były zajęte, w balu uczestniczyło kilkaset par. Ale polowanie na zaproszenia, oczywiście płatne, odbywało się już na parę tygodni przed Nowym Rokiem. O ile pracownicy Huty mieli ułatwiony dostęp do zaproszeń, gorzej miała się sytuacja dla ludzi spoza zakładu. Podczas balu, dokładnie o północy, trzyosobowa delegacja stalowni składała dyrektorowi Huty meldunek o wykonaniu zadań produkcyjnych. Potem dyrektor składał życzenia wszystkim uczestnikom balu, oczywiście życząc im w Nowym Roku dalszych sukcesów w pracy zawodowej i życiu osobistym. Następnie na krotko gasły światła, aby wszyscy mogli składać intymne, z pocałunkami połączone, życzenia.
Gdy w połowie lat 60. podłogę sali widowiskowej przebudowano na pochyłą, najważniejsze dla Stalowej Woli bale odbywały się w restauracji zakładowej „Hutnik”. Nie na długo; uznano bowiem, że w „Hutniku” miejsca jest za mało i reprezentacyjny bal przeniesiono w latach 70. do hali sportowej. Wtedy już zrezygnowano z meldunków stalowników. Gdy rozbudowano halę o kryty basen i nową salę treningową, w witaniu Nowego Roku uczestniczyło ponad tysiąc osób. Wtedy do tańca przygrywały nawet dwie orkiestry.
Bale sylwestrowe odbywały się w klubach środowiskowych; w Ozecie w „Energetyku”, w Spółdzielni Mieszkaniowej w „Emce”, w klubie młodzieżowym ZMS „Oaza” mieszczącym się w dzisiejszej siedzibie TVK Diana, rozwadowskiej „Ronicie”. Bale organizowała stalowowolska gastronomia, z których największy odbywał się w restauracji „Arkadia”. W restauracji „Popularna”, dziś bar mleczny „Kaprys”, uczestnikami zabawy sylwestrowej byli przypadkowi goście. Zresztą była to najtańsza zabawa, a jej uczestnicy nie dbali o balowe stroje, jak w innych lokalach.
Dziś już nie ma polowania na zaproszenia na bal sylwestrowy. Między lokalami trwa konkurencja o klientów. I sale nie są tak jak dawniej zapełnione. Menu jest w wielu przypadkach bardzo wyszukane i co istotne; nie ma, jak w dawnych czasach, nadmiernego picia alkoholu, jest umiar. A ponadto jest wiele eleganckich kreacji, zarówno damskich, jak i męskich. Szyk i elegancja – powiedziałby inżynier Adam Wilczyński, który na współczesne stalowowolskie bale nie chodzi.
Z archiwum Dionizego Garbacza